Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jacques rzucił się przed siebie i zastąpił jej drogę tak szybko, że zamienił się w
rozmazaną
plamę. Pchnął ją mocno w stronę werandy. Raven, to pułapka. Uciekaj stąd.
Ale to ojciec Hummer! zaprotestowała.
Przyjdz
tu, kobieto warknął
sobowtór Slovensky'ego. Pochylił się, złapał księdza za kołnierz i
szarpnięciem uniósł na kolana. Przy szyi księdza błysnął nóż. Zaraz
go zabiję, jeśli nie zrobisz, co
ci każę.
Jacques odwrócił się, w głębi jego ciemnych oczu pojawiły się czerwone błyski. Warknął
ostrzegawczo tak, że Raven przeszedł dreszcz, a oprawcy księdza krew odpłynęła z
twarzy.
Zerwał się wiatr, ciskając liście i drobne gałązki o nop Jacques'a. Jakaś istota
zmateriałizowała
się jakby znikąd, uderzyła go mocno w pierś, uniosła i cisnęła o pień drzewa.
Raven krzyknęła. Michaił! Gdzie jesteś?
Już blisko. Uciekaj stamtąd.
Jacques i nieumarły bili się wśród drzew. Pazury zadawały ciosy, kły gryzły i szarpały.
Pod
ciężarem ich ciał pękały konary. Obaj, zwarci w śmiertelnej walce, bez przerwy się
przekształcali.
Wampir, silny i podniecony po ostatnim mordzie, rzucił się na Jacques'a, obalił go na
ziemię i
mocnio poranił.
Uciekaj, Raven. On chce właśnie ciebie, ostrzegł Jacques. Uciekaj, póki możesz.
Słyszała ciężki oddech Jacques'a, widziała, że słabnie. Nigdy w życiu nikogo nie
zaatakowała,
ale teraz Jacques potrzebował pomocy. Michaił, pospiesz się! W jej wiadomości słychać
było
rozpacz. Niebo zaczęło się już rozjaśniać na wschodzie, kiedy skoczyła na plecy
wampira, usiłując
go odciągnąć od Jacques'a.
Nie, cofnij się! ostro i zdecydowanie krzyknął Jacques.
Nie, Raven! Z oddali rozległ się echem głos Michaiła
Kobieto, nie rób tego! zaszeptał w jej głowie Grigori.
Nie rozumiejąc sytuacji, ale pewna, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo, próbowała
odskoczyć. Wampir złapał ją żelaznym chwytem za nadgarstek, a potem odwrócił głowę.
W
rozognionym spojrzeniu była satysfakcja. Ostre zęby wbiły się w jej nadgarstek, zaczął
chłeptać
ciemną, gęstą krew. Ból był taki, jakby ktoś ją przypalał rozpalonym do czerwoności
żelazem. Na
ręce ziała otwarta rana, którą jeszcze rozdzierał kłami.
Michaił i Grigori zaatakowali na odległość gardło wampira. Chociaż taki atak nie mógł
się
powieść przeciwko komuś pochodzącemu przecież z karpatiańskiej krwi, a obaj
znajdowali się
jeszcze daleko od tego miejsca, ich połączone siły na moment unieszkodliwiły
napastnika. Jacques
uderzył na wampira z wściekłością, odepchnął go od Raven; upadła, uwolniona. Krew
zalała
deszczem szkarłatnych kropli leśną ściółkę i na moment obaj walczący zamarli, bo
czerwony
pióropusz odwrócił ich uwagę. Jak na komendę spojrzeli w jej stronę.
Zamknij
tę ranę! warknął
wampir.
Raven, wykrwawisz się na śmierć. Jacques usiłował zachować spokój, chciał, żeby
zrozumiała
powagę sytuacji.
Wampir znów natarł, atakując pazurami brzuch Jacques'a, ten zakrywał rany rękami,
żeby jakoś
się ochronić. Głowa napastnika wydłużyła się, zmieniła w długi pysk, zaatakował
odsłonięte gardło
Jacques'a, rozdzierał je i szarpał.
Raven wrzasnęła i rzuciła się na wampira, waląc go dziko po głowie i ramionach. Z
pogardą
cisnął na bok ciało Jacques'a, które padło bezwładnie jak szmaciana lalka na gnijące
rośliny.
Poderwał rękę Raven do ust i z uśmiechem, patrząc jej w oczy, powoli liznął ranę, żeby
się
zasklepiła. Wzdrygnęła się z obrzydzenia, zrobiło jej się niedobrze po tym obrzydliwym
dotyku
Pamiętaj,
śmiertelny, ona jest moja rozkazał
Slovensky'emu. Przyjdę
po nią dziś w nocy.
Zabierz ją ze słońca. Wampir
puścił ją i wzbił się w niebo.
Raven splunęła w dłonie i potykając się, podbiegła do Jacques'a.
Ten
wampir go zabił! krzyknęła
histerycznie. Dotknęła leśnej ściółki, zaczęła garściami chwytać
ziemię. O
Boże, on nie żyje. Pozwoliłeś temu czemuś go zabić! Zasłoniła
go swoim ciałem jak
tarczą, żeby nikt nie mógł widzieć, co robi, i okładała rany na gardle Jacques'a ziemią
wymieszaną
ze swoją śliną, mającą lecznicze właściwości. Jacąues, napij się teraz, żebyś wytrzymał
do
przyjścia Michaiła i Grigoriego. Z nadgarstkiem nad jego ustami, Raven rozpaczliwie
szlochała;
mogłaby zgodzić się z mężczyznami, którzy uważali, że w sytuacjach kryzysowych
kobiety
histeryzują.
Michaił! Jacques został śmiertelnie ranny, jest na słońcu. Wyczuła, że obecny w pobliżu
mężczyzna podchodzi do niej i łagodnie, ostrzegawczo uniosła nadgarstek. Jacques był
taki słaby;
próbował na oślep pożywić się i prawie nie mógł trafić we właściwe miejsce. Stracił
bardzo dużo
krwi.
Z szacunkiem nakryła jego głowę swoim swetrem, a potem pochyliła się, żeby go
pocałować na
pożegnanie. Nie za wiedz mnie, Jacques. Musisz żyć. Dla mnie, dla Michaiła, dla nas
wszystkich.
Przesyłając mu te słowa, nie wyczuwała pulsu ani żadnej oznaki, że jego serce bije.
Slovensky złapał ją za ramię i szarpnięciem postawił na nogi. Była śmiertelnie blada,
bardzo
słaba.
Dość
tego płaczu. Narób mi kłopotów, a zabiję księdza. A jeśli mi coś zrobisz, księdza zabije
wampir. Pchnął
ją na ścieżkę.
Uniosła brodę i spojrzała z pogardą w obrzeżone czerwienią oczy.
W
takim razie, ze względu na własne dobro, powinieneś zadbać, żeby ojciec Hummer miał
się jak
najlepiej, nieprawdaż? Wiedziała,
pod dotykiem tego mężczyzny, iż ani na chwilę nie uwierzył,
że ksiądz mógłby być rzecznikiem sił zła albo sługą Michaiła. Widział siłę wampira i
podobnej
zapragnął, wierząc, że wkrótce zostanie nią wynagrodzony.
Zerknął na nią spode łba; nie podobała mu się jej hardość i to, że dużo wie. Znów pchnął
ją w
dalszą drogę.
Z trudem udawało jej się iść po tym nierównym gruncie. Jeszcze nigdy nie czuła takiej
słabości.
Nie mogła nawet pomóc ojcu Hummerowi. Musiała się skoncentrować na tym. żeby
stawiać jedną
stopę przed drugą. Przysiadła ciężko na ziemi i ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że
przecież
wcale się nie potknęła. Po prostu nogi się pod nią ugięły. Nie oglądając się na porywacza,
podparła
się rękami i znów wstała. Nie chciała, żeby jej dotykał. Było jej zimno, miała dreszcze,
bała się. że
już nigdy nie zdoła się ogrzać.
Pożyw się na księdzu, wycedził ze złością wampir.
Rozejrzała się wkoło, chociaż ten głos rozległ się tylko w jej głowie. Wampir nawiązał z
nią
teraz kontakt przez krew, mógł wiedzieć, co się z nią dzieje. A idz do diabła. Zadowoliła
się tą
dziecinną ripostą.
Zaśmiał się kpiąco. Dałaś swoją krew Jacques'owi. Powinienem był się domyślić. On nie
przeżyje, zadbałem, żeby rana była śmiertelna.
Zebrała całą swoją pogardę, napełniła nią umysł. Coraz trudniej jej było myśleć jasno i
przewracała się więcej razy, niż mogła zliczyć. Napastnik wepchnął ją na tylne siedzenie
samochodu, obok księdza, i wiózł ich przez góry z zawrotną prędkością. Raven
przewróciła się na
bok, zadowolona, że okna są przyciemniane, a wnętrze samochodu mroczne. Pogrążała
się w
letargu, ciało miała jak z ołowiu.
Pożyw się! Głos wampira stał się władczy i natarczywy.
Cieszyła się, że może mu stawić opór. Nie mogła zasnąć, nie odważyłaby się spać, póki
nie
dowie się, czy Jacques jest bezpieczny. Michaił i Grigori ścigali się ze słońcem, potężne
skrzydła
mocno uderzały, kiedy lecieli w stronę starego górskiego domku. Zamierzali schować się
głęboko
w ziemi, kiedy tylko im się uda, zabierając ze sobą Jacques'a.
Raven. Ten głos był teraz bliższy, napełniał jej myśli miłością. Jesteś taka słaba.
Ocal Jacques'a. Michaił, wróć po mnie dziś wieczorem. Wampir zna moje myśli. Uważa,
że jest
bezpieczny może mnie wykorzystać, żeby zastawić pułapkę na ciebie. Nie pozwól mu na
to. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript