[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pługiem. Dla mnie marnego człeka dość by mleka dzban i kawał chleba, ale chciałem innym okazać skutki przykładem. Och! panie Ludwiku! ja tylko chciałem zachęcać i nauczać. Gdyby chciano pomagać mi zamiast przeszkadzać, już dziś inaczej wyglądałaby okolica: zawrzałaby praca, zakwitła zamożność, spokój i szczęście. Tegom chciał a jednak co?... Mniejsza, że nie powiedziano mi: Bóg zapłać, mniejsza, żem szczęścia nie znalazł, człek i w zmartwieniu 30 może pracować. Nic tego mi nie szkoda! Ale jutro, pojutrze, jeśli mi kula w łeb to i zmar- nieje wszystko, com zrobił. A no i tobie nie skargę wypowiadam, ale chcę, by choć jeden mnie zrozumiał, by choć jeden wyszlachetnił się i oświecił. A! panie dobrodzieju! zawołał ze łzami zacny pan Ludwik gdybym ja to był wiedział, gdybym ja to był rozumiał! Nie wyrzucisz na ulicę czytelni? będziesz pracował? będziesz uczył siebie i drugich? Przysięgam! przysięgam! Aaa! ostatni grosz na książki. Przysięgam, będę innym czło- wiekiem! Ano, to uściskaj mnie i bądz moim świadkiem. Pan Ludwik rzucił się w ramiona Wilka, a gdy potem podniósł głowę, bogdaj, czy to nie inny był już człowiek. Oczy świeciły mu takim ogniem jak nigdy przedtem; drżał, wielkie skry zapału przechodziły go od stóp do głów. Obudziła się dusza i rwała do postępu a światła. Ach! czemuż pan nie przemówił tak do mnie pierwej zawołał wzruszonym głosem. Pan dobrodziej bywał czasem taki ostry! taki surowy! Pan Ludwik ani przypuszczał, że wyrzekł słowa ogromnej wagi, tłumaczące w znacznej części ogólną niechęć, jaką budził Wilk. Tak! tak! bywał Wilk surowy i ostry! On sam usły- szawszy ten łagodny wyrzut spuścił głowę i milczał. Każdy ma swoje wady to prawda, ale Wilk milczał, bo nie chciał się tłumaczyć tym panu Ludwikowi, że każdy ma swoje wady, a nie umiał tłumaczyć się inaczej. W życiu brakło mu nieraz wyrozumiałości. Daje to do myślenia. Wilk nie umiał wychodzić z ludzmi nie dość miał umiarkowania i miłości. Wilk przedstawiał szowinizm121 postępu. Pan Ludwik zabawił parę godzin u Wilka, czekając na Skomornickiego, sekundanta Strączka. Gdy przyjechał, ułożono warunki: odległość dwadzieścia kroków; przeciwnicy mieli zbliżając się do siebie strzelać, kto pierwszy chce ale o osiem kroków już strzał był obo- wiązkowy. Prócz tego, by po pojedynku nie narażać ni przeciwnika, ni świadków, że każdy ze strzelających będzie miał przy sobie list, w którym sam siebie oskarża o samobójstwo. Pozostawało kilka dni do ostatecznego terminu. Przez te kilka dni Wilk pracował jak daw- niej w polu, w wolnych godzinach wprawiał się w strzały, wieczorami zaś porządkował swe sprawy i pisywał. Oto jeszcze kilka słów z jego listu pisanego do przyjaciela w przeddzień spotkania. Mimo, że nie umiem strzelać, nie wiem jakie przeczucie mówi mi, że wyjdę z tej walki zwycięsko. Jutro termin. Staram się być spokojnym; ale nie mogę opędzić się pewnym my- ślom, z którymi, zdawało mi się, żem już skończył raz na zawsze. Wyznaję, że chciałbym choć raz jeszcze ujrzeć Lucy tak... popatrzeć się na nią z jakiego kąta jeszcze choć przez chwilę. Oddałbym Bóg wie ile, żebym mógł przynajmniej nie pogardzać nią. Wiem, że to słabość, ale wstyd wyznać, jak trudno mi walczyć z podobnymi myślami. Zresztą, jestem spo- kojny i mam dobrą nadzieję. Czy odebrałeś kopię testamentu? Jutro o piątej rano termin. Na- tychmiast po pojedynku przyjeżdżam do Warszawy. Bądz zdrów, drogi chłopcze! ściskam cię i pozdrawiam znajomych . W. Garbowiecki. Nazajutrz zaledwie świt, na skraju lasu między miasteczkiem a Mżynkiem, Wilk z panem Ludwikiem czekali na przeciwników. Twarz Wilka była poważna, ale oczy patrzyły jasno. Spokój, a nawet chłód jakiś wiał od jego postaci; znać było, że chwili obecnej nie brał lekko; w rysach jego malowała się niezłomna wola, a nawet pewna zaciętość. Po kwadransie oczekiwania przybyli Strączek ze Skomornickim i doktorem. Wszyscy skłonili się sobie wedle zwyczaju, po czym przeciwnicy spojrzeli sobie w oczy. 121 szowinizm (z franc.) skrajny nacjonalizm; tu: krańcowość, przesada. 31 Był to niejako pojedynek przed pojedynkiem. Strączek spuścił wzrok ku ziemi. Zapewne wziął to za zły znak. Nie tchórzył, ale widocznie nie miał spokoju Wilka. W ru- chach jego była pewna gorączkowość, a na ustach uśmiech, ale też tylko na ustach, Bóg wie, co się tam działo w duszy, to tylko pewne, że nienawidził przeciwnika ze wszystkich sił. Palił cygaro. Zdawało się, że był dobrze po kilku butelkach. Odmierzono metę przeciw- nicy stanęli naprzeciw siebie. Tu, jak wiadomo ci czytelniku, następuje mówka. Treścią jej miłość blizniego, kończy się zaś wezwaniem przeciwników do wzajemnego uściskania się. Przeciwnicy odmawiają. Mówka brzmi po polsku. Zły zwyczaj, ale taki zwyczaj. Następne za to słowa, jeśli sekun- danci są ludzmi dobrego tonu, mówią się po francusku: Messieurs commencez!122 A że Skomornicki był człowiekiem dobrego tonu, dał więc oczyma znak panu Ludwikowi, po czym zwrócił się do przeciwników i rzekł: Messieurs commencez! Wilk podniósł pistolet do wysokości ramienia i zbliżając się do przeciwnika mierzył spo- kojnie. Broń w jego ręku, jak gdyby ujęta w żelazne cęgi, nie poruszała się najmniejszym drganiem. Tymczasem wionął wiatr cichy, zaszemrał liść, z brzezinowych gałązek krople rosy niby brylantowy deszcz spadły na ziemię. Przeciwnicy przetrzymywali się wzajemnie; byli już od siebie o jakie osiem kroków. Zwiadkowie spojrzeli na siebie niespokojnie. Nagle buchnął strzał... Sekundanci skoczyli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|