Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

telewizor. Pomyślała, że to Summer ogląda jakiś program. Ciotka Tine
była jak zwykle w kuchni. Rey nie wrócił jeszcze do domu po zdjęciach,
nie powiedział też nikomu, dokąd jedzie.
Julie nie chciała, żeby po przeczytaniu jej listu ktoś podjął przedwczesne
kroki. Przeszła przez jadalnię do salonu, a stąd do sypialni. Summer leżała
na łóżku w piżamie i wyblakłym szlafroku przypominającym szlafrok
ciotki Tine i oglądała jakiś teleturniej. Nos miała wciąż czerwony, a oczy
zapuchnięte od płaczu, ale była spokojna.
Julie, stojąc w drzwiach, przyglądała się jej przez parę chwil.
Zastanawiała się nad przebiegiem wypadków i nad tym, że tak mało
można było zrobić, żeby zmienić ich bieg. W końcu weszła do pokoju.
- Summer?
Dziewczynka podniosła głowę i uśmiechnęła się blado.
- Chcesz coś dla mnie zrobić? - zapytała Julie.
- Tak.
- To pohekaj jakąś godzinę, a potem daj to cioci Tine. Będziesz pamiętała?
- Oczywiście - zapewniła dziewczynka, biorąc kopertę i przyglądając się
jej z umiarkowaną ciekawością.
- Oddaj jej to na pewno. To bardzo ważne.
- Dobrze.
Julie zawahała się, zastanowiła się, czy powiedzieć coś jeszcze.
Jednak doszła do wniosku, że przestraszyłoby to dziewczynkę. Odwróciła
się i idąc do wyjścia, uśmiechnęła się, patrząc przez ramię.
- Dziękuję ci, kochanie.
- A dokąd pani idzie? - zawołała za nią Summer.
- Polować na węże - powiedziała Julie odruchowo, ale zaraz dodała: - Nie,
nie, to głupi żart. Jadę trochę popracować.
Doszła już do schodków na tylnej galerii, kiedy usłyszała tupot bosych
stóp.
- Proszę pani! Niech pani zaczeka!
Julie odwróciła się natychmiast i zapytała cicho: - Co takiego?
- Jedzie pani na nasz teren? - Dziewczynka patrzyła na Julie szeroko
otwartymi oczami. - Coś w tym rodzaju.
- Ale jest już prawie ciemno.
- Wiem. Nie będę tam długo.
- Ale pani dopiero wyszła ze szpitala. I była pani tam naprawdę, nie grała
pani.
- Czuję się dobrze. Nie martw się.
- A nie boi się pani?
Niepokój malujący się na twarzy Summer był wzruszający. Julie weszła na
werandę i objęła dziewczynkę.
- Tak, trochę się boję - przyznała szczerze. - Ale nic mi się nie stanie. Będę
ostrożna. A ty nie zapomn,ij dać listu cioci Til}e.
Dziewczynka kiwnęła głową, chociaż w jej oczach czaiły się wątp.liwości.
Wróciła do domu, ciągnąc za sobą poły szlafroka. Julie odprowadziła ją
wzrokiem. Kiedy Summer zamknęła za sobą drzwi, podeszła szybko do
samochodu.
Przejeżdżając przez bramę, pomachała ręką' wartownikowi.
Zaparkowała koło karawaningu, przekręciła kluczyk i zgasiła reflektory.
Siedziała w ciemności, patrząc na duży, ciężki pojazd stojący przed nią.
Był ciemny i pusty, podobnie jak trzy pozostałe, zaparkowane tutaj
ponownie po przyciągnięciu ich z planu.
Nie było nikogo. Klub jachtowy był zamknięty na trzy spusty, oświetlało
go tylko odstraszające owady światło przy wejściu. Przyczepy mieszczące
biura i garderoby stały puste. Przy molo kołysały się na cumach dwie
łodzie z kabinami, a skif obijał się o pal, do którego był przywiązany. Poza
tym panował bezruch. Oprócz Julie na terenie znajdował się jedynie
wartownik, który, przepuściwszy ją przez bramę, wrócił natychmiast do
czytania książki.
Julie wysiadła z samochodu. Cicho zamknęła za sobą drzwiczki.
Idąc w stronę karawaningu, wybrała z całego pęku jeden klucz. Włożyła
klucz do dziurki, obróciła gał~ę i otworzyła drzwi, a potem sięgnęła do
drzwi z siatki. Zatrzymała się, zaglądając do ciemnego wnętrza, w którym
panowała cisza. Stojąc na żelaznym stopniu, wyciągnęła rękę i zapaliła
światło.
W środku nie było nikogo.
Julie westchnęła i przeszła przez próg. Kiedy znalazła się w kuchni,
położyła torebkę na stole. Potem wróciła do drzwi i zamknęła je na klucz.
Jak zwykle, w metalowym pomieszczeniu było upalnie. Julia włączyła
klimatyzację, a potem zaczęła odwiązywać sweter. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript