[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ani bólu, byłam po prostu zaskoczona i... chyba zaciekawiona. Potem znalazłam się w naszej sypialni - Michał wstrzymał oddech. - Widzia- łam Michała i dokładnie wiedziałam, co czuje. A potem... Potem zobaczyłam światło i coś poniosło mnie w jego kierunku. Znalazłam się w jakimś pięknym miejscu... Było tak... Chcia- łam tam zostać - wyznała szczerze. - Miałam wrażenie, jakbym wróciła do domu... Ale mię- dzy mną a tym miejscem była niewidzialna ściana, której nie potrafiłam przekroczyć. Pamię- tam, że płakałam, tak bardzo chciałam się tam dostać - westchnęła. - I wtedy za tą ścianą zobaczyłam swojego dziadka i twoją babcię, Michał. Znałam ją tylko z fotografii, ale od razu wiedziałam, że to ona. Byli oboje tacy... promieniejący, uśmiechnięci, machali do mnie... A potem... Nie wiem, mam wrażenie, że ten głos odezwał się gdzieś we mnie, w mojej głowie... Wiedziałam, że to dziadek do mnie mówi. Powiedział... Powiedział, że to jeszcze nie mój czas. %7łe jeszcze nie dopełniłam swojego zobowiązania. %7łe to tylko przypomnienie, czego się podjęłam i żebym się już nie wahała... A Nela... Uśmiechnęła się i pokazała mi małe świateł- ko, które trzymała w dłoniach... Ona czeka na ciebie - powiedziała. - Urodzisz jeszcze có- reczkę. Masz dużo do zrobienia... No i wróciłam... - uniosła głowę i spojrzała na nich dziwnie świetlistym wzrokiem. - Inaczej się patrzy na świat i ludzi, kiedy się wie, że na śmierć też trzeba sobie zapracować. Od tamtej pory wiem, że dostałam dar, który może pomóc innym. Nauczyłam się samodzielnie przyrządzać olejki, ale przy masażu posługuję się też własną energią. Trochę to trwało, zanim zrozumiałam, jak ją kontrolować. Jeśli się wystarczająco mocno skupię, widzę ludzką aurę. Nie mam problemów, żeby rozpoznać, kiedy ktoś kłamie... Ale najważniejsze, czego się nauczyłam, to by nigdy nikogo nie oceniać. I was też o to proszę. Nikomu nie powtarzajcie tego, co wam powiedziałam i nie szufladkujcie mnie tylko dlatego, że wydaję się wam inna. Jestem taka sama, jak wy, może tylko trochę inaczej patrzę na świat... Obaj patrzyli na nią w milczeniu. W oczach Andrzeja było oszołomienie, niepewność i dziwna ulga. Marta natychmiast odgadła, że pomyślał o swojej zmarłej matce i uśmiechnęła się do niego ze zrozumieniem, kiwając głową potakująco. - Malutka, jesteś... - zabrakło mu słów. 105 - Wiem - powiedziała ze śmiechem. Oczy Michała wyraznie mówiły, że święcie wierzy w każde jej słowo i jest z niej dumny. Poczuła ulgę i wdzięczność. - Ale mówiłaś, że Kasia też... - przypomniał sobie nagle Niciński. - Zgadza się - przerwała mu. - Kasia też je widzi. Kiedyś podobno widziała je zakonnica, która wzięła je za diabła. Mówiły, że mogą je zobaczyć tylko kobiety, więc... Czekaj! - Marcie błysnęły oczy. - Mam pomysł! Naprawdę chciałbyś je zobaczyć? - Naprawdę - Andrzej zawiesił na niej wyczekujący wzrok. - Porozmawiam z nimi i poproszę Ewunię, żeby je sportretowała! - oznajmiła Marta tryumfalnie. - Na pewno się zgodzi... A teraz opowiem wam, czego jeszcze się o nich dowiedziałyśmy... Kiedy po godzinie Rambo opuszczał dom Artymowiczów, Marta przytrzymała go na chwilę. - Andrzej, wiem, że jesteś dyskretny, ale... proszę cię, nie mów nikomu o tym, co ci powiedziałam. Nawet Oleńce - patrzyła na niego zakłopotana. - To nie jest miłe, kiedy ludzie patrzą na ciebie jak na cudaka... - Masz moje słowo, Malutka - poklepał ją po dłoni. - I bardzo ci dziękuję, że dopuściłaś mnie do tajemnicy. - A miałam wyjście? - fuknęła, odzyskując humor. - Czułam się, jakbym stała pomiędzy dwoma czołgami, które mnie zgniotą za chwilę... A, i nie mów Kasi, że wiesz, dobrze? Będę cię informować na bieżąco. - Nie powiem - przyrzekł; pożegnał się i odjechał. - A teraz, panie A., ja przesłucham ciebie i może ci wybaczę, że powiedziałeś wszystko Rambo - Marta skinęła na męża. - Chodz. Powiesz mi, co tam u Marka... Andrzej miał wcześniej zamiar wrócić prosto do domu po wizycie u Artymowiczów, ale rozmowa z Martą wstrząsnęła nim na tyle, że postanowił poukładać sobie wszystko w zaciszu swojego gabinetu. Dlatego pojechał do kawiarni, zapowiedział, żeby mu nie przeszkadzać i rozsiadł się za biurkiem z papierosem. Wyrzucił na razie z umysłu sprawę duchów zamieszkujących dworek i skupił się na tym, co Marta mówiła o sobie. Przywołał w myślach jej drobną postać, jej zachowanie, które tak często go bawiło i w żaden sposób nie umiał tego pogodzić z jej słowami. Nie wyglądała na jakąś szczególnie uduchowioną istotę. Przeciwnie, zadziorność i dziecinny upór, które cza-106 sem prezentowała otoczeniu, nie pasowały do kogoś obdarzonego nadnaturalnymi zdolno- ściami. Zawsze mu się wydawało, że takie osoby są bardzo wyciszone, opanowane, refleksyj-ne. W Marcie nie było śladu wyciszenia, szła przez życie jak burza. Przed oczami przesunęła mu się wychudzona twarz matki i pochylona nad nią ciemnowłosa, mała pielęgniarka z kojącym uśmiechem na ustach. Prawie usłyszał miękki, cichy głos Marty. I przypomniało mu się, jak Michał opowiadał, że wszystko, co działo się na dyżurze, przeżywała dopiero w domu. Sam musiał przyznać, że cenił w niej tę siłę i brak tego histe-rycznego, babskiego rozmazania. Ale w tym momencie, po tych rewelacjach, które dziś usłyszał, poczuł się z tym dziwnie niewygodnie. Jakby był gorszy. Z mimowolną ulgą pomyślał, że przynajmniej dla Olinki jest wystarczająco dobry. Jak Michał sobie z tym radzi? - zastanowił się. - Ja bym nie umiał... To o tym ona wtedy mówiła - olśniło go. - Dlatego uważała, że byłaby ze mną nieszczęśliwa... Ale czemu tak jej zależy na tajemnicy? Nigdy nie obchodziło jej ludzkie gadanie. Może rzeczywiście ciężko żyć z takim darem? Nikt nie lubi, kiedy ktoś wie o nim coś, co wolałby ukryć przed światem. Ja też... Andrzejowi przypomniało się nagle przerażenie Marty, kiedy zaczynała się burza, a potem jej strach, gdy Olinka powiedziała jej o zatruciu ciążowym. Poczuł dziwną ulgę, bo zrozumiał, że Malutka przeżywa stresy tak samo jak zwykli ludzie. Nie przyznałby się do tego nikomu, ale ten fakt wzmocnił nieco jego nadszarpnięte ego. Kasia przyszła do pracy wesolutka jak szczygiełek, bo wczorajsze popołudnie spędziła ze znajomymi ochroniarzami na strzelnicy policyjnej. W dalszym ciągu plasowała się w czo- łówce, a uznanie dawnych kolegów dobrze jej zrobiło na samopoczucie. Zajrzała do pomieszczeń fundacji Niki, pogadała chwilę z Irminą, fachowym już okiem obejrzała postępy prac i poszła do swojego pokoju. Przy biurku urzędowała zapatrzona w ekran monitora Zuzanna. - Cześć, Zuzanno - Kasia rzuciła torbę na stolik stojący w rogu i zajęła się parzeniem kawy, podśpiewując pod nosem. - Jak mnie rozpoznałaś? - zainteresowała się panna Molnar, przerywając na chwilę fascynujące zajęcie. - Marianna raczej nie pcha się do komputera - wyjaśniła Kasia pogodnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|