[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w nim czytać. Pomogła mu uwierzyć, że stał się lepszym człowiekiem. - Chodz tu do mnie. - Wyciągnął ramiona w jej stronę. - Nie wyobrażam sobie ży- cia bez ciebie. Nigdy już nie odchodz. Calista rozpłakała się na dobre. - Leo, proszę cię, nie mów rzeczy, w które nie wierzysz. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek pokocham kobietę tak, jak kocham ciebie. Calista zaniemówiła. - Tak. Kocham cię - wyznał. - Myślałam, że po tym wszystkim mnie znienawidzisz. Jeśli tego chcesz, zostanę. - Chcę, żebyś została. Na zawsze - powiedział, przyciągając ją do siebie i całując w usta. - Pora, żebym poznał moją rodzinę - dodał po chwili. Podeszli razem do drzwi salonu. Leo zobaczył przy stole trzech mężczyzn. Kolor ich oczu i włosów był łudząco podobny do jego. Przez chwilę przemknął mu przed oczami obraz chłopców biegnących do stołu, na którym czekała na nich aromatycznie parująca lazania. - Ale ja nie mam żadnych wspomnień - Leo powiedział do Calisty, lecz na tyle głośno, że usłyszeli to jego bracia. - My ci wszystko przypomnimy. - Jeden z mężczyzn wstał i podał mu dłoń. - Rafe - przedstawił się. - Tak, pamiętam z raportu - uśmiechnął się Leo, patrząc na pozostałych. - Damien i Michael - powiedział, wskazując na nich głową. Leo nie byłby w stanie opisać wszystkich uczuć, które teraz w nim wzbierały. - Moja przeszłość nie wyglądała zbyt różowo - wyznał. - To nas nie interesuje - powiedział Damien. - Jesteśmy szczęśliwi, że przeżyłeś. Michael podszedł do Leo: R L T - Powinieneś wiedzieć, że jechałeś tym pociągiem zamiast mnie. Nabroiłem i mu- siałem zostać w domu. Przez te wszystkie lata myślałem, że to ja powinienem był zginąć w tym wypadku, nie ty. Leo zdał sobie sprawę, że nie tylko on nosił w sobie poczucie winy. %7łycie rzucało mu kłody pod nogi, ale czasem również obdarowywało niespodziewanymi prezentami. - Jak to los czasem potrafi namieszać - zauważył. - Nie ma sensu użalać się nad przeszłością, jeśli wszystko tak dobrze się kończy. R L T EPILOG W dzień sylwestra wszyscy bracia Medici z rodzinami spotkali się w domu Leo na Kajmanach, by przywitać nowy rok w ciepłym klimacie Morza Karaibskiego. Od pierw- szego spotkania upłynęło sporo czasu i choć utrzymywali kontakt, dopiero teraz udało im się wszystkim ponownie spotkać. Calista siedziała przy stole obok Leo i z uśmiechem przyglądała się biesiadującym. Rafe na zmianę bawił się z synem, Joelem, i nosił na rękach swą nowo narodzoną córeczkę, Angelikę. - Pora na jej drzemkę - powiedziała żona Rafe'a, Nicole, zabierając dziecko z jego objęć. - Nie możesz jej tak ciągle nosić. - Wszystko przez to, że wygląda jak miniaturowa kopia ciebie - zamruczał Rafe i cmoknął ją w usta. - Rafe będzie miał dwunastkę, zobaczycie. Ojcostwo ma we krwi - zażartował Da- mien. - To chyba lekka przesada - Nicole udała przerażenie. - Teraz będzie się mógł na- cieszyć bratankami lub bratanicami - mówiąc to, spojrzała przyjaznie na Emmę, żonę Damiena, która była w szóstym miesiącu ciąży. - Na twoim miejscu zapisałabym go już na kurs zmieniania pieluch - dodała. Damien posłał żonie sceptyczne spojrzenie. - Nie dam się w to wrobić. - Zobaczymy. - Emma wzięła jego rękę i położyła na swoim brzuchu. Ze sposobu, w jaki Damien na nią patrzył, łatwo dało się wyczytać, że dla niej jest gotów nie tylko zmieniać pieluchy. Michael, który siedział obok Leo, uniósł szklankę z piwem. - Zdrowie przyszłych ojców, Rafe'a i Damiena. Wysunęliście się na prowadzenie, ale nam się nie spieszy, prawda, Bello? - zwrócił się do żony. Bella posłała mu zakłopotane spojrzenie. - Muszę ci o czymś powiedzieć. - Coś się stało? - zaniepokoił się Michael. R L T - Pamiętasz, kiedy myśleliśmy, że miałam grypę żołądkową? - No tak. A co? To coś poważniejszego? - Cóż, to się będzie ciągnęło mniej więcej przez dziewięć miesięcy. Też lepiej pod- glądaj, jak się zmienia pieluchy. Jestem w ciąży. - Naprawdę?! - Krew odpłynęła z twarzy Michaela. - Jak to możliwe? - No wiesz, kochanie, kwiatki i pszczółki... Jesteś zły? - Skądże! - wykrzyknął Michael. - Będziemy mieli dzidziusia! - Zdrowie Michaela, przyszłego ojca i wujka! - Damien wzniósł toast. - Zdrowie! - powiedzieli wszyscy równocześnie. Calista uniosła swą szklankę lemoniady i poczuła ucisk w brzuchu. Zastanawiała się, kiedy ona powinna powiedzieć Leo. - To chyba jakaś epidemia - zwrócił się do niej Leo. - Musimy uważać. - Na to może być już trochę za pózno - wyszeptała. - Do przedwczoraj nie byłam pewna, ale zrobiłam dwa testy ciążowe i byłam u lekarza. - Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? - Czekałam na odpowiedni moment. Calista coraz bardziej się denerwowała, jak Leo to przyjmie. - Chcesz tego? - zapytał, patrząc jej głęboko w oczy. Był tak na niej skupiony, że wydawało się, jakby siedzieli tam sami. - Tak - odparła. - Chcę mieć dziecko z najcudowniejszym mężczyzną na świecie, którego kocham. Leo wziął ją za rękę. Calista poczuła, że jego dłoń drży. - Nie wiem, jak to robisz, ale z każdym dniem jestem przy tobie coraz szczęśliw- szy. Calista czuła dokładnie to samo. Nachyliła się ku niemu i pocałowała go mocno w usta. - Ja też - wyszeptała. - Hej, gołąbki, dosyć tego świergotania - przerwał im Rafe. - Leo, grasz w bilard? - Gram, ale najpierw musimy wznieść kolejny toast - zwrócił się do zebranych. - Calista i ja będziemy mieć dziecko. R L T Leo posłał Michaelowi radosne spojrzenie. - Wygląda na to, że obu nas czeka podobny los - zwrócił się do brata. - W tę podróż możemy wyruszyć razem - zauważył Michael. - Za Leo i Calistę! - powiedział Damien. - I za ciotkę Emilię, która ciągle przysyła nam zdjęcia - dodał Michael. - Za ciotkę Emilię! - powtórzył Leo, który na razie znał krewną tylko z opowieści. - Dziękuję ci za wszystko - zwrócił się do Calisty. - Dziękuję, że jesteś ze mną. R L T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|