Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dla mnie niezrozumiałych. Po drodze napotkaliśmy samochód pełen nastolatków, którym wyraznie
spieszyło się na tamten świat. Natychmiast pożałowałam tych myśli, bo nasunęło mi się skojarzenie
z leżącymi w zmarzłej ziemi zamordowanymi chłopcami.
Na parkingu szpitalnym prawie nie było samochodów. Znieżny kobierzec zalegający wokół
dodał budynkowi uroku. Recepcja świeciła pustkami, musieliśmy więc poszukać dyżurki
pielęgniarek. Zapytaliśmy, na której sali leży Xylda Bernardo.
 Ach, ta wróżka  powiedziała jedna z kobiet z nutką podziwu w głosie.  Jest na oddziale
intensywnej terapii. Jej wnuk siedzi tam na korytarzu, możecie do niego iść.
Poszliśmy według jej wskazówek. Manfred siedział na korytarzu, w swego rodzaju
poczekalni. Na podłodze pod krzesłami walały się kubki po kawie, a na stolikach leżały stare
czasopisma. Najwyrazniej sprzątacze tu dzisiaj nie dotarli. Niedobrze.
Manfred nie zauważył nas, tkwił w bezruchu, przygarbiony, z głową schowaną w dłoniach.
 Manfred?  zawołałam.  Co z Xyldą?
Podniósł wilgotną od płaczu twarz. Miał zaczerwienione oczy.
 Nie rozumiem  powiedział.  Czuła się lepiej. W nocy co prawda miała zapaść, ale
rankiem wydobrzała. Był lekarz. I kapelan. Miała się przenieść do zwykłej sali. A potem...
Wyskoczyłem dosłownie na minutę, pobiegłem po kawę i zadzwoniłem... Kiedy wróciłem,
była w śpiączce.
 Bardzo mi przykro.  Cóż innego można powiedzieć w takiej sytuacji? %7ładne słowa nic tu
nie zmienią.
 Co mówi lekarz?  zapytał Tolliver. Usiadłam obok Manfreda, kładąc mu dłoń na
ramieniu. Tolliver zajął miejsce nieco z boku. Pochylił się ku nam, wspierając brodę na pięściach.
Spojrzałam na jego poważną, skupioną twarz, a fala miłości omal nie zbiła mnie z nóg. Otrząsnęłam
się, teraz Manfred i Xylda potrzebowali mojej uwagi.
 To był ten twój lekarz, Harper  rzekł Manfred.  Ten siwy. Chyba jest dobry. Uważa, że
babcia już raczej się nie obudzi. Nie ma pojęcia, dlaczego tak się stało, ale mówił, że nie jest
zaskoczony. Tyle że to niezbyt wiele, jak dla mnie. Nikt mi nie powiedział, co dokładnie się z nią
stało. Myślałem, że medycyna jest teraz bardziej zaawansowana.
 Dzwoniłeś do rodziny?
 Tak, matka jest w drodze, ale przy tych warunkach nie wiadomo, czy zdąży tu dotrzeć,
zanim babcia odejdzie.
To straszne.
 Więc na razie ty masz podejmować wszystkie decyzje?
 Tak. Matka powiedziała, że mi ufa i wie, że postąpię słusznie.
Wspaniale, jeśli matka tak ceni syna, ale z drugiej strony to ogromna odpowiedzialność dla
młodego człowieka.
 Myślałem...  podjął Manfred po chwili milczenia.  Myślałem, że może pójdziesz do
niej... Może coś wyjaśnisz...  mówiąc to, patrzył mi w oczy, a na jego obliczu malowała się
powaga. Dość szybko pojęłam, o co mu chodzi. Chciał wiedzieć, czy jej dusza znajduje się jeszcze
w ciele. Skurczyłam się w sobie na myśl o tym, ale kiwnęłam głową.
Wskazał mi stosunkowo niewielkie drzwi wiodące na oddział intensywnej terapii. Szpital
był mały, pewnie nie posiadał najnowocześniejszego wyposażenia. Pomyślałam, że Xyldą lepiej
zajęto by się w jakiejś większej placówce, z bardziej różnorodnym sprzętem  bo czy nie do tego
wszystko się sprowadza?  ale, niestety, nie było takiej możliwości. Jeszcze raz natura wzięła górę
nad technologią. Zdumiewające, patrząc na tę skomplikowaną maszynerię, do której podpięto
Xyldę. Aparaty bezgłośnie zapisywały wszystko, co działo się w jej organizmie, a mimo to Manfred
nie wiedział rzeczy podstawowej  czy dusza jego babki nadal tkwi w ciele. O to musiał zapytać
mnie.
Dotknęłam bezwładnej dłoni Xyldy, choć nie było to konieczne. Dusza Xyldy nie odeszła.
Prawie żałowałam, że tak właśnie jest. O ile bardziej utrudni to decyzję rodziny dotyczącą
odłączenia.
Barney Simpson, który wetknął głowę przez uchylone drzwi, zdziwił się lekko na mój
widok.
 Myślałem, że się pani pozbyliśmy?  zagaił niegłośno, z uwagi na leżącą na łóżku
nieruchomą postać.
 Składa pan wizyty pacjentom intensywnej terapii?
 Nie, ich rodzinom. Zauważyłem kogoś, więc wpadłem sprawdzić.
 Przyszłam zastąpić wnuka pani Bernardo, musiał na moment wyjść.
 Ach, to ta druga kobieta? Pani przyjaciółka, tak?
 Xylda Bernardo. Jasnowidząca, owszem.
 To ona odkryła sprawki Chucka Almanda.
Po chwili namysłu skinęłam głową. Tak to wyglądało  mniej więcej w każdym razie.
 Tak.
 Cóż za niesamowity dar  zachwycił się Simpson. Przejechał ręką po czuprynie, chcąc ją
ugładzić, ale nie uzyskał zamierzonego efektu.
 Jest nieprzeciętna, to pewne  przyznałam. Ruszyłam ku drzwiom, chcąc poinformować
Manfreda o wynikach mojej wizyty. Simpson cofnął się, przepuszczając mnie na korytarz.
Prawie w tej samej chwili minęła nas pielęgniarka wchodząca na salę.
 Znowu pan  zwróciła się do Simpsona.  Coś nie możemy się pana dzisiaj pozbyć.
 No fakt, utknąłem tu  uśmiechnął się dyrektor administracyjny.  A raczej mój
samochód.
 Ach, więc nie jest pan tu z własnej woli?
 Cóż, zdecydowanie wolałbym siedzieć teraz w domu.
Ja również.
Simpson ruszył w dalszy obchód, a ja skierowałam się ku Manfredowi.
 Jest tam  powiedziałam. Manfred przymknął oczy. Nie wiem, czy był to wyraz
zaniepokojenia, czy ulgi.
 W takim razie zostanę z nią, dopóki nie odejdzie.
 Możemy ci jakoś pomóc?  zapytał Tolliver.
Manfred spojrzał na niego z rozdzierającym serce smutkiem.
 Nie, dziękuję. Zdobyłeś ją, od razu wiedziałem. Ale cieszę się, że jesteście moimi
przyjaciółmi, i jestem wdzięczny, że przyjechaliście do miasta, żeby się zobaczyć z babcią.
Gdzie się zatrzymaliście?
Opowiedzieliśmy mu o chacie. Uśmiechnął się, słysząc o przejściach Hamiltonów.
 Kiedy wyjeżdżacie? Gliny was puściły, tak?
 Prawdopodobnie jutro  odrzekłam.  Ale przed wyjazdem wpadniemy jeszcze do
szpitala. Na pewno niczego ci nie trzeba?
 Szpital ma ciągłe zasilanie, więc to raczej ja jestem w tej lepszej sytuacji. Możecie tu zjeść
coś ciepłego. Bar na dole jest czynny.
 Bar szpitalny , nie brzmiało to zbyt zachęcająco, ale  coś ciepłego zdecydowanie tak.
Nakłoniliśmy Manfreda, żeby poszedł z nami. Zamówiliśmy placki z sosem, steki i zielony
groszek. Obiecałam sobie podwójne przebieżki od przyszłego tygodnia.
W ostatniej chwili omal nie zostałam. Manfred wydawał się taki samotny.
 Nie ma sensu, żebyś tu ze mną siedziała, Harper  powiedział, trafnie odczytując moje
zamiary.  Bardzo doceniam twoje dobre chęci, ale pozostało mi tylko czekanie, a to mogę robić
sam. Matka powinna dotrzeć jutro rano, jeśli sytuacja na drogach się poprawi. Wyjdę od czasu do
czasu z sali, żeby sprawdzić pocztę głosową.
Objęłam Manfreda na pożegnanie, Tolliver uścisnął mu dłoń.
 Jakby co, to dzwoń, stary. Natychmiast przyjedziemy  zapewnił chłopaka, który kiwnął
głową.
 Nie sądzę, żeby przeżyła tę noc. Jest bardzo słaba i zmęczona. Ale wczoraj miała lepszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript