Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ofiara, prawdopodobnie, chciała spełnić ich żądania, gdyż jeden z napastników rozpoczął
odklejanie taśmy. Nie zdążył. W tym momencie doszły do nich zbliżające się odgłosy naszej
odsieczy. Rozglądając się niepewnie po lesie, bandyci uciekli do opla i odjechali.
***
Poklepałem przykutego uspokajająco po plecach i z uśmiechem na ustach
powiedziałem:
- Spokojnie, stary! Zaraz przyjadą policjanci, to cię rozkują i odkneblują. Pogadacie
sobie... Aha! Nie bój się. U nas nie biją i są bardzo uprzejmi.
„Niech mu się wydaje, że nie wiem o jego zainteresowaniu moją osobą” -
pomyślałem. „W stosownym czasie odbędę z nim męską rozmowę.”
Facet wył coś przez taśmę i wytrzeszczał oczy.
„O nie!” - domyśliłem się. „Jeżeli ciebie teraz rozkujemy, to zwiejesz, zanim
przyjedzie policja. Knebelka też nie zdejmiemy, bo uszkodzimy naskórek i będzie na nas.”
Wiewiórka, Wilhelm Tell i Sokole Oko, przejęci rolą bezpośrednich świadków
bandyckiego napadu, zostali pilnować ofiary napadu. Policjantom mieli opowiedzieć tylko to,
co widzieli w lesie, bez kojarzenia jego osoby i zdarzenia z moją misją.
***
W Marózku nic jeszcze nie wiedziano o leśnym zajściu.
- O! Jesteś - ucieszył się na mój widok Sykstus. - Kierownictwo naszej ekipy nie
zrezygnowało z kręcenia „Wielkiego powrotu Pana Samochodzika”.
- Decyzja należy do was - mruknąłem pochylony nad nogawkami spodni, z których
wydłubywałem setki kolców, kłujących mnie boleśnie w łydki i uda.
- Odrzuciliśmy tamten scenariusz w całości - poinformował mnie Sykstus.
- I co? - odkryłem, że w skarpetkach jest więcej kawałków pokrzywy.
- Myślimy indywidualnie, co dalej - odpowiedział Sykstus. - Za godzinę znów się
zbieramy - dorzucił pospiesznie i szybko się oddalił.
- Muszę ściągnąć skarpetki... - mruknąłem do siebie.
Z lewą poszło łatwo. Gdy sięgnąłem do prawej, której zdejmowanie idzie mi zawsze
jakoś oporniej, zauważyłem przed sobą parę kobiecych, wysmukłych nóg.
- Gorąco? - usłyszałem głos Kamy.
Były to jej nogi. Nigdy wcześniej nie zwróciłem na nie uwagi. A powinienem!
Szybko wciągnąłem lewą skarpetkę i opuściłem nogawki:
- Nie jest gorąco! Po prostu wyjąłem pokrzywę ze skarpetki.
Siadając koło mnie na ławeczce, otworzyła torebkę i wyjęła z niej jakąś fotografię.
Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że Kama, w podobnych sytuacjach, zawsze
wykonuje wiele czynności na raz. Robi to bez pośpiechu, nie tracąc jednocześnie czasu.
Jeszcze nie siadła dobrze na ławce, a już trzymałem to zdjęcie i wiedziałem, że jest na
nim niemiecka para z opla, która wczoraj śledziła mnie do zajazdu.
- Musisz wiedzieć, jak wyglądają ci, którzy ciebie śledzą.
Przeniosłem szybko wzrok z fotografii, przez jej nogi, na oczy:
- Już nie muszę.
Moje tajemnicze spojrzenie odniosło skutek.
- Wiesz coś o nich, czego ja jeszcze nie wiem? - była serio zainteresowana.
Siląc się na solidne odtworzenie realiów opowiedziałem jej o tym, co przed chwilą
zaszło w lesie.
Kama wpatrywała się w moje usta i cierpliwie słuchała.
- Zdjęcie pomoże teraz policji w ich ujęciu - zakończyłem niezbyt pewnie, bo na
twarzy Kamy nie zauważyłem oczekiwanego uśmiechu aprobaty.
- Widziałaś tablice rejestracyjne tego zielonego opla w lesie? - spytała.
- Przecież mówiłem, że był granatowy. A tablic rejestracyjnych nie widziałem.
Chłopcy również.
- Pamiętasz, ile osób uciekało oplem z miejsca zdarzenia?
- Dwie!... No, nie! Nie mogę pamiętać czegoś, czego nie widziałem.
Chłopcy powiedzieli, że dwie osoby napadły właściciela mercedesa i potem uciekły
oplem.
- Przez jakiś czas obserwowałeś jednak ten samochód z odległości kilkunastu metrów?
- Przejechał przed nami leśną drogą, biegnącą między brzozami.
- Ile osób siedziało z przodu?
- Tyle, ile wsiadło do samochodu, czyli dwie.
- Jesteś pewien?
Wysiliłem pamięć.
„Drogą jedzie granatowy opel. Po prawej stronie kierowcy widnieje jasny prześwit, w
którym przesuwają się pnie brzóz, rosnących po drugiej stronie drogi”.
Jedno miejsce z przodu było więc wolne, a z tyłu siedziało ramię w ramię dwoje
uciekających napastników.
- Tak myślałam - powiedziała Kama. - Pojawili się następni zainteresowani twoją
misją. Tym razem jest to co najmniej trzyosobowa grupa rodaków. Umiesz wiosłować?
Wynajętą łodzią uciekliśmy na jezioro przed w porę zauważonymi przez Kamę
dwoma policjantami, którzy szli w naszym kierunku, ponieważ chcieli mnie przesłuchać w
związku z napadem w lesie.
- Niech poczekają - skwitowała naszą ucieczkę. - A my spokojnie dokończymy
rozmowę.
***
Okazało się, że w tym samym czasie, gdy biegłem z harcerzami przez las na ratunek [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript