[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kochałam. Na jego twarzy pojawiło się cierpienie. L R T - Kochałaś? - Gotowa byłam zrobić wszystko, żebyś ty mnie też pokochał - szepnęła. - Wszystko. Ale nie będę twoim więzniem. - Zdjęła pierścionek z brylantem i podała mu drżącą ręką. - Nie mogę być twoją żoną. Eduardo poczuł się tak, jakby ktoś wymierzył mu cios w żołądek. Gdy znalazł Callie w objęciach McLinna, ożyły wszystkie jego najgorsze lęki. Miał wrażenie, że koszmar się urzeczywistnił, i poczuł wściekłość, jakiej nie czuł jeszcze nigdy w życiu. Chciał zabić tego człowieka gołymi rękami i może by to zrobił, gdyby Callie się nie wtrąciła. Teraz opadł na łóżko, wpatrując się dziesięciokaratowy brylant, i uświadomił sobie, że lęk przed zobaczeniem Callie z innym mężczyzną nie był największym lękiem w jego życiu. Zawsze wiedział, że ten dzień w końcu nadejdzie i teraz poczuł niemal ulgę. Wreszcie mógł przestać się zastanawiać, kiedy ona go opuści. Zacisnął palce na pierścionku i powiedział z wrażeniem, że w gardło wbijają mu się ostre kolce: - Jutro wypełnię papiery rozwodowe. Zrobię to, co powinienem zrobić już dawno temu. - Podniósł na nią wzrok. - Zwrócę ci wolność. Po jej pięknej, bladej twarzy płynęły łzy. - Po prostu nie mogę żyć z mężczyzną, który mi nie ufa i który próbuje kontrolować każdy mój krok. - Rozumiem - uśmiechnął się ponuro. - W dzień naszego ślubu powiedziałem ci, że gdy to małżeństwo dobiegnie końca, przyda się umowa przedmałżeńska. Callie stała przy łóżku, blada jak duch. - Nie sądziłam, że uwolnisz mnie tak łatwo. - Jestem zmęczony ciągłym zastanawianiem się, co myślisz i co robisz. Zmęczony czekaniem na dzień, kiedy zmądrzejesz i odejdziesz - powiedział ochryple. Podniósł się i dotknął jej policzka. - Tak jest chyba łatwiej. - A Marisol? - szepnęła. Znów poczuł przeszywający ból. Opuścił rękę i cofnął się. - Zawsze będziemy jej rodzicami. Ze względu na nią będziemy się szanować. Będę płacił alimenty. Podzielimy się opieką. L R T - No tak - szepnęła z oszołomieniem. - No tak. - A jeśli będzie następne dziecko? - Jego usta drgnęły. - Tym razem powiesz mi o tym, si? - Tak. Tak, powiem ci. - Możesz jutro wrócić z rodziną do Ameryki. Odwróciła się, przeszła dwa kroki i spojrzała na niego. - A Brandon? - Ach, tak - uśmiechnął się ponuro. - Brandon. Tak jak mówiłaś, on też jest członkiem rodziny. Którym ja nigdy nie byłem - dodał lekko. Callie patrzyła na niego z błaganiem w oczach. - Nie zrobisz mu nic złego? Nie skrzywdzisz go? Wyciągnął rękę i odsunął kosmyk długich włosów z jej twarzy. - Oczywiście, że go nie skrzywdzę. Nie jestem takim potworem, za jakiego mnie uważasz. W każdym razie teraz już nie mam żadnego powodu, żeby go krzywdzić. Nasze małżeństwo jest skończone. Obydwoje jesteśmy wolni. - Wolni - szepnęła. - Tak, jesteś wolna. - Odwrócił się i dodał obojętnie: - Marisol usnęła w kojcu w pokoju twoich rodziców. Chcesz ją zobaczyć? Callie nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego oczami ciemnymi jak morze o północy. Nie mógł znieść widoku jej pięknej twarzy. To musiało się skończyć, pomyślał ciężko, więc niech się skończy jak najszybciej. Wziął ją za rękę i poprowadził przez podwórze. Pośrodku patia zatrzymał się i spojrzał na nią w blasku wschodzącego księżyca. - Tak mi przykro - szepnęła. Powoli pociągnął ją w ramiona. Przycisnęła twarz do jego piersi i wymruczała: - Nie chciałam, żeby to się tak skończyło. Ramiona Eduarda drżały. Pomyślał o wszystkich swoich błędach, o wszystkim, co zrobił zle od początku, o wszystkim, co chciałby zmienić, gdyby mógł, tylko że nie wiedział jak. Nie potrafił nikomu zaufać, szczególnie komuś, kogo kochał, bo w głębi serca nie wierzył w szczęśliwe zakończenia. L R T - To nie twoja wina, tylko moja. Wyłącznie moja - szepnął, gładząc ją po włosach. Gardło mu się ściskało, gdy słyszał jej szloch. Desperacko odsunął od siebie emocje, tak jak czynił to przez całe życie. Uniósł jej twarz i uśmiechnął się krzywo. - Nasze małżeństwo nie było takie złe, prawda? - Nie - szepnęła. - W większości było wspaniałe. - Daliśmy naszej córce nazwisko. Damy jej dobry dom. - Tak, ale to będą dwa domy. Oddzielne. Niepewnie skinął głową i odwrócił wzrok, obawiając się tego, co Callie mogłaby zobaczyć w jego oczach. Przez chwilę obejmował ją w milczeniu pośród pogłębiających się cieni. Przymknął oczy i wdychał zapach jej włosów, wiedząc, że robi to po raz ostatni. - Wszystko będzie dobrze - powiedział, delikatnie ocierając łzy z jej policzków. - Wrócisz do domu i będziesz tam szczęśliwa. - Tak - zaszlochała. Wiedział, jak wiele kosztowały ją te słowa. W przypływie emocji, zanim zdążył się powstrzymać, objął jej twarz obiema dłońmi. - Ale zanim odejdziesz, muszę ci powiedzieć jedną rzecz. Jedną ważną rzecz, której nigdy ci nie powiedziałem. - Spojrzał na nią. - Kocham cię. Callie wciągnęła oddech i szeroko otworzyła oczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|