Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeprawia przez rzekę żołnierzy, którzy znienacka zajmują pagórek
tuż nad brzegiem. Zanim się nieprzyjaciel spostrzegł, już go
obwarowano. Tam przerzuca następnie jeden legion i w dwa dni
buduje most, prowadząc roboty z obu stron jednocześnie. Mógł
wreszcie dać bezpieczną drogę transportom i tym, co wyszli na
poszukiwanie zboża, i sprawa wyżywienia się poprawiać.
samego dnia przerzucił za rzekę znaczną część konnicy. Napadłszy
znienacka na beztrwożnych i rozproszonych furażerów Afraniusza,
nasi jezdzcy uprowadzają moc zwierząt i ludzi, a gdy wysłano przeciw
nim lekkie kohorty, dzielą się zręcznie na dwie grupy - jedna osłania
zdobycz, druga stawia czoło napastnikom. Tamci uciekają, ale jedna z
kohort, która zbyt zuchwale wysunęła się noża szyk bojowy, zostaje
45
odcięta, otoczona i wybita do nogi. Nasi jezdzcy cali i zdrowi, z
wielką zdobyczą, przez ten sam most, którym przeszli, wracają do
obozu.
Gdy się to dzieje pod Ilerdą, Marsylijczycy, za radą Domicjusza,
spuszczają na morze siedemnaście wielkich okrętów, z których
jedenaście o krytych pokładach. Dodają jeszcze wiele nn j-szych
statków, aby naszą flotę już samą liczbą przerazić. Wsadzają na statki
mnóstwo łuczników, mnóstwo Albików, o których wyżej była mowa,
zachęcają ich nagrodami i obietnicami. Część statków zastrzega sobie
Domicjusz i obsadza je kolonami i pastuchami, jakich zabrał ze sobą.
Z tak wyposażoną flotą, bardzo dufni, wypływają przeciw naszym
okrętom, którymi dowodził Decimus Brutus. Stały one u wyspy
leżącej na wprost Marsylii. Brutus daleko nie dorównywał im liczbą
okrętów, za to Cezar przydzielił mu wybranych ze wszystkich
legionów najdzielniejszych żołnierzy, przedchorągiewnych,
centurionów, którzy sobie tę służbę sami wyprosili. Przygotowali oni
żelazne haki i osęki, zaopatrzyli się w wielką liczbę dzid, oszczepów i
innych pocisków. Na wieść o zbliżaniu się nieprzyjaciela
wyprowadzają okręty z przystani i zawiązują bitwę. Z obu stron
walczono z wielką odwagą i zaciętością, Albikowie mało co
ustępowali naszym w dzielności - twardzi górale, zaprawieni do broni.
Rozstawszy się dopiero co z Marsylijczykami, pamiętali ich świeże
obietnice, a znów pasterze Domicjusza, podnieceni nadzieją wolności,
starali się w oczach pana okazać gorliwość.
Mając szybkie statki i doskonałych sterników, Marsylijczycy
wymykali się i unikali spotkania, a jeśli tylko mieli dość wolnej
przestrzeni, rozwijali się w długi szereg, aby nas otoczyć, albo w kilka
statków napadali na pojedyncze z naszej floty, albo przepływali tak
blisko, by nam obrywać wiosła, i dopiero gdy bezpośrednie starcie
było nieuniknione, odwoływali się już nie do zręczności sterników i
do forteli, ale do męstwa swoich górali. U nas nie było ani tak
wyćwiczonych wioślarzy, ani tak doświadczonych sterników:
przeniesieni nagle ze statków handlowych, nie znali nawet nazw
osprzętu, nie mogli sobie również poradzić z powolnością tych
ciężkich okrętów. Zbudowane bowiem naprędce z mokrego drzewa,
nie były zdolne do zwinnych obrotów. Lecz skoro nadarzyła się
sposobność do bezpośredniego starcia, bez wahania rzucali jeden
statek przeciw dwom, przyciągali je żelaznymi hakami, walczyli na
46
obie strony, wreszcie wskakiwali na pokład nieprzyjaciela, czynili
rzez wśród Albików i pastuchów, zatapiali okręty, inne razem z załogą
chwytali, reszta uciekła do portu. Marsylijczycy stracili w tym dniu
dziewięć okrętów razem z tymi, które się dostały w nasze ręce.
Dowiaduje się o tym Cezar pod Ilerdą. A właśnie z naprawą mostu
nastąpiła szybka odmiana losu. Przeciwnicy, nastraszeni męstwem
naszych jezdzców, już mniej swobodnie, mniej odważnie grasowali;
czasem odsuwali się niedaleko od obozu, aby mieć prędki odwrót, i
szukali paszy na szczupłej przestrzeni, kiedy indziej dalekim
okrążeniem omijali nasze straże i konne placówki, za lada porażką, a
nieraz na sam widok konnicy, choćby z daleka, w połowie drogi
porzucali wszystko i uciekali. W końcu przez kilka dni wcale się nie
pokazywali, a potem wbrew powszechnemu zwyczajowi wychodzili
na furaż nocą.
Tymczasem Oskijczycy i podlegli im Kalagurytanie wysyłają do
Cezara z obietnicą, że się poddadzą pod jego rozkazy. Za ich
przykładem idą Tarakończycy i Jacetanie, i Ausetanie, a w kilka dni
pózniej Ilurgawończycy, którzy graniczą z rzeką Hiberus. Od
wszystkich żąda, by go zaopatrywali w zboże. Przyrzekają i zaraz
zaczynają je zwozić, ściągnąwszy zewsząd, jakie się dało, zwierzęta
juczne. Na wiadomość o stanowisku swojej gminy kohorta
Ilurgawończyków opuszcza Afraniusza i przechodzi do Cezara.
Wielka naraz zmiana położenia. Zbudowanie mostu, przyłączenie się
pięciu wielkich gmin, usprawnienie dostaw zboża, rozwianie się
pogłosek o legionach, które rzekomo prowadził Pompejusz przez
Mauretanię na pomoc Afraniuszowi - to wszystko miało ten skutek, że
wiele z odleglejszych gmin opowiedziało się za Cezarem, porzucając
Afraniusza.
Przeciwnicy byli przerażeni. Cezar z tego korzysta i aby konnica nie
musiała zawsze nakładać tyle drogi przez most, wybiera stosowne
miejsce, każe kopać rowy szerokości trzydziestu stóp, do nich
odprowadza część wód Sikoris i uzyskuje bród na rzece. Afraniusz i
Petrejusz bardzo się zlękli, że zostaną całkiem odcięci od zboża i
paszy wobec znakomitej przewagi, jaką Cezarowi dawała konnica.
Postanawiają sami ustąpić i przenieść wojnę do Celtyberii.
Przemawiało za tym i to, że u barbarzyńców imię Cezara było raczej
nieznane, a Pompejusza albo się bali, jeśli w poprzedniej wojnie stali
po stronie Sertoriusza, albo go kochali, jeśli wtedy byli mu wierni i za
47
swoją wierność obsypani dobrodziejstwami. Tam więc nasi
przeciwnicy spodziewali się licznej jazdy i wielu innych posiłków i
zamyślali wojnę przeciągnąć do zimy w dogodnym terenie. Nakazują
więc ściągać statki z całej rzeki Hiberus i odprowadzać do Oktogezy,
miasta nad Hiberem w odległości trzydziestu tysięcy kroków od
obozu. W tej części rzeki robią most z połączonych statków i
przerzucają dwa legiony na drugi brzeg Sikoris. Dookoła obozu sypią
wał na dwanaście stóp.
Zwiadowcy donieśli o tym Cezarowi. Najwyższym wysiłkiem
żołnierzy, którzy dzień i noc pracowali nad odwróceniem rzeki,
zdołano osiągnąć tyle, że jezdzcy, chociaż z wielkim, mozołem, mogli
jednak i odważali się przechodzić rzekę, pieszym natomiast woda
sięgała do barków i powyżej piersi, a bystrość nurtu była równie
niebezpieczna jak głębokość. Wtem przyszły jednocześnie dwie
nowiny: że most na Hiberze jest już na ukończeniu i że w Sikoris
znaleziono bród.
Tamci uznali, że trzeba się śpieszyć z wymarszem. Zostawiwszy w
Ilerdzie załogę z dwóch kohort posiłkowych, ze wszystkimi siłami [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript