[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W każdym bądz razie za dowód odwagi. Nie każdy by się zgodził zaryzykować swe życie. %7łałuję tylko teraz, że nie zjawiłem się wcześniej. Nie mogłem jednak przeczuć, że okażę się potrzebny. Pan gdzie indziej zapewne był wówczas potrzebny. Ale dziękuję, mimo wszystko, serdecznie dziękuję. Gdyby nie pańska pomoc, leżałabym już teraz na spodzie przepaści. I pewnie bym nie żyła. Drgnęła na wspomnienie, w tej samej jednak chwili zacisnął swą dłoń, w której trzymał jej rękę, i pociągnął ją bliżej. Jak się pani czuje? zapytał po chwili. Nie boli głowa, nie ma pani zawrotów? Nie odrzekła. Nic mnie nie boli. Było jej miło, że trzymał jej rękę. Zauważył to widać, gdyż ścisnął ją mocno i nie puszczał ze swej dłoni. Odprowadzę panią zaraz odezwał się nagle. Nie puszczę pani samej. Daleko pani mieszka? W domku Rickettów odrzekła z prostotą. Pan go zapewne zna. Tuż obok kuzni. W domku Rickettów? Tak, znam go, to przy głównym gościńcu. Czy wyszła pani z domu, by zażyć przechadzki? Tak odrzekła. Noc taka piękna, a Kolumb po prostu wyrywał się z domu. Poszliśmy razem. Nie miałam pojęcia, co spotka mnie w drodze. Ta droga prowadzi przez skałę do High Shale. Bezpieczniej było iść przez plażę i piaski. Tu zawsze się spotyka podobnych nicponiów. Wolę jednak bzy i ciszę natury. Czy pan słyszał, jak cudnie śpiewały słowiki? Na drodze przez plażę ani śladu tego nie ma. Zaśmiał się cicho. Ale za to jest bezpieczna. Rano i tu jest zupełnie spokojnie. Ale gdy idzie pani wieczorem, proszę zawsze wybierać drogę przez plażę. Obrócił się teraz i począł ją prowadzić drogą przez ścieżkę. Szła bez oporu, jak ktoś, kto ulega bezwzględnej przemocy. Poddała się znowu czarowi nocy. W oddali, w zaroślach, dzwoniły słowiki. To miejsce jest cudne szepnęła z zachwytem. Nie widziałam jeszcze w życiu piękniejszego zakątka. Doprawdy? zapytał. Uderzyło ją niemile, że nie dzielił jej zachwytu. Nie przyznaje pan tego? spytała po chwili. Nie uważa pan również, że ten kąt jest cudowny? Spojrzał na chwilę na morze w oddali. Przywykłem już do tego, mieszkam tu stale. Oczywiście, że to miejsce ma pewne zalety. Ale nie zawsze jest tak piękne, jest zanadto prymitywne. Czasem jest dzikie. Uprzykrzyłoby się pani, gdyby dłużej tu przebywała. A jednak zamierzam się tutaj osiedlić. Przystanął nagle, jak przykuty do ziemi. Doprawdy? zapytał. Pan się temu dziwi? Dlaczego? Chcę wiedzieć. Czy brak tu może miejsca dla jeszcze jednej osoby? Miejsca jest za wiele odezwał się żywo. I ruszył znienacka, tak jak przedtem przystanął. Zcieżka w tym miejscu rozszerzyła się znacznie, więc zwolnił na razie jej rękę z dłoni. Pani nie wytrwa tu długo rzekł z przekonaniem. Dlaczego? spytała. Przekona się pani. Rzekł to nerwowo, cokolwiek gwałtownie. Po chwili dodał: Gdy róże przekwitną, a słowiki zamilkną, nie będzie takiej siły, która zatrzyma tu panią. Jest pan tego pewny? Tak, jestem pewny. Zdawało jej się teraz, że wyrzekł to uparcie, jakby z góry już wykluczał możliwość kompromisu. Pan nie przebywa tu widocznie z zamiłowania do miejsca? Mam pracę w tej wiosce. Odpowiedz jego brzmiała trochę nieufnie. Zdumiała się trochę, nie roztrząsając na razie poruszonego tematu. Szli jakiś czas w zupełnym milczeniu. Wreszcie po chwili odezwała się pierwsza: Cieszyłabym się z tego, gdybym miała tu pracę. Ta praca, jak sądzę, zrobiłaby mi dobrze. Doprawdy? zapytał. Po chwili dorzucił: Czy przyjechała pani po to, aby znalezć tu pracę? To nie był chyba powód, który skierował ją tutaj? No nie, jak na razie. Wyrzekła te słowa, jakby z dziwną chwiejnością. Ale każdy dodała powinien o to dbać, by zarabiać na życie. Nie przyznaje pan tego? Oczywiście, że powinien, to daleko bezpieczniejsze. Ale nie każdy ma ku temu odpowiednie kwalifikacje. Nie? spytała. Głos jej zabrzmiał kapryśnie. Sądzi pan zatem, że na darmo tu szukałam przytułku u Rickettów? Nie wiem, proszę pani. To zależy od tego, do czego pani ma zdolności. Do czego mam zdolności? Zaśmiała się lekko, lecz dziwnie złośliwie. Kolumbie! krzyknęła do czego mam zdolności? Dotarli do płotu, który wiódł poprzez furtkę ku ścieżce do wioski. Kolumb się zatrzymał, kręcąc się bezradnie i dowodząc tym samym, że nie da sobie rady bez pomocy, zaś Julia przystanęła i oparłszy się na płocie, zwróciła się twarzą w kierunku zachodu. Do czego mam zdolności? powtórzyła bezgłośnie. To tak trudno powiedzieć... Zaśmiała się lekko i spojrzała mu w oczy. Niebawem dodała: Może opowie panu o tym lady Joanna Farringmore? Odeślę pana do niej. Ona na pewno będzie znała wszystkie moje zdolności. Wykonał jakiś gest, wyrażając nim zdumienie. Pani zna Farringmore'ów? Uniosła nieco brwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|