[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ignorować. Sarah z trudem odwróciła wzrok od umęczonej Rosjanki. Na lewo, w pobliżu centrum bazy i prowizorycznego lądowiska, na którym stało teraz kilka helikopterów, ujrzała dwóch mężczyzn. Byli uzbrojeni, ale karabiny mieli swobodnie przewieszone przez plecy. Domyślała się, że to wartownicy. Wolno zasłoniła wejście i szepnęła: - Tylko dwóch wartowników, każdy ma karabin. Dodatkowo uzbrojono ich w pistolety. To już cztery sztuki broni palnej. Jest nas pięcioro, ale Kurinami to samodzielna broń. Poza tym, przy karabinach zauważyłam bagnety... - Uczciwie ćwiczyłem kata z dwiema maczugami. Sprawdzę to teraz w praktyce... Sarah spojrzała na Japończyka, potem popatrzyła na Madison. - Te lekcje strzelania, które dawał ci Michael... Sądzisz, że potrafisz już posługiwać się karabinem? - Tak, matko Rourke. Chcę walczyć z tymi ludzmi. Dam sobie radę. - Dzielna dziewczyna. W takim razie jeden karabin dla ciebie, drugi dla mnie. Annie, ty wezmiesz pistolet, Elaine, ty też wezmiesz pistolet. - Niewiele wiem na temat broni. Umiem obchodzić się jedynie z coltem. - Może coś wspólnie wymyślimy... - Annie pospiesznie rozwiała wątpliwości Murzynki. - W porządku. - Sarah spojrzała na Madison. - Kiedy doliczę do trzech, chcę żebyś zaczęła wołać o pomoc, ale nie za głośno. Ma cię usłyszeć tylko tych dwóch żołnierzy, a nie cały obóz. Kurinami i ja będziemy gotowi na ich przyjęcie, a Annie i Elaine będą nas ubezpieczać. Sarah wzięła do ręki kołek, do którego przedtem przywiązano Japończyka. - Uwaga! Liczę do trzech. Bądzcie gotowi. - Sarah wysunęła lewy kciuk. - Raz. - Potem palec wskazujący. - Dwa. - A potem, po sekundowej przerwie, palec środkowy. - Trzy! Madison właściwie nie krzyknęła. To bardziej przypominało szloch. Dokładnie taki, o jakim myślała Sarah. - Pomóżcie mi! Och! Proszę! Boże! Ratunku! Sarah nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Ta dziewczyna będzie nieodrodną córką klanu Rourke'ów - pomyślała. Sarah lekko się cofnęła, rękę uzbrojoną w kołek uniosła wysoko w górę. Trzymała palik jak sztylet. Kurinami przyczaił się z boku. Poły namiotu rozsunęły się i do środka zajrzał młody Rosjanin. - Akiro! - syknęła Sarah. 90 Pilot błyskawicznie wciągnął żołnierza do środka. Pchnął go na podłogę, przydusił do ziemi i jednym ciosem zmiażdżył żołnierzowi jabłko Adama. W tym czasie Sarah czekała na swoją ofiarę. Najpierw dostrzegła ruch pałatki. W szparze pojawiła się lufa karabinu należącego do drugiego wartownika. Sarah zatoczyła kołkiem szeroki łuk skierowany ku dołowi i wbiła palik w ramię żołnierza. Z otwartej rany pociekła krew. Mężczyzna właśnie wchodził do namiotu. Teraz Sarah kantem dłoni z całej siły uderzyła go w twarz, tuż u podstawy nosa. Zrobiła po prostu to, co wiele razy widziała w wykonaniu innych. Zaskoczenie było całkowite. Wszystko odbyło się w absolutnej ciszy. Sarah zrobiła półobrót w prawo. Elaine Halwerson trzymała już zdobyczny pistolet, a Annie rozbrajała leżącego Rosjanina. Sarah zarzuciła sobie pas karabinu na ramię i zaczęła manipulować przy czymś, co wyglądało na regulator trzonu zamka. Znalazła bezpiecznik z selektorem. Nastawiła broń na ogień ciągły. Tak przynajmniej się jej wydawało, gdyż nie mówiła po rosyjsku. - Czy ktoś tu zna rosyjski? - Ja, trochę. - Porucznik uśmiechnął się skromnie. - Czy to znaczy pociągnąć za spust ? - Pokazała pilotowi, o co jej chodzi. Kurinami roześmiał się. - Tak. O ile się orientuję... Sarah tylko skinęła głową. Kurinami dzierżył już bagnety, Annie - drugi pistolet, a Madison, cicha Madison, spokojnie trzymała w obu rękach przydzielony jej karabin i dzwigała pas z zapasową amunicją. - Gotowi? Najpierw idziemy uwolnić Natalię. Nie możemy jej tu zostawić - powiedziała Sarah. - Potem przebijemy się do lądowiska, wskoczymy do jednego z helikopterów, a porucznik Kurinami wyprowadzi nas z tego piekła. To nasza jedyna szansa. Podeszła do Annie i serdecznie ją ucałowała. - Bardzo cię kocham. Z kolei objęła wzruszoną Madison. - Ty też jesteś moja córką. Naprawdę was kocham. Ciebie i twoje dziecko. Madison nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Sarah odwróciła się w stronę wyjścia. - Czy ktoś pomógł Elaine z jej pistoletem? - Tak, mamo - odparła Annie. - Zabijemy tych drani - szepnęła Sarah i wybiegła z namiotu, gotowa zginąć za swoją najgrozniejszą rywalkę. 91 Rozdział 46 Natalia czuła, że cała drży. Koszmarne wizje zniknęły, ale to, co dziewczyna zobaczyła na jawie, było jeszcze gorsze. Przed nią stał Karamazow. W lewym ręku trzymał rozpalony do czerwoności bagnet. Nie opodal płonęło małe ognisko. W jego płomieniach rozgrzewały się końce dwóch innych bagnetów. One też zaczynały się już żarzyć. - To najpewniejszy sposób na oczyszczenie rany, moja droga - szepnął Karamazow. Zawstydziła się swojego zapachu i wyglądu. Ten wstyd był silniejszy od strachu. Jeszcze bardziej wstydziła się tego, że nie udało się jej zabić pułkownika i że zawiodła Sarah, Annie, Madison, Elaine oraz porucznika Kurinamiego. To wstyd, że próbowała ich uratować tak nieudolnie... Spojrzała mężowi w oczy. - Jeśli po śmierci istnieje jakiekolwiek życie, wrócę z zaświatów i obrócę wniwecz twoje marzenia. Będę upiorem. Zadręczę ciebie na śmierć. Nie dam ci spokoju... Karamazow roześmiał się i zbliżył ostrze bagnetu do lędzwi kobiety. - Obawiam się, kochanie, że nie umrzesz tak prędko... Jeszcze się trochę pomęczysz! Poczuła ciepło bijące od rozgrzanego ostrza. Jedyne, co mogła teraz robić, to krzyczeć. Spojrzała w stronę bagnetu zbliżającego się do niej milimetr po milimetrze. Koniec ostrza dotknął już włosów kryjących łono Natalii. Wstrzymała oddech i jak mogła najbardziej przywarła plecami do skalnej ściany. - Mam przy sobie magnetofon, przygotowany do nagrywania. Pomoże mi to zapamiętać te piękne chwile do końca moich dni. Dziewczyna zamknęła oczy i zawołała: Idz do diabła! Poczuła ciepło... John Rourke trzymał pythona w obu rękach. M-16 był wygodniejszy, ale Amerykanin nie ufał celności karabinu. Byłoby mu łatwiej od razu zabić Karamazowa, ale nóż mógłby zdążyć zagłębić się w ciało Natalii. Musiał trafić pułkownika w rękę. Pewnie pociągnął za spust kolta. Pistolet lekko drgnął. Natalia przestała krzyczeć. Jarzący się bagnet szerokim łukiem wyleciał z ręki szaleńca. Karamazow chwycił się za lewe przedramię. Rourke pognał w jego stronę. Padał ulewny deszcz. Doktor w biegu zastrzelił dwóch żołnierzy stojących po bokach Karamazowa. Potem wycelował w męża Natalii i strzelił. Wydawało się, że Rosjanin potknął się na skałach, poślizgnął, potem jednak wstał i zaczął uciekać. Nagle John usłyszał strzały. Do Natalii pozostało mu dwadzieścia pięć jardów. - Sarah! To rzeczywiście była jego żona. Karabin, który trzymała, bluzgał ogniem. Biegła od strony odległego krańca obozu. Tuż przy niej biegła Annie, a za nimi - Madison. Ona również strzelała z karabinu. Elaine trafiła właśnie nadbiegającego przeciwnika prosto w twarz. Japończyk Kurinami, uzbrojony w dwa bagnety, 92 kłuł, podcinał gardła, rozpruwał czarne mundury wrogów. Choć pozbawiony broni palnej, pozostawiał za sobą największe spustoszenie. Karabin Sarah nagle zamilkł. Rosjanie gęstą tyralierą nadbiegali w jej kierunku. John spojrzał znów na Natalię, nie ustając w morderczym pędzie. Przez panujący wokół zgiełk przebił się pojedynczy głos. Głos Natalii: - Kocham cię! 93 Rozdział 47 Karamazow wycofał się i zniknął za plecami swoich żołnierzy. Rourke opróżnił cały magazynek pythona, strzelając do żołnierza chcącego zabić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|