[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie oschle, że wszystkie sprawy mam załatwiać przez biuro. Właściwie nie było sensu dzwonić do Briana na komórkę. A jednak to zrobiłam. Halo? Nie wiem, czemu się dziwiłam, że odebrał własny telefon. Chyba podejrzewałam, że wszyscy wołanie słyszeć dzwonka, niż rozmawiać ze mną. Kto mówi? zapytał. Milczałam. W porządku westchnął. To ty, Lizzie? Powinien być już w połowie drogi nad Atlantykiem, a tymczasem siedział w Burger Kingu na Heathrow. Okazało się, że jego samolot miał opóznienie, jakieś problemy techniczne. Wolał o tym nie myśleć, i tak zawsze bał się latać. Przeczytał gazetę od deski do deski, włącznie z ogłoszeniami. Tak, przyda mu się towarzystwo, nawet moje. Byłam tam godzinę pózniej, nie taka wymuskana jak podczas ostatniego spotkania na lotnisku, ale równie szczęśliwa, że go widzę. Nie znoszę pożegnań na lotnisku przypomniałam mu. Ale chyba lepsze to niż żadne pożegnanie? Właściwie nie spodziewałam się, że Brian pozwoli mi się wytłumaczyć. Tymczasem słuchał. Dochodziła dziesiąta wieczorem, a jego samolot nadal nie startował. Siedział na lotnisku od rana, pewnie dlatego radośnie witał każdą rozrywkę. W rogu sali odpraw opowiadałam mu, jak naprawdę wyglądało moje życie od studiów. Opowiadałam o kiepskich wynikach egzaminów końcowych, o marnie płatnych pracach i obskurnym mieszkaniu. Opowiadałam, jak kiedyś dopijałyśmy z Seemą resztki cudzych drinków, bo byłyśmy w drogim barze i nie stać nas było na alkohol. Opowiadałam o ciuchach ze szmateksówi o tym, jak przekonywałam Mary, że znalazłam je na wyprzedaży w dobrych sklepach. Przyznałam nawet, że Mary podejrzewa, że w naszej kanapie mieszkają pchły, chociaż podkreśliłam, że to prawdopodobnie bujda. Opowiadałam, że nic nigdy mi się w życiu nie udało. Pracując u Harriet, nie rozwijałam się, tylko pogrążałam coraz bardziej. Z czasem zaczęłam szukać ucieczki. Najpierw grałam w lotto, potem pisałam do niego. Nie rozumiem, jak to się stało zastanawiał się na głos. Jesteś jedną z najbardziej utalentowanych osób, jakie znam. Chyba miałam swoje pięć minut, grając jednooką Kleopatrę. Takie cuda się nie powtarzają. A może po prostu się poddałaś? Dziwisz się? Wysyłałam tyle listów motywacyjnych, ale nikt... zaczęłam. Złapał mnie za ręce. Ale do jakich firm? Do biur rachunkowych, tak? Chciałaś wpisywać dane do komputera, do cholery? Czemu nie chodziłaś na przesłuchania? Nikt nie zatrudnił cię w biurze, bo każdy rozsądny człowiek od razu widzi, że się do tego nie nadajesz. Zanudziłabyś się na śmierć po kilku dniach. Pocałował mnie w opuszki palców. Masował je, jakby były zimne. Kiedy cię poznałem, od razu wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Wiedziałem, że nigdy nie będziesz przeciętna. Osiągniesz albo wszystko, albo nic, gwiazdy albo rynsztok. No i proszę, leżę w rynsztoku i widzę gwiazdy zażartowałam. Wiem, wygląda to wszystko fatalnie. Zrozum mnie, Liz, albo będziesz wielka, albo będziesz nikim. To zależy od ciebie. A żeby osiągnąć sukces, wcale nie musisz się bardzo starać. Jak? zapytałam cichutko. Choćby pożytkując część tej energii, którą zużyłaś na przedstawienia dla mnie, żeby przekonać innych, jak świetnie radzisz sobie na scenie. Jeśli chcesz, w każdej chwili służę referencjami, nabrałaś mnie, uwierzyłem we wszystko. Nie wiem, zapisz się do kółka teatralnego. Chodz na przesłuchania. Rób coś. Jeśli ty porzucisz marzenia, nikt inny ich za ciebie nie spełni. Deja vu. Jakbym słyszała Richarda w drodze do domu po wizycie u moich rodziców. Używał nawet podobnych słów. Postaram się obiecałam. Ale naprawdę mi przykro. Zrobiłam z ciebie głupka. To teraz i tak bez znaczenia. Zwłaszcza że i ja nie byłem z tobą do końca szczery. Czego się spodziewałam? Chyba wyznania, że zamiast piąć się na szczyty kariery w bankowości, Brian pracuje jako zwykły goniec. Ale nie. Widzisz, Lizzie, ja też cię wykorzystałem. Wykorzystałeś? Nie wiem, jak inaczej to określić. Posłużyłem się tobą, żeby uporządkować pewne rzeczy w moim życiu. Pamiętasz, opowiadałem ci o tej dziewczynie ze spanielem? Miałam okropne przeczucie, że wcale nie będzie mi lepiej, kiedy już wytłumaczy, o co mu chodzi. No więc nie zerwałem z nią. Poprosiłem ją o rękę. O rękę? zaskrzeczałam jak żałosne echo. Tak. Ale cały czas nie byłem pewien. I nie chodzi tylko o psa. Nie byłem pewien, czy jestem gotów zerwać ze stanem kawalerskim. Pewnie mi nie uwierzysz, pewnie od studiów miałaś wielu superfacetów, ale ja cały czas nie mogłem o tobie zapomnieć. Dopóki nie poznałem Angeliki. Tak ma na imię? Tak. Angelica Pironi. Wiesz, jest do ciebie bardzo podobna. Pod jakim względem? Nieudacznica? Gapa? Kłamczucha?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|