[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pościg 105 za mercedesem. Bezskutecznie. Przeklęty pojazd zniknął gdzieś bez śladu. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. - Tutejsi terroryści znają boczne zaułki i tylne przejścia - zauważył Frank, spoglądając na Joego z namysłem. -Gdybyście nie wyjmowali z Mike'em sprzętu z bagażnika, pewnie też zostalibyście porwani - stwierdził nieco spokojniejszym tonem. - Jak dwa a dwa jest cztery - oświadczył Mike Williams, który właśnie wszedł do baru w hotelu Marriott, usytuowanym w bejruckiej dzielnicy Hamra, i zatrzymał się przy stoliku Franka i Joego. Na widok kamerzysty Frank zerwał się na równe nogi i mocno potrząsnął jego dłonią. -Przyłącz się do nas, Mike. Właśnie rozmawialiśmy o porwaniu Billa. -Paskudna sprawa... zamartwiamy się o niego, a najgorsze jest to, że czujemy się zupełnie bezsilni... - Usiadł ciężko. Był wyraznie zmęczony i zatroskany. - Kiedy wróciłeś do Bejrutu, Frank? - Ubiegłej nocy. Przyleciałem z Egiptu. Robiłem tam reportaż, gdy wybuchły nowe zamieszki pomiędzy Izra- elczykami a islamskimi fundamentalistami. Wojna się skończyła, wszystko zaczęło się jakoś uładzać, a oni znowu wszczynają kłótnie. Ale czy kiedykolwiek zapanuje tam spokój? - Bardzo wątpię - odparł Mike. - Chociaż to pierwszy przypadek od czternastu lat, by Izraelczycy zaatakowali bezpośrednio Bejrut. Użyli do tego pocisków sterowanych laserem, wystrzelonych z pokładów czterech helikopterów znad wybrzeża. Kiedy się o tym dowiedziałem, wprost zaniemówiłem ze zdumienia. -Akcja %7łydów była odpowiedzią na bombardowanie Izraela przez islamistów - podkreślił pospiesznie Joe. Frank przytaknął. - A po izraelskim ataku na Bejrut Hezbollah zastosował wczoraj środki odwetowe, wystrzeliwując kolejne czterdzieści rakiet na Izrael. Wojna na wyczerpanie trwa nadal. - I nie należy oczekiwać wielkich zmian - mruknął Mike. Przywołał kelnera i zamówił whisky z lodem. 106 - O uprowadzeniu Billa dowiedziałem się z wiadomości nadawanych przez CNS. Nie mogłem w to uwierzyć - wyznał Frank. - Mój Boże, dopiero co się z nim rozstałem. Wyleciałem z Bejrutu dwudziestego siódmego marca, w przeddzień jego porwania. Przez cały czas sądziłem, że dobrze się bawi w Wenecji. - Nie zdążył wyjechać - wyjaśnił Mike. - CNS nie podawała przez kilka dni komunikatu o uprowadzeniu, w nadziei że zostanie prędko uwolniony. Kiedy to jednak nie nastąpiło, sprawa natychmiast została nagłośniona. - Kto za tym stoi? Wiecie coś o tym? - sondował Frank. - Niestety nic - odpowiedział Joe. - Dopiero co rozmawiałem z Jackiem Claytonem - wyjaśnił Mike. - CNS nie otrzymała dotychczas żadnych informacji. Nikt nie przyznaje się do porwania. To trochę zagadkowa historia. Według doniesień z Nowego Jorku wszystkie grupy terrorystyczne zachowują całkowite milczenie. - To na pewno ekstremiści islamscy - powiedział Frank z przekonaniem. Przeniósł wzrok na Joego i uniósł w górę brwi. - Któż by inny, jeśli nie oni? - Masz rację - przyznał Joe. - Obaj z Mike'em też tak uważamy. Jesteśmy przekonani, że stoi za tym islamski Dżi-had. Nikt nie wie tego lepiej od ciebie, Frank, że w tej terrorystycznej organizacji, powiązanej z Hezbollahem nie brakuje szaleńców. To oni uprowadzili Terry'ego Andersona oraz Williama Buckleya i słyną z tego, że nie uwalniają prędko swoich jeńców. - Terry Anderson był przetrzymywany siedem lat -mruknął Frank. - Nie przypominaj mi o tym - nasrożył się Mike, a po chwili dodał: - Jesteśmy w kontakcie z matką Billa. - Telefonowałem do niej z Egiptu - oznajmił korespondent. - Natychmiast kiedy się tylko o tym dowiedziałem. Muszę przyznać, że znosi to nadzwyczajnie. - Staramy się codziennie z nią rozmawiać - zapewnił Joe. - Niestety, nie mamy jej wiele do przekazania. - Jestem przekonany, że utrzymując z nią kontakt, bardzo jej pomagacie. - Frank sięgnął po szklankę i wychylił resztkę whisky. Oparł się plecami o krzesło i pomyślał 101 o Vanessie. Od wielu dni usiłował ją złapać, ale nikt nie odbierał telefonu ani w jej nowojorskim mieszkaniu, ani w domku letniskowym w Southampton. - Czy CNS poczyniła jakieś starania, aby odnalezć Billa? - spytał. - Niewiele można na razie w tej sprawie zrobić - odparł Mike. - Zdjęcia Billa rozesłano po Bejrucie, a nawet po całym Libanie. Od samego początku wywierany jest olbrzymi nacisk na rząd libański i syryjski. A chociaż wiadomość o uprowadzeniu przez jakiś czas utrzymywano w tajemnicy, to natychmiast w dniu porwania Billa z funduszy CNS wyasygnowano pokazną kwotę na jego uwolnienie. - Również naciska się Biały Dom - dodał Joe. - Spójrzmy jednak prawdzie w oczy, Frank. Nic nie można zrobić, dopóki jakaś organizacja nie przyzna się do uprowadzenia. Dopiero wtedy rząd USA i telewizyjne stacje będą mogły żądać wydania zakładnika. - Zawsze sobie z niego żartowałem. Twierdziłem, ze kule go się nie imają - zaczął Frank i umilkł, gdyż przy ich stoliku przystanął Allan Brent, korespondent CNN na Bliskim Wschodzie. . . - Wysłuchałem ostatnich wiadomości - powiedział. - Bill Fitzgerald znajduje się w rękach ludzi Hezbollahu. - O, Jezu! - wykrzyknął Frank. - Jak dawno temu przekazano tę informację? - zapytał Allan Brent spojrzał na zegarek. - Teraz jest siódma, a więc jakieś pół godziny temu. Mark Lawrence, który komentował sprawę porwania Billa dla CNS, pojawił się w drzwiach baru. Gdy spostrzegł jej ekipę w towarzystwie Franka i Allana Brenta, pospieszył w ich stronę. -Słyszałeś już pewnie, że Bill jest przetrzymywany przez islamski Dżihad? - zwrócił się do Mike'a. - Tak, Allan nam właśnie o tym powiedział. - Chciałbym wierzyć, że nic złego mu nie zrobili - powiedział Frank. - Modlę się o to. Członkowie tej grupy to fanatycy, są psychicznie niezrównoważeni i zupełnie nieprzewidywalni w swoich poczynaniach. 102 W tym ciasnym i dusznym pomieszczeniu zawsze było ciemno. Tylko przez szpary pomiędzy starymi deskami w oknach sączyła się do środka wąska smuga srebrnego światła. Bill Fitzgerald poruszył się niezdarnie na wąskiej pryczy. Kajdanki na rękach i łańcuchy na nogach krępowały mu ruchy. Zdołał się jednak w końcu przekręcić na plecy. Leżał zapatrzony w sufit i usiłował ustalić, który to już dzień. Starał się kontrolować upływ czasu. Przypuszczał, że jest przetrzymywany od jakichś dwóch tygodni. Wciąż zmieniający się strażnicy nie chcieli mu udzielać żadnych wyjaśnień. Ich odpowiedz brzmiała zawsze tak samo: Zamknij się, ty amerykańska świnio!" Czuł się nieświeżo i marzył, aby mu pozwolili jeszcze raz wziąć prysznic. Od czasu pojmania tylko dwukrotnie wolno mu było się umyć. Jego ubranie było brudne i cuchnące. Błagał więc o coś czystego i jeden z wartowników spełnił wreszcie wczoraj jego prośbę. Gdy ciśnięto do celi bawełniane spodenki, podkoszulek i slipy, na moment został rozkuty, żeby mógł się przebrać. Odzież była bardzo tandetna, ale włożenie jej sprawiło mu prawdziwą ulgę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|