[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przecie\ ludzka chciwość i pazerność tak\e przed wiekami nie była mniejsza. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby zabójcy starej wiedzmy ograbili ją z kosztowności. Coś się więc tutaj nie zgadza! Ale i tak informacje, jakie przekazał mu napotkany mę\czyzna, wiele mu wyjaśniły. Podziękował więc mu pięknie i po\egnał się. ROZDZIAA VII Kiedy robotnicy na polu poszli coś zjeść, Alvar wśliznął się na załadowany prawie do pełna wóz i ukrył się w sianie. śebym tylko nie zasnął, pomyślał. Tak tu wygodnie, a ja jestem śmiertelnie zmęczony. śe te\ człowiek chory mógł się w ciągu ostatnich dni zdobyć na taki wysiłek! Uśmiechnął się z goryczą. Płaszcz umieścił jak najdalej od siebie. Zatrzymaj sobie swoje skarby, Huldo, pomyślał cierpko. Ja w ka\dym razie nie zamierzam ci ich ukraść. Pomyślał tak celowo, by stara wiedzma zostawiła go w spokoju. Choć raczej powątpiewał, by mogła ona odebrać sygnały wysyłane przez jego mózg. Kosiarze wrócili. Alvarowi włos się je\ył, kiedy mimowolnie słuchał ich rozmowy. Chłopcy rozprawiali o walorach okolicznych dziewcząt, wdając się przy tym w bardzo intymne szczegóły. Lata \ołnierskiego \ycia uodporniły wprawdzie Alvara, ale to, co przypadkiem doszło jego uszu, bardzo go wzburzyło. Poczuł, jak wstępuje mu na twarz rumieniec wstydu. śadna kobieta nie zasłu\yła sobie na to, by tak o niej mówiono! Dokładali na wóz coraz więcej siana. Jeszcze trochę, a się udusi. Kurz dostał mu się do nosa i gardła. Strasznie się bał, \e za chwilę kichnie. Ale na szczęście nic takiego się nie stało. Długa chwila minęła, nim mógł wygrzebać się z wozu w stodole, nie zauwa\ony przez nikogo. Udało się! Dostał się do dworu. Co teraz? zastanawiał się. I właśnie wtedy, gdy le\ał zamknięty w stodole, naszły go niebezpieczne myśli. Przecie\ to czyste szaleństwo, bzdury! Właściwie co stoi na przeszkodzie, bym otworzył torebkę i zobaczył, co kryje w środku. Mam wierzyć w babskie gadanie i głupie przesądy? Dawać wiarę histerycznym reakcjom ludzi zacofanych, którzy wmawiają sobie, \e naszyjnik jest przeklęty? Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo , powtarzał Bror w gorączce. I oto jeszcze jedna niejasność. Bror powiedział: Nas czworo . Kim była czwarta osoba? Le\ał bezpiecznie w wygodnym zagłębieniu tu\ przy drewnianej ścianie stodoły. Miał pewność, \e nie zabraknie mu świe\ego powietrza. Ju\ poluzował rzemyk przy skórzanym mieszku, kiedy znów poczuł się tak, jakby ktoś go dusił. Pośpiesznie zamknął więc torebkę. Mo\e to i przesądy, ale ryzykować nie miał odwagi. Ten skarb jest grozny, nie miał co do tego \adnych wątpliwości. Zbyt wiele się wydarzyło w związku z nim, by uznać to wyłącznie za zbieg okoliczności. Odsunął płaszcz z nieprzyjemną zawartością kieszeni jak najdalej i nie zwa\ając na nic, uło\ył się do snu. Jego organizm domagał się odpoczynku. Jeśli chce posunąć się naprzód w rozwikłaniu tej wielce skomplikowanej historii, musi nabrać trochę sił. Udało mu się ustalić rozkład pomieszczeń w budynku dworu. Niestety, od strony, gdzie le\ał, nie było połączenia z domem. Będzie musiał więc przejść przez dziedziniec, by dotrzeć do sypialni, w której prawdopodobnie została uwięziona Matylda. Wchodziło się tam przez kuchnię i przez salon. Czekało go niełatwe zadanie. Był jednak zdecydowany je wykonać. Obudził się, gdy na dworze zaczynało zmierzchać. Głód znów dał o sobie znać. Ale nie miał czasu o tym myśleć, bo nadeszła pora działania. Niestety, przespał kilka godzin i stracił w związku z tym orientację, gdzie kto teraz się znajduje. Słu\by się nie obawiał, coś wymyśli na poczekaniu, by uśpić jej czujność. Jedyną osobą, której nie chciał spotkać, był ten zarozumiały bubek, nieznośny snob, z którym rozmawiał rano. Miałby spore trudności, by wytłumaczyć mu swą obecność we dworze. Wstał i rozprostował ścierpnięte członki. Przedostał się do wrót stodoły. Zanim wymknął się na zewnątrz, starannie wytrzepał z włosów i z ubrania zdzbła siana. Wreszcie doprowadził się do jako takiego porządku. Na szczęście wrota stodoły nie skrzypiały. Wymknął się ostro\nie i ukrył za wielką studnią. Potem wśliznął się do kuchni. Szczęśliwie nie spotkał \ywej duszy. Był w budynku! Chyba państwo udali się na spoczynek, bowiem tak\e salon stał pusty. W wieczornym półmroku zdołał wszak\e zauwa\yć, \e w tym dość du\ym pomieszczeniu niewiele jest miejsc, które nadawałyby się na kryjówkę. Mógłby się ewentualnie schować za krzesłami pod oknem. Ale wtedy widać by go było z zewnątrz... Dwie pary drzwi. Które z nich wybrać? Był zdezorientowany, brakło mu pewności. Jeśli teraz dokona niewłaściwego wyboru, cały trud mo\e pójść na marne. Bał się nawet pomyśleć, co się stanie, jeśli zostanie zauwa\ony w obcym domu. W powietrzu unosił się ostry zapach perfum. Wydał mu się znajomy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|