Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

półprawd i czystych bujd, które tworzą tę głupią książkę Mary Godwin. Mój ojciec
do śmierci pluł sobie w brodę, że w chwili słabości zwierzył się tej głupiej gęsi z tego,
czym się w tajemnicy zajmował. Na szczęście nie powiedział jej wszystkiego...
- Momencik. Powiedziałeś, że to będzie prawda, a Mary Godwin Shelley
napisała Frankensteina albo Nowego Prometeusza w tysiąc osiemset osiemnastym
roku. Nie chcesz mi chyba wmówić, że twój ojciec...
- Poczekaj i nie przerywaj. Obiecałem ci prawdę i mówię prawdę: ojciec
zajmował się wieloma rodzajami badań. Wszystkie miały jedną cechę wspólną:
tajemnicę życia. Potwór, jak go nazywano, był tylko jednym z jego osiągnięć, głównie
zaś interesował się długowiecznością i przyznać należy, że umarł bardzo pózno. Nie
powiem ci, w którym roku ja się urodziłem, bo to nie ma nic do rzeczy. Co się tyczy
tej głupiej Mary Godwin, to ojciec znał ją, zanim wyszła za tego całego poetę, i miał
nadzieję, że wybierze jego, gdyż mu się podobała. Finał znasz: spisała wszystko, co
zdołała zrozumieć z wynurzeń ojca, rzuciła go i napisała tę parszywą książkę. Roi się
w niej od błędów, że aż coś! - Ponownie klepnął reportera w ramię. - Po pierwsze:
ojciec nie był Szwajcarem, tylko pochodził z porządnej bawarskiej rodziny o długim
rodowodzie. Po drugie, uniwersytet nie mieścił się w Ingolstadt, bo w tysiąc
osiemsetnym roku przeniesiono go do Landshut, o czym wie każdy uczeń w okolicy.
Po trzecie, całkowicie i złośliwie zmieniła charakter ojca: nigdy nie płakał i na pewno
nie był niezdecydowany, wręcz przeciwnie. No, a na koniec nic nie zrozumiała z
doświadczeń, jakie prowadził: tak była zafascynowana ideą Golema, że wszystko
przekręciła.
Ojciec nie budował niczego z fragmentów nieboszczyków, bo to nonsensowny
pomysł.
Ojciec zajmował się, i to z powodzeniem, przywracaniem martwych do życia,
choć naturalnie nie w pełni i nie do końca. Faktem jest, że trupy chodziły i
wykonywały polecenia. Wyszedł w tych badaniach od zombie, ale znacznie
udoskonalił technikę i osiągnął lepszy efekt niż szamani. I to jest właśnie prawda i
cała tajemnica. Teraz pozostaje jedna drobna kwestia: co należy zrobić, by nadal była
tajemnicą, panie Bream?
Pytanie zadane było takim tonem, że reporter aż się cofnął. Po paru
sekundach rozluznił się jednak - tu, wśród ludzi, był bezpieczny, a co dalej, to się
zobaczy.
- Boisz się, Dan? - spytał Victor, ponownie klepiąc go w ramię. - Nie ma czego.
- Co to było? - zdziwił się Dan, gdy poczuł ukłucie w ramię.
- Nic takiego. - Frankenstein uśmiechnął się, ale tym razem bez cienia
wesołości, i pokazał mu otwartą dłoń, na której leżała pusta ministrzykawka, jakich
używają chorzy na cukrzycę.
- Siadaj! - powiedział cicho, widząc, że Dan wstaje, i tamten posłusznie usiadł.
- Coś mi zrobił? - spytał przerażony dziennikarz.
- Zastrzyk niegrozny dla zdrowia, którego receptura jest właśnie rodzinnym
sekretem.
Jest nieszkodliwy, ale ma dziwne działanie: umożliwia mi panowanie nad
twoim ciałem; bez mojego rozkazu nic nie zrobisz ani nie powiesz, choć często
będziesz miał ochotę. Jak długo jesteśmy razem, musisz wykonywać moje polecenia,
a zapewniam cię, że cały czas będziemy razem. Zanim działanie specyfiku się
skończy, będziesz już martwy. Napij się piwa i posłuchaj finału.
Przerażony dziennikarz bezradnie patrzył, jak jego mięśnie wykonują
polecenie Victora wbrew jego woli.
- Tak więc słynny Frankenstein nie jest żadnym arcydziełem krawiectwa,
tylko uczciwym zombie: trupem, który może chodzić, ale nie może mówić, może
wykonywać rozkazy, ale nie może myśleć. Ruszające się w rytm rozkazów ciało,
idealny niewolnik. Tak jak Charley, którego tyle razy oglądałeś. Jest tylko jeden
problem: trup nie ma funkcji życiowych i komórki nie regenerują się, nie mówiąc już
o dziurach powstających w wyniku przedstawienia. Stary Charley przypomina
zużytą poduszkę do igieł, a poza tym nie ma palców u nóg: odłamują się, kiedy zbyt
szybko chodzi. Czas posłać go na emeryturę, jako że miał długie życie i jeszcze
dłuższą śmierć. Wstań, Dan! Zlicznie. Taak, na koniec ciekawostka: wiesz, kim był
Charley, zanim rozpoczął karierę artystyczną? Dziennikarzem, tak jak ty i podobnie
jak ty wścibskim, który wreszcie tak samo jak ty nie zrozumiał wagi swego odkrycia
i najpierw postanowił pogawędzić ze mną. Pokażę ci karty wizytowe twoich
poprzedników, naturalnie zanim cię zabiję, potem nie byłbyś w stanie ich docenić.
Mówię ci, stary: prasa to potęga! A teraz chodz!
I Dan poszedł za nim w gorącą noc, grzecznie i cicho, tylko wewnątrz resztki
jego  ja wyły z przerażenia.
Przełożył Jarosław Kotarski
Robot, który chciał wiedzieć
Całe nieszczęście polegało na tym, że Filer 13B-445-K chciał wiedzieć
wszystko na świecie. W tym również to, co zupełnie go nie dotyczyło i co nie miało
prawa interesować żadnego robota, nie mówiąc już o wnikliwszym badaniu.
Niestety - Filer pod tym względem był robotem szczególnym. A przecież historia z
blondynką z Dwudziestego Drugiego Wydziału powinna była posłużyć mu za dobrą
lekcję. Wychodził właśnie z hałasem z magazynu, trzymając w rękach stertę książek,
i podążał przez Dwudziesty Drugi, kiedy ją zauważył. Pochylała się nad jakąś
książką, która znajdowała się na najniższej półce. Robot zwolnił i zatrzymał się kilka
kroków od niej, nie spuszczając z niej wzroku ani na chwilę.
Jego metaliczne oczy dziwnie błyszczały. Kiedy dziewczyna się schyliła, jej
krótka spódniczka ukazała oczom robota obciągnięte nylonowymi pończochami
nogi. Ale nogi - chociaż, co prawda, nieprzeciętnie zgrabne - robota nie powinny w
ogóle interesować. A mimo to Filer zwrócił na nie uwagę. Stał i patrzył. Wreszcie
dziewczyna, zauważywszy jego spojrzenie, odwróciła się.
- Gdybyś był człowiekiem, Buster, dałabym ci po fizjonomii - powiedziała. -
Ale ponieważ jesteś robotem, to bardzo chciałabym wiedzieć, w co tak wlepiłeś te
swoje foto-oczka?
- Szew się pani przekrzywił - nie namyślając się ani chwili odparł Filer, po
czym odwrócił się i z mechanicznym pomrukiem ruszył dalej.
Zaskoczona blondynka z niedowierzaniem pokręciła głową, poprawiła szew
na łydce i po raz kolejny pomyślała, jaka z tej elektroniki chytra nauka. Gdyby
wiedziała, na co rzeczywiście patrzył Filer, jej zdumienie nie miałoby zapewne
granic. Bo on patrzył na jej nogi. Oczywiście - Filer nie skłamał - roboty po prostu nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript