Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obecność. Jej młodość i witalność. Teraz jednak ich siły
niemal się zrównały.
Meg poruszyła palcami starego.
- Jestem. Ledwo, ledwo, ale jestem. Tylko wytrzymaj.
Wtaszczę nas na tę górkę.
Odwrócili się w kierunku wiatru i zaparli całym ciężarem
ciała. Lowrie ważył nie więcej niż worek pierza i mógł
służyć raczej jako paralotnia niż przycisk do papierów. Zwist
wichru brzmiał jak szyderczy śmiech. Posuwali się jednak
naprzód. Najpierw pochyleni ku ziemi, potem już na
czworakach. Meg otworzyła usta Lowriego, żeby się
poskarżyć, ale wiatr skorzystał z okazji i wdarł się do gardła,
wciskając do środka sprężone powietrze wymieszane z
kilkoma suchymi liśćmi. Od tej chwili nie próbowała już
otwierać ust.
256
Na tym etapie ciało Franka było już tylko pustą skorupą.
Bek wysysał z niego soki witalne w takim tempie, w jakim
jego kora mózgowa była je w stanie wchłonąć.
- Dobre - mamrotał, oblizując pomarańczową packę,
która ściekała mu po ektoszczękach.
- Nie pij tak łapczywie - doradził mu Ekop, który
unosząc się w powietrzu, bez wysiłku wyprzedzał motor. -
Zostaw sobie trochę na sam koniec. Gdy dopadniemy obiekt
docelowy, może dojść do niezłej rozróby.
- Lepiej sam się wyłącz. Też zaoszczędzi nam to energii.
Ekop zaśmiał się.
- Myślisz, że pozostawiłbym całą misję w twoich
rękach? Równie dobrze mógłbym dać szympansowi do
zaprogramowania odtwarzacz wideo.
Była to chyba obelga, ale Bek nie chciał tracić czasu na
roztrząsanie tego problemu. Zaczynało mu brakować energii.
Zasoby Franka kończyły się. Energia nie płynęła już równym
strumieniem, tylko sporadycznie kapała. Czuł się jak
dzieciak, który z dna butelki próbuje wyssać przez słomkę
ostatnią kroplę coli. Końcówka zapowiadała się nerwowo.
Meg podniosła głowę, żeby zobaczyć, ile drogi już
przeszli.
- Niemożliwe - jęknęła. - Oddalamy się!
257
Wiedziała, że to tylko złudzenie, ale nie mogła ukryć
zniechęcenia. Deszcz siekł bezlitośnie. Krople wielkości
byczych oczu bombardowały łysinę Lowriego. Serce waliło
mu jak zepsuty młot pneumatyczny, a coraz słabsze krążenie
sprawiało, że kończyny były jak z waty. Meg oddała mu całą
swoją energię. Ale i tego było za mało. Do okrągłej wieży
wciąż było daleko.
- Lowrie, zróbmy to tutaj - zaproponowała. - Zlituj się!
Nie bądz taki dokładny. Z Zuzią było co innego. Po prostu
pluj i wracamy do domu.
W głębi serca Lowrie rozważył słowa Meg. Zabijał to, co
zostało z tej dziewczynki. W imię czego? %7łeby upamiętnić
starą kołysankę? Meg miała rację. Jest starym idiotą.
- Dobrze - postanowił. - Plujemy tutaj.
- No, nareszcie uruchomiłeś szare komórki.
Odwróciła Lowriego plecami do wiatru i oparła go o
barierkę. Do skraju urwiska było stąd jeszcze ponad metr.
Należało tam podejść.
- Pamiętaj - przypomniał jej Lowrie - że w
przeciwieństwie do ciebie nie umiem fruwać. W każdym
razie jeszcze nie.
- Przestań mnie kusić - mruknęła Meg, przełażąc przez
łańcuch barierki. Trzymając się jedną ręką, zaczęła się
opuszczać ku przepaści. Ryk fal wzbijał się wzdłuż skalnego
muru i spadał na nich niemal z fizyczną siłą. Sceneria była
grozna i przerażająca.
258
Meg wciągnęła głęboko powietrze i zebrała w ustach jak
najwięcej śliny.
- No to fru - wymamrotała i splunęła. Prosto na warte
dwieście funtów nowe buty Lowriego. Dlaczego za
pierwszym razem nic się nigdy nie udaje?
- No i co - stęknął Bek. - Widzisz coś?
- Cicho - warknął hologram. - Skanuję.
Motor stał niedaleko centrum turystycznego.
Wyładowania atmosferyczne nie ułatwiały Ekopowi zadania.
Radar był bezużyteczny. Ekop przerzucił się więc na
ultrafiolet.
- Mam ich - zapiszczał triumfalnie. - Są tam, na górze.
Psi wzrok Beka natychmiast ich dostrzegł. Na samym
skraju klifu.
- Nie mogło być lepiej - uśmiechnął się i skierował
motor prosto na barierkę.
Okazuje się, że splunąć wcale nie jest łatwo. Zabawne.
Choć gdy się wisi kilkaset metrów nad urwiskiem, u którego
podnóża rozbijają się potężne, rozpędzone bałwany, sprawa
przestaje być śmieszna.
Meg znowu chrząknęła energicznie. Przywołała w myśli
obraz wszystkich śmierdzących cygar, jakie Lowrie wypalił w
ciągu swego życia. Spowodowane przez nie zmiany w
śluzówce powinny wzmagać wydzielanie flegmy. Tymczasem
nic.
259
Gardło było suche jak pieprz. Wszelki płyn w organizmie
Lowriego został zużyty przez gruczoły potowe.
- To niemożliwe! - wrzasnęła, próbując przekrzyczeć
wiatr.
%7łyczliwa natura cisnęła błyskawicę, która przeleciała tuż
nad ich zgiętymi plecami. Piorun uderzył w gliniastą glebę,
obryzgując ich błotem z darnią.
Meg skuliła się pod bombardującymi ją kawałkami ziemi.
Odruchowo zasłaniając się ramieniem, zauważyła Franka. Na
motorze. Pędzącego prosto na nią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript