[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stworzonych historii? - No nie. - Była wyraznie speszona. - Nie tylko... - A co jeszcze robicie? - Na przykład dziewczynie, która pierwsza zaśnie, wsadza się rękę do miski pełnej lodowatej wody. Tej, która druga zaśnie, moczy się majtki pod kranem i mokre chowa do zamrażarki. Boże! Wszystko to brzmi strasznie głupio i dziecinnie. W głowie mi się nie mieści, że kiedyś wyprawiałam takie durnoty. - Mnie też się nie mieści - przyznał, z trudem za chowując powagę. - Wiesz, może to lepiej, że będę się męczył w nocy na twardej, wąskiej kanapie. Nie chciał bym rano obudzić się i zobaczyć, że bokserki mam sztywne, jakbym kij połknął. Ojej, Caro, czy powiedzia- 111 łem coś nie tak? Znów jesteś cała w pąsach. Nie miałem nic złego na myśli, maleńka. Po prostu pomyślałem sobie, że gdybym nie daj Boże zasnął, schowałabyś mi gatki do zamrażarki... Wesołe iskierki w jego oczach oraz szelmowski uśmiech na twarzy świadczyły, że jednak zupełnie co in nego przyszło mu do głowy. Ona zaś doskonale o tym wiedziała. Przed oczami stanął jej obraz Nicka ubranego w same bokserki - i wyraznie podnieconego. Bezwiednie zaczęła się zastanawiać, jakie nosi bokser ki. Czy jednokolorowe? Czy z jedwabiu? Czy... Rany boskie, Caro, co się z tobą dzieje? - zganiła się w myślach, zaskoczona własnym zachowaniem, ale i przejęta. Na ogół nie miewała takich myśli - o seksie i nagich ciałach - a także nie prowadziła frywolnych roz mów, zwłaszcza z mężczyznami. Nick był nie tylko męż czyzną, ale również jej mężem. Wystraszyła się: oby nie potraktował jej niewinnej opowieści o mrożonych maj tkach jako zaproszenia do łóżka! Szlag by to trafił! Czy musiała ratować przed depor tacją kogoś tak przystojnego? Czy nie mógłby to być garbaty karzeł z odstającymi uszami? Chemik zawsze wszystkim kojarzy się dwojako: z nudnym, zapracowanym naukowcem w białym fartu chu albo z szalonym, roztrzepanym ekscentrykiem o na stroszonych brwiach i włosach. Chemicy krzątają się po ciasnych laboratoriach pełnych probówek, zlewek, bul goczących substancji i stęchłych książek. Nie noszą gar niturów od Armaniego, nie palą papierosów marki Pla yer's, a ich ulubioną wódką nie jest Stolicznaja. Nie przy- 112 rządzają na grillu befsztyków, nie czynią nieprzyzwoitych aluzji, a jeśli cokolwiek rozpalają, to palnik bunsenowski, a nie serca dojrzałych, zrównoważonych kobiet! Po chwili doszła do wniosku, że wszystkiemu winien jest boy hotelowy - ten głupi, szczerzący zęby pacan na stawił termostat zbyt wysoko. Powietrze było nagrzane, od piekarnika, w którym robiły się ziemniaki, też bił żar, no i oczywiście ciepło promieniowało z kominka. Na zewnątrz mrozna zimna, wewnątrz sauna. Caroline po myślała sobie, że znacznie lepiej by się poczuła, gdyby zdjęła sweter, który podczas rozpakowywania walizek, zarzuciła na bluzkę. Nie chciała jednak niczego zdejmo wać. Bała się, że Nick znów to zle odczyta i zacznie żartować, tak jak z piżamą. - Może jednak zjedzmy normalnie, przy stole - po wiedziała trochę niezdecydowanym głosem. - Przy kominku stoi telewizor - zauważył Nick. - Siedząc na podłodze, moglibyśmy obejrzeć jakieś wia domości. Zobaczyć, co się w dniu dzisiejszym wydarzyło na świecie. - No dobrze - zgodziła się. Sprawę przesądził telewizor. Nie dlatego, że nie mogła żyć bez informacji o tym, co się dzieje, ale dlatego, że oglądając telewizję, nie musiała się zastanawiać, które tematy można bezpiecznie w rozmowie poruszać, a które lepiej omijać z daleka. Wyciągnęła z piekarnika ziemniaki, następnie prze rzuciła do miseczki ugotowane warzywa, Nick z kolei zdjął z grilla mięso i położył każdemu na talerzu po bef sztyku. Parę minut pózniej siedzieli na podłodze przy ma- 113 tym, niskim stoliku, na którym mieściły się kieliszki, ale talerze już nie. Telewizor był włączony na stację CNN, jednakże głos spikera nie przeszkadzał Nickowi w pro wadzeniu konwersacji. - Szampan dla nowożeńców. - Napełnił do połowy kryształowe kieliszki, po czym ujął swój za nóżkę. - Znam mnóstwo rosyjskich toastów weselnych, ale oba wiam się, że żadnego nie zdołałbym ładnie przetłumaczyć na angielski. Więc powiem po prostu: za nas, Caro. - Za nas - szepnęła, podnosząc kieliszek do ust. Popijali złocisty płyn. Caroline wiedziała, że powinna przyhamować. Zazwyczaj ograniczała się do dwóch kie liszków wina; zle tolerowała alkohol, a już zwłaszcza szampan szybko uderzał jej do głowy. Bąbelki łaskotały ją w nos, każdy łyk rozgrzewał, sprawiał, że świat coraz bardziej wirował jej przed oczami. Nawet sama przed sobą nie chciała się przyznać, że to bliskość Nicka ma na nią tak dziwny, oszałamiający wpływ, a nie te trzy małe łyczki szampana, które dotąd wypiła. Przysunęła talerz. Tak, nie powinna pić na pusty żo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|