[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W którym miejscu? - Tutaj. - Namalowała długą białą smugę na jego policz ku. -I tutaj. - Kolejną na czole. -I tutaj. - Na podbródku. Jonas przejechał wilgotnym pędzlem po jej czerwonym podkoszulku z napisem: Ratujcie wieloryby. - Przynajmniej nie mam farby na ubraniu. 114 " TEN TRZECI - Chcesz się założyć? - zawołała Alanna. Nie zwracając uwagi na świeżą farbę, którą pokryła jego dżinsową koszulę, Jonas pochlapał jej szorty i nogi. - Spójrz, co zrobiłeś - narzekała ze śmiechem. - Wyglą dam okropnie. - Masz rację. Lepiej zmyjmy to z ciebie, zanim farba wy schnie. - Odkręcił prysznic i wsadził ją do wanny. - Jonas... Zanim zdążyła coś powiedzieć, zamknął jej usta głębokim, namiętnym pocałunkiem. Wiedziała, że ten pocałunek nastąpi. Oczekiwała go od wielu dni. Tygodni. Zbyt często podczas pracy, kiedy ich oczy się spotykały, wpatrywali się w siebie o ułamek sekundy za długo. Cała drżąca zanurzyła dłoń we włosach Jonasa. Jej usta zrobiły się miękkie, uległe. - Myślałam o tym - wyrzuciła z siebie, kiedy przerwali, by zaczerpnąć tchu. - Marzyłam. To były szalone, cudowne marzenia. - No i? - Zwichrzył delikatnie, lecz władczo jej włosy. - Czy rzeczywistość dorównała fantazji? - Chyba tak. Ale może spróbujmy jeszcze raz. Dla pewno ści. - Ujęła jego głowę w dłonie i przyciągnęła z powrotem jego usta do swoich. W głowie miała zamęt, świat zawirował. Uczucia, o których sądziła, że ukryła je na zawsze, znów się przebudziły. Była żywa. %7ływa! I wtedy pojawiła się ta druga myśl. A Mitch? Jonas natychmiast wyczuł, że coś się stało. - Wszystko w porządku. - Uspokajająco gładził dużą dło nią jej wilgotne włosy. - Znienawidzisz mnie. - Nigdy. Kiedy odważyła się spojrzeć mu w oczy, dostrzegła w nich łagodność i serdeczność. TEN TRZECI " 115 - Nie mogę tego zrobić. - Odetchnęła głęboko, z wysił kiem. - Chciałam... Naprawdę... Ale nie mogę. Ręce przesuwające się w dół jej pleców zatrzymały się na talii. - Wiem, jakie to dla ciebie trudne - powiedział poważnie. - Ale nie musisz robić tego sama, Alanno. Pomogę ci. Tym razem jego dłonie ledwie muskały. Błądziły po jej szyi, koło uszu. Alanna poczuła, jak narasta w niej rozpalająca tęsknota. Kiedy Jonas wsunął język między jej rozchylone wargi, przebiegł ją dreszcz. W głowie wirowało. Po uwolnionym z ubrania ciele spły wała ciepła woda. Namydlone dłonie mężczyzny pieściły ją, zachęcały. Nagle uniósł ją, owinął w gruby puszysty ręcznik i przeniósł do łóżka. Zdjął wreszcie z siebie mokre ubranie. Chciała go dotykać. Błądzić dłońmi po szerokich plecach, ramionach, torsie. Mogła oddać mu się bez obawy. I żalu. Jego ręce poruszały się powoli, łagodnie. Wargi uwodziły. W głowie jej szumiało, więc kiedy wreszcie się połączyli, Alanna nie była pewna, czy powiedział, że ją kocha, czy te słowa były wytworem jej rozpalonej wyobrazni. Natarczywy brzęczyk interkomu przywrócił ją rzeczy wistości. - Tak, Karin? - spytała drżącym głosem, dalekim od zwy kłego opanowania. Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. - Alanna? Dobrze się czujesz? Odetchnęła głęboko. - Dobrze - odparła. - Co się stało? W tej chwili w drzwiach gabinetu pojawił się Jonas. - Ona chciała cię tylko ostrzec, że przyszedł twój narze czony. - Jonas! Co za niespodzianka. Nie dostałeś mojej wiado mości? 116 " TEN TRZECI - Dostałem. - Cóż, przykro mi, ale tracisz tylko czas. Jestem naprawdę bardzo zajęta i... - Dlaczego nie powiedziałaś, że zamierzasz sprzedać dom? - Stanął nad nią, opierając ręce o powierzchnię biurka. Alanna zerwała się z miejsca. - Kto, u diabła, powiedział ci coś takiego? - Twój mąż. Twój były mąż - poprawił. - Widziałeś Mitcha? Rozmawiałeś z nim? O Boże, co Jonas narobił? - Nie rób takiej przerażonej miny. Nie wtajemniczyłem go w twój sekret. Pracowałem w bibliotece, kiedy zszedł na dół. Rozmawialiśmy przez chwilę. Pochwalił moją pracę i stwier dził, że szkoda, iż nie zobaczysz domu po jego wykończeniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|