Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słuchając tylko szumu pomp i brzęczenia specjalnych świetlówek.
Rzeczywiście, rozmowa ze strażnikami powtórzyła się jak co dnia i znów wygrał. Czym
prędzej schronił siew cieplarni.
Gdy już przekroczył próg oazy, gniew przeszedł mu jak ręką odjął, nawet zmarszczki na
twarzy jakby się wygładziły. Było ciszej niż zwykle. Wzruszył ramionami. Pewnie dlatego, że przy
dzisiejszej pogodzie maszyneria nie musi się tak wysilać. Te same bomby, które zabiły setki
tysięcy ludzi, przejściowo złagodziły też klimat znacznych połaci planety.
Przespacerował się wzdłuż szpaleru strączkowatych pnączy. Zerwał obumarłe liście, poprawił
zaczepy sieci nośnych i z przyjemnością zauważył, że mało zmieniło się tu od ostatniej jego
wizyty.
Skręcał właśnie na centralną wysepkę, gdy pojął, czego mu brakuje. Nie odgłosu pomp, ale
bzykania owadów sprowadzonych z daleka i za ciężkie pieniądze do zapylania kwiatków.
Chowały się skrzętnie zawsze, gdy wyczuły czyjąś obecność. Pastoura już znały i nie uważały
go za zagrożenie, w środku zatem musiał być ktoś jeszcze...
- Ostrożnie, pułkowniku - powiedział intruz. - Proszę nie czynić niczego bez głębokiego
namysłu.
Była to naprawdę dobra rada. Gdy Pastour dojrzał wreszcie Stena i jego broń wymierzoną
prosto w swój radcowski brzuch, w pierwszych odruchu zapragnął rzucić się na śmiałka i rozedrzeć
gębę o pomoc. Ale powstrzymał się. Groziło mu albo zabójstwo, albo porwanie. Rozmawia ze
mną, pomyślał, więc chyba chodzi o porwanie. A jeśli tak, to zaraz zaczną się negocjacje. Akurat w
dyplomatycznych rozmowach Pastour był naprawdę dobry. Ale musi wyglądać na spokojnego.
Sten pilnie obserwował gospodarza. Kiedy już widział, że tamten jest bliski podjęcia jedynej
słusznej decyzji, opuścił broń. Oparł się o ławkę i skinął na Pastoura, by przysiadł na sterczącej
obok żerdzi. Radny posłuchał. Jednocześnie zastanawiał się, jakim cudem nieproszony gość zdołał
przeniknąć przez wszystkie bariery straży i czujników. Potem dopiero dostrzegł odsuniętą kratę
przy wylocie półmetrowego kanału odpływowego.
- Zawsze uważałem, że ten schron to poroniony pomysł - wykrztusił i roześmiał się
mimowolnie.
Sten nie widział w tym nic śmiesznego, ale Pastour machnął ręką na wyjaśnienia. Zbyt wiele
do opowiadania.
- Jak zamierza pan mnie stąd wyprowadzić? - spytał. - Jestem za stary na takie zakamarki. -
Wskazał odpływ.
- Pan zostaje tutaj - odparł Sten.
Pastour zmarszczył brwi. Czyżby jednak zabójstwo? Maniakalny morderca, który uwielbia
bawić się z ofiarą? Nie, młody człowiek wyglądał na w pełni zrównoważonego.
- No to, czego pan chce?
- Porozmawiać. Tylko tyle. To pomysł mojego szefa.
Pastour spojrzał zdumiony. Szefa?
- Zna go pan pod mianem Wiecznego Imperatora. Proponuje układ. Zobaczymy zaraz, co uda
nam się osiągnąć.
Pastour zwątpił we własną znajomość ludzi. Może faktycznie szaleniec? I co z takim zrobić?
Wiedział, że absolutnie nie wolno mu wchodzić w obłąkaną grę intruza. Zanim zebrał słowa, gość
sięgnął do kieszeni i rzucił gospodarzowi coś pod stopy. Pastour podniósł, spojrzał i aż go
zatchnęło. Znak osobistej pieczęci imperatora! Nie musiał sprawdzać autentyczności.
Zatem mężczyzna jest dokładnie tym, za kogo się podaje: emisariuszem Wiecznego
Imperatora. Pytania napłynęły całym potokiem. Jedno narzucało się najsilniej. Czemu właśnie ja?
Pastour poczuł, jak wraca mu wściekłość. Czy ten cholernik uważa, że jestem zdrajcą? Aż tak nisko
mnie ceni?
- Mój szef chce tylko, aby był pan świadom jego intencji - wyjaśnił Sten. -1 tego, że myśli o
panu. Proszę uważać to jedynie za próbę podjęcia dialogu.
- A co niby takiego miałbym mu powiedzieć? - spytał lodowato Pastour.
- Chwilowo nic.
- Czy usiłowano nawiązać kontakt z kimś jeszcze? - Gospodarzowi chodziło o pozostałych
członków Rady.
- Z nikim, prócz pana.
Zapadła długa cisza. Sten jej nie mącił. Chciał, aby gniew narósł w Pasteurze. Im większy,
tym lepiej, bo tym znaczniejsze będzie pózniejsze zmieszanie. W końcu zarzucił haczyk.
- Jak podobało się panu niedawne widowisko? Szef bardzo się starał.
Pastour skrzywił się na wspomnienie nalotu sprzed trzech dni. Sam uważał ten atak za znak [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript