[ Pobierz całość w formacie PDF ]
caÅ‚ym obywatelstwem. Ale papiery Iwaszkiewicza szÅ‚y przez to coraz bardziej w górÄ™. A kiedy jeszcze gruchnęło miÄ™dzy ludzmi, że ZÅ‚otopolski wyjeżdża do siebie na wieÅ›, co byÅ‚o, jak sÄ…dzono, oznakÄ… czegoÅ› niedobrego, papiery inżyniera doszÅ‚y do maximum34. I wÅ‚aÅ›nie widzimy go w tej chwili, siedzÄ…cego u paÅ„stwa Bujnickich i rozmawiajÄ…cego z matkÄ… i pannÄ…. On spoglÄ…da czÄ™sto na perÅ‚Ä™ okolicy , która zdaje siÄ™ być zamyÅ›lonÄ… i poważ- nÄ…. WiÄ™c i pan sÅ‚yszaÅ‚, że ZÅ‚otopolski wyjeżdża do siebie na wieÅ›? pyta pani Bujnicka. Tak odpowiada inżynier. Ciekawam, co go powoduje? Konieczność zapewne. I prÄ™dko bÄ™dzie z powrotem? Zdaje siÄ™, że nie prÄ™dko. MówiÅ‚ mi Maszko, że zaprosiÅ‚ jego i kilku z mÅ‚odzieży swojej sfery na obiad do ZÅ‚otopola. Maszko nazwaÅ‚ obiad ten pożegnalnym. Pani Bujnicka spoglÄ…da niespokojnie na córkÄ™. Być może, że przyjdzie pożegnać siÄ™ z paniami mówi inżynier. Może być odpowiada obojÄ™tnie Fania. A kto wie odpowiada ze znaczÄ…cym uÅ›miechem pani Bujnicka może wÅ‚aÅ›nie dlatego, że wyjeżdża, nie przyjdzie. Vous savez...35 sÄ… takie poÅ‚ożenia, w których, choć kto wyjeżdża, nie przychodzi jednak... 32 familia (Å‚ac.) rodzina. 33 feblik (z franc.) skÅ‚onność, sÅ‚abostka. 34 maximum (Å‚ac.) najwiÄ™cej, najwyższa wartość, ilość, stopieÅ„. 41 Z oczu inżyniera strzeliÅ‚ nagle radosny promieÅ„, tym bardziej że zdawaÅ‚o mu siÄ™, że na sÅ‚owa matki Frania uÅ›miechnęła siÄ™ z przymusem, a nawet policzki jej powlekÅ‚ lekki rumie- niec. DaÅ‚a mu odkosza. Teraz rozumiem wszystko! pomyÅ›laÅ‚. Darujcie, moi mÅ‚odzi paÅ„stwo, że na chwilÄ™ zostawiÄ™ was samych, ale mam coÅ› powie- dzieć sÅ‚użbie. Pardon monsieur!36 Faniu, dotrzymaj tu panu towarzystwa. Na twarzy Iwaszkiewicza nie byÅ‚o znać, by siÄ™ obrażaÅ‚ tym, że pani Bujnicka zostawia go samego z FaniÄ…. A pani Bujnicka rzeczywiÅ›cie wyszÅ‚a na chwilÄ™ i spotkawszy sÅ‚użącego rze- kÅ‚a: JeÅ›li tu przyjdzie pan ZÅ‚otopolski, powiedz, że przyjmujemy za godzinÄ™. Pani Bujnicka nie chciaÅ‚a istotnie, żeby ZÅ‚otopolski przyszedÅ‚ przy Iwaszkiewiczu. Tymczasem Iwaszkiewicz siedziaÅ‚ sam na sam z FaniÄ… w salonie. Milczeli przez chwilÄ™ oboje, wreszcie Iwaszkiewicz poruszyÅ‚ siÄ™ niespokojnie i rzekÅ‚: Towarzystwo straci zapewne wiele na wyjezdzie pana ZÅ‚otopolskiego. Z kwaÅ›nej miny inżyniera można by sÄ…dzić, że zapewne chciaÅ‚ powiedzieć coÅ› innego, ale to jakoÅ› tak samo mu siÄ™ wymówiÅ‚o. Tak pan sÄ…dzi? spytaÅ‚a Fanny. Ja? o nie, pani! ja myÅ›laÅ‚em, że może pani tak sÄ…dzi? Niech mi pan wierzy, że w tej chwili myÅ›laÅ‚am zupeÅ‚nie o czym innym. Ja myÅ›laÅ‚am o naszym ogródku dziecinnym. PamiÄ™ta pan nasz ogródek? Jeżeli kto z nas dwojga go zapomniaÅ‚, to nie ja. Fania spuÅ›ciÅ‚a oczy. I nie ja... także... Pani! rzekÅ‚ Iwaszkiewicz dziÄ™kujÄ™ z caÅ‚ego serca za te sÅ‚owa. Ja nie trwoniÄ™ ich nigdy na próżno, i nie przypuszczam, żebyÅ› i pani mówiÅ‚a je bez poczucia prawdy. Czy ja panu co zÅ‚ego kiedy zrobiÅ‚am, że pan mnie sÄ…dzi tak surowo? Ja? Wiem mówiÅ‚a dalej ze smutkiem w gÅ‚osie. Pan przy swoim rozumie uważa mnie za próżnÄ… i popsutÄ… dziewczynÄ™ Å›wiatowÄ…, pan nie wierzy, że ja mogÄ™ coÅ› szczerze mówić, a jednak... W niebieskich oczach Fanny bÅ‚ysnęło coÅ› na ksztaÅ‚t Å‚ez. A jednak mam jeszcze kilka kwiatków zasuszonych naszego ogródka... ale ja jestem próżna i popsuta dziewczyna Å›wiatowa? ja nie umiem pamiÄ™tać? Prawda? Nie, pani, to ja nie Å›miaÅ‚em siÄ™ spodziewać, że pani pamiÄ™ta. I dlatego nie spytaÅ‚ pan nigdy o to? Dlatego. BaÅ‚em siÄ™ spytać, bo nadto ceniÅ‚em te wspomnienia. Tak jest, baÅ‚em siÄ™, byÅ› pani nie rozwiaÅ‚a ich jednym obojÄ™tnym uÅ›miechem. Mój Boże! Tyle mówiÄ… o paÅ„skiej energii, a pan taki nieÅ›miaÅ‚y. Czy to tylko ze mnÄ…? Tylko z paniÄ…. A przecież my siÄ™ znamy od tych czasów, kiedy jeszcze pan mi mówiÅ‚... jak to tu teraz nawet powiedzieć?... kiedy pan mi mówiÅ‚: Faniu . O, pani! jeÅ›li to żarty, to zÅ‚e żarty... Jakie przystojÄ… zepsutej, Å›wiatowej dziewczynie? Ha, jeżeli tak, to dajmy temu pokój. Może pan woli o czym innym mówić. Otóż i mama przychodzi! Dużo pan ma zajÄ™cia w swo- jej fabryce? 35 Vous savez (czyt. mu sawé; franc.) Wie pan. 36 Pardon monsieur (czyt. pardÄ… mesié; franc.) Przepraszam pana. 42 Pani Bujnicka weszÅ‚a tymczasem do pokoju i rzuciwszy przenikliwym wzrokiem na FaniÄ™ spytaÅ‚a Å‚askawie: O czymże to paÅ„stwo rozprawiacie? o fabryce? Tak, Å‚askawa pani! wÅ‚aÅ›nie mówiliÅ›my o fabryce. Musi to jednak być panu przykro siedzieć od rana do wieczora miÄ™dzy robotnikami? Nie, pani. A jednak sÄ… to ludzie bez wychowania; wystawiam sobie, jak straszne muszÄ… mieć ma- niery. Iwaszkiewicz uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. Przy mÅ‚otach i ogniskach, buchajÄ…cych skrami, majÄ… wcale odpowiednie. Trudno jednakże podobać sobie w takich zajÄ™ciach. Ja tam miÅ‚ujÄ™ je z caÅ‚ej duszy. Przy czym (tu oczy Iwaszkiewicza ożywiÅ‚y siÄ™) robiÄ™ teraz wielkÄ… próbÄ™, która jeżeli siÄ™ uda... Przyniesie panu wielkie dochody? To może nie. Jest to rzecz inna. PragnÄ™ usunąć wszystkich ludzi obcych z fabryki, a mieć robotników swoich, tuziemców. Przez to mam nadziejÄ™ wszczepiać powoli miÄ™dzy nas zami- Å‚owanie przemysÅ‚u. A u nas potrzeba podnosić przemysÅ‚. Jednak sÅ‚yszaÅ‚am bardzo dystyngowanych37 ludzi mówiÄ…cych, że przemysÅ‚ nie zgadza siÄ™ z naszym charakterem. CzÄ™sto i dystyngowani ludzie mówiÄ… absurda38. Tak pan sÄ…dzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|