[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chłopcy wstrzymali oddech. Ileż to dni czekali na tę chwilę! Nachylili się ciekawie nad Bosmanem. Nie powiecie nikomu, o czym tu będzie mowa? Przyrzekamy wykrztusili pośpiesznie. A więc słuchajcie. . . Bosman ściszył poufnie głos. Rozdział IX Zwiatek Dauer zajrzał jeszcze raz do notesu. Pociąg do Gdyni odchodzi dopie- ro o dwudziestej pierwszej czterdzieści siedem, ale Zwiatek postanowił się wziąć do pakowania. Tak czas szybciej zejdzie. Zresztą woli już czekać na stacji. Stacja to już jakby nie Niekłaj, to już inny świat. A on chce jak najszybciej wydostać się z Niekłaja. Z zaciśniętymi zębami wspiął się na krzesełko, wyjął z górnej szafy waliz- kę. Oczywiście, wezmie z sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. %7ładnych zabawek i fatałaszków. Modeli też nie zabierze. Zostawi je tym smarkaczom z bloku na pamiątkę. Zawsze mu zazdrościli tych modeli, to niech mają. Zwiatkowi już są niepotrzebne do szczęścia. Nie na wycieczkę jedzie, nie na zabawę, ale do pracy. Będzie pracował u starego Gustawa na kutrze. . . Na kutrze nie puszcza się mode- li. . . Będzie mieszkał w maleńkim kubryku pod pokładem. Takim maleńkim, że jak się wyciągnie ręce, można dotknąć obu ścian naraz. . . Stary Gustaw dawno już namawiał Zwiatka na tę pracę. Tak, Zwiatek ma u nie- go miejsce zagwarantowane. Ile razy odwiedzał go z ojcem, szyper zawsze kładł ciężką rękę na ramionach Zwiatka i mówił do ojca: No, inżynierze, kiedy oddacie mi Zwiatka na praktykę? Niech zmężnieje mówił ojciec. Co byście robili, szyprze, z takim chuchrem? Nie szkodzi chrypiał Gustaw. Na morzu nabierze siły. . . to dzielny chłopiec. Zwiatek wspomina teraz słowa starego szypra z ulgą. Tak, nie ma się cze- go obawiać, szyper Gustaw przyjmie go z otwartymi rękoma. Szyper zna się na ludziach i on jeden poznał się na Zwiatku. Zwiatek nie potrzebuje łaski Zenona ani tych przemądrzałych dziewczyn, ani nikogo. Da sobie radę bez nich, a szyper Gustaw wystarczy mu za trzech Bosmanów. To prawda, że nie ma takiego wyglą- du, jak Bosman, ani tatuaży, ani wielkiego wzrostu, ani nie pływał po morzach południowych. . . Szyper Gustaw jest mały, krępy, całą twarz ma zarośniętą kę- dzierzawą brodą, która sięga mu aż pod oczy, i gdyby nie fajka, która mu sterczy z ust, w ogóle trudno by się domyślić, w którym miejscu ma usta. Pływał tylko po morzach północnych, ale zna za to wszystkie tajemnice łowisk, a kiedy był mło- 70 dy, ścigał raz prawdziwego wieloryba w okolicach Spitsbergenu i polował na krze na białe niedzwiedzie. . . A raz jego statek został uwięziony przez lód i dryfował z lodem aż do wiosny. A raz wyłowił z morza butelkę, w której była wiadomość o zatopionej fregacie. . . Tak, nie ma czego specjalnie żałować. Przy takim szyprze, jak Gustaw, można przeżyć niejedną przygodę. . . I to przygodę najprawdziwszą pod słońcem. A naj- ważniejsze, że szyper Gustaw jest na chodzie, nie tak jak Bosman. Bo cóż znaczy przy żywym szyprze nawet najwspanialszy bosman, który jest jedną nogą w gro- bie i nie popłynie już w żaden rejs. Zwiatek uśmiechnął się pogardliwie i zabrał się do pakowania odzieży. Odrzu- cił ze wstrętem jedwabne koszulki, białe ubranko marynarskie z krótkimi majtka- mi i sandałki. Szyper by go wyśmiał, gdyby się przed nim pokazał w czymś takim. Wezmie tylko samą grubą odzież, swetry, flanelowe koszule i gumowe buty. No i przydałaby się jakaś peleryna od deszczu. Na wybrzeżu wciąż leje. . . Szkoda, że swoją przezroczystą pelerynę z folii pokrajał na pokrycie modeli, przydałaby się teraz, chociaż była już mocno dziurawa. . . Trudno, pożyczy sobie w takim razie pelerynę ojca. Czy tylko nie będzie za długa? Zdjął ją z wieszaka w szafie i właśnie przymierzał przed dużym lustrem w przedpokoju, gdy nagle rozległy się szybkie kroki na schodach i ktoś pchnął drzwi (z tego wszystkiego Zwiatek zapomniał zamknąć je na klucz). Czy jest Zwiatopełk Dauer? zapytał jakiś skrzeczący głos. Zwiatek zamrugał oczami. W lustrze zobaczył Długiego Tomka o szyderczym spojrzeniu, a po jego bokach asystę, obu Odjemków, Większego i Mniejszego. Szyderczy uśmiech Długiego Tomka, grobowe miny Odjemków i w ogóle ogólny widok Piratów do tego stopnia przeraził Zwiatka, że w pierwszej chwili nie mógł słowa wykrztusić i stał jak sparaliżowany, nie odwracając się. . . Piraci. . . Piraci w jego domu. . . Na pewno przyszli mu coś zrobić. To przecież ten długi zepchnął go wtedy z okna u Bosmana i skarżył o szpiegostwo. Teraz przyszli d o k o ń c z y ć g o. . . Tak, przyszli go dokończyć. %7łe też się dał zaskoczyć tak głupio. Co robić? Nie, nie da się im tak łatwo. Zabarykaduje się w pokoju. Chciał uciekać, ale nogi zaplątały mu się w nieszczęsną pelerynę i rąbnął jak długi na podłogę. Tomek i Odjemkowie podeszli bliżej i pochylili się nad nim ciekawie. To ty? Nie poznaliśmy cię w tej pelerynie zdziwił się Tomek, kiedy zobaczył, grzebiącego się w obfitych fałdach peleryny, Zwiatka. Co ty wyra- biasz. . . po co to przebranie? Ja. . . nic. . . ba. . . bawię się tylko. . . w ducha. . . Czerwony z upokorzenia i wstydu Zwiatek gramolił się na nogi, po czym sta- nął przed nimi podobny do trąbki w pokrowcu. Tomek i Odjemkowie wymienili spojrzenia pełne wstrętu i pogardy. 71 Dosyć tych błazeństw powiedział Tomek zabieraj się. Idziemy. Dokąd? struchlał Zwiatek. Do Zenona. Do Zenona. . . wykrztusił Zwiatek. Ani mi się śni. Cofnął się przerażony i złapał za pompkę od roweru. Niech spróbują go brać. On naprawdę zbzikował powiedział Tomek do braci Odjemków. Przestań mi wymachiwać tą pompką przed nosem. Muchy będziesz straszyć po- tem, a teraz zdejmuj tę powłokę i ubierz się normalnie. Powiedziałem, że nigdzie nie idę. Nie bądz głupi rzekł zniecierpliwiony Tomek Zenon czeka na ciebie. Będziesz przyjęty do sprzysiężenia. Zwiatek nie zrozumiał w pierwszej chwili. Co powiedziałeś? wyjąkał. Oj, mówię przecież. Będziesz przyjęty do sprzysiężenia i zostaniesz Pira- tem powtórzył znudzonym głosem Tomek. %7łartujesz. Ja będę przyjęty? Tomek wzruszył pogardliwie ramionami. Wiem, że to cię dziwi mruknął niechętnie. Ale w niektórych wypad- kach przyjmujemy także i knotów. No, tylko nie knotów rzekł urażony Zwiatek. Zenon mnie przyjął. . . bo. . . przyniosłem wiadomość o napadzie Kolonistów na Ogród, dlatego mnie przyjął. Przekonał się, że mówiłem prawdę. . . że może na mnie polegać, dlatego mnie przyjął. . . Wątpię skrzywił się szyderczo Tomek. Bardzo wątpię, czy z tego powodu jesteś przyjęty. Więc z jakiego? Nie wiem. . . zapytaj się Zenona. Tomek gapił się na chude kończyny Zwiatka. Może Zenon chce założyć pluton komarów i dlatego. . . Aha, był- bym zapomniał, Zenon pyta się, czy jesteś oszczędny. Ostatnio postanowiliśmy przyjmować tylko Piratów oszczędnych. Jestem oszczędny. . . wyjąkał zdziwiony Zwiatek. Mam nawet ksią- żeczkę PKO. Pokaż rzekł Tomek. Zwiatek wyjął z kieszeni w spodniach książeczkę w plastykowym czerwonym futerale i wręczył Tomkowi. Na książeczce miał dwieście dwadzieścia pięć zło- tych, które składał na kajak.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|