Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cade.
Carter wystarczająco długo był szeryfem, by wie-
WWÓZ ZMIERCI
99
dzieć, że w pewnych okolicznościach każdy potrafi zabić.
- To wszystko nie ma sensu.
Carter musiał mu przytaknąć. To nie miało żadnego sensu.
- Będziemy wiedzieli więcej, gdy dowiemy się, kim była ofiara. Technicy kryminalistyczni wydoby-
wają właśnie zwłoki. Ale to na razie wszystko... Do tego jeszcze ten niezapowiedziany przyjazd ojca...
mam złe przeczucia.
- Mówisz tak, jakbyś chciał sugerować, że ojciec przez te wszystkie lata trzymał w tajemnicy jakąś
ponurą tajemnicę... Chyba powinieneś znowu zacząć łowić ryby, żeby trochę odetchnąć od tej zabawy
w policjantów i złodziei.
I w morderców, dodał w myśli Carter. Pożegnał się z bratem i wrócił do samochodu. Siedząc już w
policyjnym wozie, Carter sięgnął po trzeszczące radio.
- Znowu dzwoni Mark Anders - poinformowała go dyspozytorka. - Glen Whitaker nie pojawił się w
pracy. Jego samochodu nie ma przed jego mieszkaniem i nikt go nie widział od chwili, gdy wyjechał
spod ośrodka kultury wczoraj wieczorem.
Carter cicho zaklÄ…Å‚.
- Powiedz Markowi, że już jadę do Starego Miasta. Będę się rozglądał za Glenem. - Carter i tak miał
zamiar pojechać do starej osady. Musiał się koniecznie zobaczyć z Eve.
Eve Bailey spojrzała na zegarek, zadowolona, że była to godzina, gdy jej matka z pewnością wyszła
100
B. J. DANIELS
już z domu i udała się do ośrodka kultury na wspólne szycie. McKenna i Faith były jeszcze w pracy i
planowały pojechać do Fort Peck na przedstawienie. Zapewne pózno wrócą do domu.
Eve osiodłała konia w stajni. Była wdzięczna swojej klaczy, że uratowała jej życie. Gdyby nie wróciła
sama na ranczo, nikt by się nie dowiedział, że Eve zaginęła. Eve była pewna, że nie dałaby rady wrócić
na ranczo pieszo. Była tak wyczerpana, że minionego wieczoru zasnęła natychmiast po przyłożeniu
głowy do poduszki.
Musiała przyznać w duchu, że jest też wdzięczna Carterowi Jacksonowi. Gdyby on jej nie odnalazł
wczoraj, to nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło. Przecież to olbrzymi otwarty płaskowyż
poprzecinany setkami kanionów i wąwozów. Próbowała sobie wmówić, że Carter tylko wykonywał
swoje obowiązki służbowe.
Eve przypomniała sobie spotkanie z Deeną. Nie chciała mieć nic wspólnego z żadnym z nich.
Carter i Deena wielokrotnie już się rozchodzili, ale zawsze do siebie wracali. Nie było powodu sądzić,
że teraz też tak nie będzie. Nawet rozwód nie stał temu na przeszkodzie. Eve miała zamiar omijać ich
szerokim łukiem, tak jak robiła to do tej pory.
Kończąc siodłanie konia, Eve miała dziwne wrażenie, że jest obserwowana. Odwróciła się i spojrzała
w stronę drogi. Coś błysnęło, jakby odbiły się promienie słoneczne od szyby. Zamrugała oczami.
Cokolwiek to było, to już zniknęło. Dziwna sprawa.
Wskoczyła na siodło, ciesząc się na myśl o przejażdżce, choćby nawet tak krótkiej, jak do domu
WWÓZ ZMIERCI
101
matki. W jej myślach znowu pojawił się Carter, jak niemiły gość, i Eve zdała sobie sprawę, że dopóki
będzie w posiadaniu broszki, którą wzięła z samolotu, dopóty on będzie nachodził ją w myślach.
Skierowała się na wschód i zatoczyła olbrzymi łuk, z przyjemnością cwałując przez prerię. Zajechała
do domu od tyłu, ściągnęła cugle i zobaczyła, że matka właśnie wyjeżdża z rancza swoim pikapem.
Choć nikt jeszcze przez długi czas nie pojawi się w domu, Eve musiała się spieszyć. Wiedziała, że to
głupota, ale nie chciała być nakryta na grzebaniu na strychu w poszukiwaniu ulubionego płaszcza
babci. Jeśli w ogóle tam jeszcze był.
Eve nawet nie zastanowiła się poważnie nad tym, co zrobi, jak znajdzie płaszcz i nitki z broszki będą
do niego pasowały. Bała się, że matka po ich ostatniej rozmowie wyrzuciła płaszcz, chyba że sama
zapomniała, gdzie go schowała.
Eve wślizgnęła się przez boczne drzwi do domu, w którym dorastała i mieszkała osiemnaście lat. Jego
zapach przywołał miłe wspomnienia. Dziwnie się tu czuła, dom był taki pusty, jakby został porzucony
i nikt od lat tu nie mieszkał.
Na piętrze otworzyła skrzypiące drzwi na strych. Przez moment wydało się jej, że słyszy
nadjeżdżający samochód, zatrzymała się, nasłuchując, ale najwyrazniej się przesłyszała.
Dlaczego była tak przestraszona tym, co robi? Znała odpowiedz. Bała się już od chwili, gdy znalazła
zwłoki w samolocie, gdy zobaczyła nóż wystający z klatki piersiowej zamordowanego mężczyzny i
znalazła broszkę babci między jego stopami.
102
B. J. DANIELS
Zostawiła uchylone drzwi, by wypuścić ze strychu stęchłe powietrze i wspięła się po wąskich,
trzeszczących schodach. Zapaliła światło i rozejrzała się, szukając drewnianej skrzyni z płaszczem
babci. Strych był pełen starych mebli, lamp; była tam nawet kołyska, w której Eve i jej siostry sypiały
jako niemowlęta.
Eve dostrzegła wielką drewnianą skrzynię w rogu strychu i zaczęła się do niej przeciskać między
starociami. Odgarnęła pajęczyny i podniosła wieko. Pospiesznie przeszukała zawartość skrzyni.
Sięgnęła rękami w głąb sterty starej odzieży i znalazła płaszcz. Był zwinięty w rolkę i wciśnięty na
dno skrzyni.
Eve wyciągnęła go drżącymi rękami i rozłożyła na kolanach. Modliła się, żeby nitki nie pasowały do
siebie. Uważnie obejrzała oba wyłogi i od razu dostrzegła dziurę po wyrwaniu broszki. Wyjęła nitki
przyklejone do kartki i porównała je z płaszczem. Były identyczne!
Azy napłynęły jej do oczu, zacisnęła palce na płaszczu - dopiero teraz zaczęła się bać swoich
wniosków. Czy właśnie nie znalazła dowodu, że jej babcia leciała samolotem, który rozbił się w
przełomach?
Z dołu doszedł do niej odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. Rzuciła się do małego brudnego
okienka i wyjrzała na zewnątrz. Nie dostrzegła żadnego samochodu, nie słyszała silnika, ale
wiedziała, że ktoś pojawił się na ranczu i wszedł do domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript