Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

był już tylko małym punkcikiem na niebie.
- Po co mu mózgi? - spytał zaciekawiony Orvd, kiedy już posłaniec znikł im z oczu.
- %7łeby je zjeść - odparł uprzejmie Plaskat. - To mózgojadek. Jeszcze jakieś pytania?
- %7ładnych - zapewnił pośpiesznie Tord, któremu na twarzy wykwitł dziwny, zielonkawy
rumieniec.
* * *
W milczeniu dojechali do Leśnej Przystani. Rycerze wciąż przetrawiali wiadomość o
tym, że poszukiwana królewna, którą mieli przecież uratować, jest w stanie rozprawić się
własnoręcznie z co najmniej trzema rosłymi mężczyznami. Tord był zdumiony, Orvd
zastanawiał się nad wszelkimi możliwymi tragicznymi konsekwencjami tegoż faktu, A
Alvad... Alvad się cieszył. Dla niego Salianka zawsze była potworem, dlaczego więc miało go
dziwić, że zabijała ludzi gołymi rękami? Lepszego dowodu na to, że Salianka jest skończenie
zła, Alvad nie mógł sobie wymarzyć. Teraz miał jedynie nadzieję, że i król to zauważy.
Wreszcie.
Tymczasem Eind jeszcze bardziej spochmurniał. Tak bardzo starał się zrozumieć swoją
przeciwniczkę, a ona sama zdawała się rzucać mu kłody pod nogi.
%7ładen z rycerzy nie miał chęci ciągnąć Plaskata za język, co go bardzo cieszyło. Miał
nadzieję, że nie przyjdzie im do głowy dociekać, jak to się stało, że w ciągu pół roku ze
zwyczajnej dziewczyny królewna zmieniła się w brutalną zabójczynię. Nie miał pojęcia, co
powinien im wtedy powiedzieć: z jednej strony nie miał ochoty wyjawiać im roli Virvena w
całej historii, z drugiej - zdawał sobie też sprawę, że dla dobra poszukiwań nie powinien
ukrywać przed rycerzami ważnych informacji.
Kiedy drzewa się przerzedziły, i oczom podróżnych ukazała się palisada otaczająca
przydrożne siedlisko, wszyscy odetchnęli z ulgą. Mogli zająć myśli czymś innym. A jak się
szybko okazało, było czym.
Leśna Przystań wyglądała na to, czym dla wielu podróżnych była: na ostatni przyczółek
na granicy poznanego świata. Ostrokół odgradzał ją od nieprzyjaznych kniei, a kilka chat
wewnątrz ogrodzenia sprawiało wrażenie, jakby przycupnęły najbliżej ziemi, bojąc się
wyjrzeć ponad zaostrzone pale. A jeszcze bardziej ostrożni od domów zdawali się ludzie.
Strażnik przy bramie odsunął się, by wpuścić nowo przybyłych. Nie czynił im żadnych
afrontów, nie odezwał się nawet, ale patrzył tak, jakby się spodziewał, że zaraz im co
najmniej rogi na głowach i wielgaśne kły w gębach powyrastają.
- Jakoś dziwnie się tu ludzie zachowują - stwierdził król, kiedy przejechali przez bramę.
Trudno było nie przyznać mu racji. Nieliczni, których mijali, sądząc z wyglądu, zarówno
podróżni, jak i miejscowi, zdawali się dziwnie podenerwowani. Patrzyli i na siebie nawzajem,
i na pięciu jezdzców, jakby każdy mógł się okazać wilkiem ukrytym w owczej skórze. Starali
się też trzymać w rozsądnej odległości od każdego przechodnia. No i nie dało się nie
zauważyć, że wszyscy, co do jednego, nosili napierśniki. Niektórzy nawet dwa naraz.
- Chodzi ci o to, jak wyglądają czy że zerkają na nas podejrzliwie? - zapytał Plaskat. - To
chyba normalne. W końcu jesteśmy nie dość, że obcy, to jeszcze uzbrojeni.
Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się być w takim miejscu. Wbrew temu, co twierdzili
pozostali członkowie Rady, wcale nie znał się tak dobrze na obieżyświatowaniu. Ot, zdarzyło
mu się najechać kilka wiosek, wdać się w parę potyczek z wielmożami spoza Twierdzy, a
nawet złupić jedno miasteczko. Jeśli chodzi o doświadczenia, to Jala prawdopodobnie o wiele
lepiej znalazÅ‚aby siÄ™ w tej sytuacji. Ale jak mogli puÅ›cić ÓsmÄ… samÄ… z czterema, do tego, tfu,
szlachetnymi rycerzami?
- Tutaj wszyscy są obcy i uzbrojeni - wyjaśnił mu niecierpliwie Alvad, rozglądając się
podejrzliwie na boki. - To jedno z takich miejsc, gdzie nikt nie zatrzymuje się na dłużej i nikt
nie jest na tyle głupi, żeby przyjechać bez broni.
- A są jakieś szanse, że przeżyjemy nocleg tutaj? - zainteresował się Plaskat. Przyszło mu
do głowy, że pierwszy raz w życiu jest, teoretycznie, nieszczęsnym podróżnikiem zdanym na
łaskę miejscowych. Zwykle to różni miejscowi byli zdani na jego łaskę. Koncepcja zamiany
ról niezbyt przypadła mu do gustu.
- Raczej tak - uspokoił go król. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript