[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przykro mi, ale widocznie nie znasz. Moja rodzina nie ma nic przeciwko temu, żebym cię zaprosiła. Będą postępowały nienagannie, więc na pewno nic złego się nie stanie. Może nie będzie przesadnie wesoło, zdaję sobie z tego sprawę, ale w życiu nie zawsze się bawimy. Pomaszerował do okna i stał tam zamyślony. Lynn wpatrywała się w jego szerokie plecy, czekając, aż znów odwróci się twarzą do niej. Nie zrobił tego. Przemówił do zasłoniętego okna. - Zwięto Dziękczynienia będzie trwało aż cztery dni. Nie marnujmy tego czasu... Wyjedzmy gdzieś. - Dopiero teraz odwrócił się, a jego twarz wyrażała nadzieję, a zarazem smutek. - Możemy 200 ous l a and c s polecieć do San Francisco. Albo na Hawaje. Chyba uda mi się to załatwić. Co ty na to? Cztery dni na Maui? Potrząsnęła głową, cicho wymawiając jego imię. Ross dodał coś jeszcze, dobitnie, ale prawie szeptem, tak że nic nie usłyszała. Potem podszedł do niej. Wyprostował się i stanął kilka kroków przed jej fotelem. - Nie patrz tak na mnie. - Niby jak? - Jakbym zaproponował coś zdrożnego. Wzięlibyśmy osobne pokoje, jeśli właśnie o to ci chodzi. - Dlaczego? - spytała, przypatrując mu się uważnie. - Co dlaczego? Dlaczego wzięlibyśmy osobne pokoje? - Nie, Ross. Dlaczego mielibyśmy wyjechać razem? Czemu niby to by miało służyć? Przecież to, co mamy, i tak nie jest prawdziwe. Spojrzał na nią z wściekłością. Wyglądał, jakby się znalazł w potrzasku, uwięziony pomiędzy tym, czego pragnął, a tym, na co z przyczyn, których jeszcze nie znał, nie mógł sobie absolutnie pozwolić. Wreszcie nadszedł czas. Na prawdę zrodzoną z kłamstwa. To ona mu ją zaoferowała. - Kocham cię, Ross. - Nie-jęknął boleśnie. Poczuła, jak coś w środku niej rozdziera się, rozszarpuje i tak już postrzępioną ranę, gdy odwrócił się od niej ponownie. 201 ous l a and c s - Nie - powtórzył stanowczo. Wystarczyły trzy długie kroki, aby się znalazł znów przy zasłoniętym oknie, jak najdalej od Lynn, odwracając się do niej plecami. Lynn podniosła się z fotela. Wreszcie odważyła się powtórzyć, tym razem dobitniej: - Kocham cię. Nie poruszył się. Zupełnie, jakby był z kamienia. - Zakochałam się od razu, na samym początku, kiedy byłeś moim księciem jednej nocy, subtelnym, doskonałym. Wiedziałam, że za tymi zimnymi oczami kryje się coś więcej niż to, co pozwalasz ludziom widzieć. Zgodziłam się na grę. Ponieważ tak ci na tym zależało, udawałam, że jesteśmy zaręczeni. Ale nie chodziło mi o reputację, o to, co ludzie będą mówić, bo tak naprawdę przekonałam się, że nie to jest najważniejsze. Ja tylko... - Przestań - szepnął chrapliwie. Tymczasem Lynn ciągnęła, jakby nie dosłyszała jego słów. - .. .potrzebowałam trochę czasu, żeby znalezć jakiś sposób na dotarcie do ciebie. I żeby pomóc tobie znalezć sposób na dotarcie do mnie. I miałam dość czasu. Ale w gruncie rzeczy ten czas zaprowadził nas donikąd. Oboje wciąż jeszcze udajemy. To, co mamy wspólnego, nie jest prawdziwe ani... kompletne. Przyjeżdżasz po mnie, bywamy w restauracji, śmiejemy się i żartujemy, rozmawiamy na bezpieczne tematy. Ale to do niczego nie prowadzi. Nigdy nie jesteśmy ze sobą sam na sam. Nie mamy odwagi przebywać tylko we dwoje. Oboje 202 ous l a and c s wiemy, że nie możemy sobie na to pozwolić. Nie możemy... znów się kochać, bo to nie byłoby w porządku. Przez chwilę czekała na jego reakcję. Ponieważ nie odezwał się, mówiła dalej: - Ross, skończył się czas udawania. Wtedy dopiero odwrócił się. Popatrzył na nią tak lodowato, że miała wrażenie, iż zmrozi ją wzrokiem. - Umawialiśmy się na miesiąc, a potem mieliśmy to zakończyć - przypomniała łagodnie. Wiedziała, że teraz musi zareagować. Uniósł ramiona w bezradnym geście. - Och, Ross, o co w tym wszystkim chodzi?! - nie mogła już powstrzymać krzyku. - Dlaczego nie chcesz zaryzykować?! Niczego więcej nie oczekuję. Pozwól mi tylko spróbować zmienić to kłamstwo w rzeczywistość. Powiedz mi, proszę, dlaczego nie chcesz, żebyśmy podjęli to wyzwanie. Nie odpowiedział jednak. Nie dawała za wygraną, przeciwnie, wkroczyła na zakazane terytorium. - Czy to ma związek z tym, co się stało twojej żonie? Zaklął cicho. - Ross... - Postąpiła kilka kroków w jego stronę, ale odgrodził się od niej ręką. - Przestań! - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Znieruchomiała. 203 ous l a and c s Ross powtórzył przekleństwo. Dostrzegła błysk bólu w jego oczach. Ból. I coś jeszcze. Coś przejmująco desperackiego. I... ostatecznego. - Koniecznie chcesz wiedzieć, prawda? Musisz wiedzieć. O Elanie. Bezwiednie skinęła głową. - Dobrze. Opowiem ci - zgodził się. 204 ous l a and c s ROZDZIAA 13 Elana była piękna - zaczął Ross. - Miała kasztanowe włosy i duże piwne oczy. Kiedy wchodziła do pokoju, wszystkie oczy zwracały się na nią. Poznałem ją zaraz po skończeniu studiów prawniczych, na tydzień przed rozmową kwalifikacyjną w kancelarii Turów, Travis i Lindstrom. Potrzebowałem porządnego garnituru na tę rozmowę i ona mi go sprzedała. - To znaczy, że pracowała w sklepie z męskimi ubraniami? - Lynn zaryzykowała pytanie. - Pracowała w najlepszym sklepie z odzieżą męską w Denver. Była kierowniczką sprzedaży. Wszedłem do tego sklepu i oniemiałem na jej widok. Miała na sobie obcisłą czarną spódniczkę, odpowiednio dobrany żakiet i wyglądała. .. bosko. Wzięła mnie za rękę, mówiąc: Zaopiekuję się panem". Potem, jak to sama określiła, wykreowała mój nowy wizerunek. Wykreuję pański nowy image, panie Garrison" -oznajmiła. Sprzedała mi wtedy całą cholerną szafę ubrań. Musisz wiedzieć, że w tamtym czasie naprawdę nie było mnie na to stać. Garnitury, koszule, krawaty i buty. Wszystko. A potem zaprosiła mnie do restauracji. Nie upłynął tydzień, a zostaliśmy kochankami. I uznaliśmy, że... jesteśmy dla siebie stworzeni. Lynn zagłębiła się w fotelu, mówiąc półgłosem: - Zakochałeś się. Rzucił jej niewidzące spojrzenie. 205 ous l a and c s - Miłość nie wchodziła w grę. %7ładne z nas jej nie oczekiwało. W każdym razie... ja jej nie oczekiwałem. Twarz Lynn zdradzała niedowierzanie. Odpowiedział więc na nie zadane pytanie. - Masz rację. Mówiłem jej to. Powiedziałem, że ją kocham. Ona też mi to mówiła. Ale słowa właściwie nie miały znaczenia, traktowaliśmy je lekko. Pasowaliśmy do siebie, widzieliśmy w sobie potencjał. W moim odczuciu byliśmy partnerami. Partnerami, którzy mają do siebie zaufanie i szanują się. Chcieliśmy być wobec siebie w porządku i wspólnie pracować na naszą przyszłość. Pochodziła z biednej rodziny, podobnie jak ja. Z jakiegoś miasteczka w Arkansas. Miała poważne problemy rodzinne: matkę alkoholiczkę i ojca, którego nigdy nie było w domu. Czyli... taka sama sytuacja jak u mnie. Mówiła mi, że szuka właściwego faceta, który zabierze ją tam, gdzie chciałaby być i... Cóż, znalazła go w mojej osobie. Pobraliśmy się po miesiącu znajomości. Spełniała wszystkie moje oczekiwania. Kolejno mieliśmy cztery domy, ponieważ szybko awansowałem w firmie. Urządziła je wszystkie z takim gustem, że żony moich kolegów z pracy zieleniały z zazdrości. Poza tym zawsze była duszą towarzystwa. Urocza i zabawna. A przy tym tak seksowna, że wykrzesałaby iskry nawet z umarłego faceta. Ross zamilkł i zamyślił się. Podjął opowieść dopiero po dłuższej chwili. - Zanim w wieku dwudziestu ośmiu lat zostałem wspólnikiem w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|