[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podniecić i żeby się z nim kochać. Musiał się poddać. Wydawała mu się tak delikatna i krucha, że bał się, że ją zgniecie, uniósł ją więc tak, by była wy żej, a ona unosiła się na nim i opadała, dziko i ryt micznie, Ward zaś przyciągał ją do siebie mocno w tym samym rytmie. Annie zdawało się, że jest w niebie. To było coś nadzwyczajnego, cudownego; całe jej ciało śpiewało z upojenia. Musiała przecież przeżywać to już wielokrotnie, lecz zdawało jej się, jakby to było po raz pierwszy i jakby dokonała nieziem skiego odkrycia. - Tak, Ward... jeszcze... - zachęcała go, gdy całował jej piersi, co przyprawiało ją o dreszcze rozkoszy. 61 Ward zdawał sobie sprawę, że całkowicie dał się ponieść swoim zmysłom, teraz był na łasce ży wiołu, a coś takiego zdarzyło mu się po raz pierw szy w życiu. Jeszcze nigdy tak bez reszty nie pod dał się pożądaniu. Chciał posiąść Annę całkowicie, pochłonąć ją. Wiedział, że powinien przerwać natychmiast to, co się działo, odejść, uciec, lecz nie było już na to sposobu. Poza tym ekstaza w oczach Anny sto piła jego siłę woli do reszty. Oboje zatracili się w rozkoszy. Ochłonąwszy, Ward nie mógł sobie darować, że tak bez reszty zatracił samokontrolę. Poddał się przemożnej pokusie, chociaż w życiu wielokrotnie odrzucał okazje do przygód erotycznych. Wyzna wał dość idealistyczne zasady moralne i nigdy nie uprawiał seksu jedynie dla przyjemności. A jednak leżał teraz w łóżku z kobietą, która jak na ironię wzbudzała w nim takie uczucia jak czułość, opiekuńczość, potrzeba bliskości. Znał przy tym całą złą prawdę na jej temat i wiedział, że jest to ostatnia kobieta, którą mógłby pokochać. Wszystko to nie składało się w żadną spójną ca łość. Pielęgniarka w szpitalu wyraznie dała mu do zrozumienia, że amnezja Anny nie jest udawana, lecz autentyczna. Nie tłumaczyło to jednak całej 62 metamorfozy, jakiej uległa. Z wyrachowanej, chłod nej oszustki przeistoczyła się w delikatną, sponta niczną, kochającą kobietę, szczodrze obdarowującą go dowodami swego uczucia. Nikt jeszcze nie mówił do niego tak jak ona, nikt tak otwarcie nie dał mu poznać, że jest pożądany i kochany. Kochany! Serce zabiło mu mocniej, działo się z nim coś dziwnego. I co miał z tym wszystkim zrobić? ROZDZIAA PITY - Dzień dobry. Ward usiadł w łóżku, przypominając sobie wy darzenia tej nocy. - Nie śpię już od dawna - oznajmiła Anna z rozjaśnioną twarzą i też się podniosła, żeby go pocałować. Koc osunął się, odsłaniając jej pełne, nagie piersi, ona jednak zupełnie nie robiła wra żenia zawstydzonej. Na pewno nie chciała go świa domie prowokować, lecz ciało Warda bezbłędnie odpowiedziało na sygnał. - Trzeba było mnie obudzić - odpowiedział szorstko, starając się odwzajemnić pocałunek je dynie mechanicznie, jak najmniej się angażując. - Zejdę na dół i zrobię nam obojgu herbatę - rzekł. - A w ogóle, to jak się czujesz? Na co to lekarz kazał mu zwracać uwagę? Bóle głowy, zawroty, zaburzenia widzenia, mdłości... - Cudownie - zapewniła go Anna z uśmie chem. - Absolutnie, bezgranicznie cudownie. Mo że na razie dalibyśmy sobie spokój z tą herbatą? 64 To ostatnie powiedziała znacząco, chcąc przy wrócić nastrój intymności. - Wiesz, Ward, to, co się między nami dzieje, wydaje mi się takie nowe... Jakoś... wciąż nie mo gę uwierzyć, że miałam tyle szczęścia, że cię spot kałam. Wiem, że na pewno już ci to wszystko mó wiłam, ale po śmierci Ralpha tak się bałam, że... że... nie chciałam już nikogo innego, żeby przy padkiem znowu... - urwała i po chwili mówiła dalej z widocznym przejęciem. - Przeżyłam taki wstrząs i ból, kiedy on zginął... Czułam się także winna. On był taki młody i w jednej chwili już było po nim. Wydawało mi się, że bezpieczniej będzie nigdy z nikim się nie wiązać. Ralph był ostrożnym żeglarzem, nie popisywał się brawurą. Wtedy wypłynął tak sobie, nie na długo. Strażnik wybrzeża mówił, że to musiała być jakaś zbłąkana fala, która wywróciła łódz - głos jej się załamał. - Wtedy mieliśmy iść na kolację do jego rodziców. Czekałam na niego, czekałam i... Ward poczuł, że jego obraz Anny znowu się zmienia. To, co mówiła, musiało być prawdą, a w jej głosie słychać było prawdziwe uczucie. - Nie wiem, kiedy i jak to się stało, ale wido cznie w pewnym momencie zrezygnowałam ze swoich postanowień, skoro teraz jestem z to bą... Ward, ja przedtem nigdy... Jak myśmy się poznali? 65 - Lekarz powiedział, że pamięć ma ci wrócić w sposób naturalny, nie mogę ci nic mówić. To, co od niej teraz usłyszał, zrobiło na nim głębokie wrażenie. - Musiałaś go bardzo kochać. - Bezpieczniej było rozmawiać z nią o Ralphie, niż narażać się na kolejne pytania na temat aktualnego związku. - Tak, rzeczywiście - przyznała Anna, marsz cząc nieco brwi. - Teraz to wszystko wydaje mi się odległe, byliśmy bardzo młodzi. Dorastaliśmy razem i właściwie zawsze stanowiliśmy parę; wszyscy oczekiwali, że się pobierzemy, i tak też się stało. Wydawało się to całkowicie naturalne. Nie zrozum mnie zle - powiedziała proszącym głosem. - Było nam razem dobrze, byliśmy szczę śliwi, ale nie było... nie było tak, jak teraz z tobą. Musiałam ci już to przecież mówić - dodała, pod nosząc na niego wzrok. - No, a ty? Czy byłeś... czy byłeś żonaty? - Tak, bardzo krótko - odpowiedział. - Moje małżeństwo było całkowitą pomyłką i dla mnie, i dla niej. - Czy wciąż ją kochasz? - zapytała Anna z wahaniem. - Czy ją kocham? - Ward zaśmiał się gorzko. - Nie. Przez dłuższy czas po rozwodzie zdawało mi się, że jej nienawidzę, ale potem i to mi prze szło. Po prostu każde z nas poślubiło swoje wy- 66 obrażenie, a nie rzeczywistą osobę, dlatego nasz związek nie miał szans. Nawet jeśli ona była chci wa i samolubna, to moja wina, że tego w porę nie zauważyłem. Wybaczyłem jej wszystko już dawno temu. - Jej wybaczyłeś rozpad waszego małżeństwa - zauważyła Anna rozsądnie - ale przypuszczam,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|