Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czy coś się stało?
- Nie, chcę tylko zapakować trochę rzeczy. Bo przez
parę pierwszych nocy prześpię się tutaj na wypadek, gdy�
by pojawiły się jakieś problemy.
Jedynym problemem, jaki mógł się w gruncie rzeczy
pojawić, byli - oczywiście dla niego - wpatrujący się
nieustannie w Brooke bankierzy.
- Gdzie? Wszystkie chaty i pokoje są zajęte.
- Jest jeszcze pokój gościnny. Za czasów Charliego
sypiałem tam.
Brooke dotknęła dłonią twarzy.
- Ja zajmuję pokój gościnny - powiedziała.
- O rany! Dlaczego nie śpisz w swojej sypialni?
- Spałam, tylko że Rico kręcił się przy łóżku, skomlał.
Więc żeby nikomu nie przeszkadzać, przenieśliśmy się
do pokoju gościnnego.
- Rico tęskni za Charliem?
- Tak. A poza tym łóżko w sypialni... - zaczerwie�
niła się i spojrzała w bok - .. .jest takie wielkie.
Dla nich dwojga nie byłoby za wielkie. Caleb zachwy�
cił się jej rumieńcem i włożył ręce do kieszeni, by opa�
nować chęć pogłaskania jej po tym zarumienionym po�
liczku.
- To może dla nas obojga będzie akurat?
- Nie, nie przyszła jeszcze pora, żeby...
- Trudno, poczekam - rzekł.
Z werandy od tyłu domostwa Brooke patrzyła na
gromadzących się w patio ludzi. Caleb wraz z załogą
wszystko świetnie zorganizował. Ona była jedyną osobą,
która nie otrzymała żadnej roli w tym teatrze.
Powietrze wypełniły dzwięki muzyki country. Paru
gości pływało w basenie, inni grali w siatkówkę w po�
bliżu tegoż basenu. Jeszcze inni tańczyli na drewnianym
parkiecie.
Caleb tańczył z jedną z dziewcząt, chyba studentką,
którą - sądząc po błyskach w jej oczach i trzepoczących
rzęsach - zdążył już chyba oczarować.
Brooke była całkiem zwyczajnie zazdrosna. Do obo�
wiązków Caleba, jako gospodarza i organizatora imprezy,
należała nauka stepowania i tańca, ale przecież zaledwie
tego ranka ustalili, że będzie ojcem jej dziecka, i dopra�
wdy przykro jej było patrzeć, jak trzyma w ramionach
inną kobietę.
Nie odrywała od nich wzroku, choć to patrzenie było
niemiłym przeżyciem. Musiała jednak przyznać, że Caleb
trzymał dziewczynę na przyzwoitą odległość. Zresztą nie
wpatrywał się w nią, tylko, tak jak należało, ogarniał
wzrokiem innych gości.
Brooke zebrała się w sobie, przywołała uśmiech na
twarz i weszła między ludzi, mając nadzieję, że natrafi
na tych, którzy - zgodnie z jej filozofią - radości życia
szukają w sobie. Stwierdziła jednak niebawem, że wię�
kszość gości nie wyraża chęci do dyskusji o wzniosłych
celach w życiu. Interesowała ich bardziej jazda konna
i kowbojskie obyczaje. Tylko jeden z mężczyzn, ze stanu
Ohio, obiecał odwiedzić ją w jej pracowni.
Poczuła dłoń na ramieniu. Wiedziała, że to Caleb. Pa�
miętała jego dotyk, jego zapach. Ponadto któż inny
ośmieliłby się na taką poufałość?
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak. Zaskoczyły mnie przyjemnie stroje załogi -
rzekła, nie patrząc na niego. Nie chciała dać się porwać
uczuciom, nie chciała liczyć godzin do ich intymnego
spotkania. Jednak na samą myśl o tym intymnym spot�
kaniu poczuła ciarki na plecach.
- Charlie przywiązywał wagę do tego, by w dniu
otwarcia ludzie byli jednakowo ubrani. Wprawdzie to tro�
chę sztucznie wygląda, ale postanowiłem kontynuować
ten obyczaj.
Stał tak blisko niej, że miała ochotę oprzeć się o niego.
I pomyślała sobie, że do tej pory nie miała się na kim
oprzeć i że Caleb jest chyba tym człowiekiem, na którym
można polegać.
Popełniła błąd i spojrzała na niego. Ubrany był tak
samo jak inni - niebieskie dżinsy, koszula w czerwoną
kratkę, żółty krawat na szyi - i bardzo mu było w tym
dobrze. Pomyślała sobie, że wygląda kusząco, jak bohater
westernu, któremu żadna dziewczyna nie odmówi. Ona
też mu nie odmówiła ani nie odmówi.
- Nie po raz pierwszy witasz gości w Double C, pra�
wda? - zapytała.
- Charlie potrzebował pomocy, a ja pieniędzy - od�
parł.
- Od jak dawna mu pomagałeś?
- Szmat czasu.
- Zatem wiesz więcej o prowadzeniu farmy turystycz�
nej, niż raczyłeś mi powiedzieć.
- Nigdy ci nie mówiłem, co wiem, a czego nie wiem.
- Jesteś poza tym wspaniałym mówcą.
Spojrzał w bok, ale Brooke zauważyła, że się speszył.
- Przesadzasz - odparł.
- Mówisz jasno, precyzyjnie, doprowadzasz ludzi do
śmiechu...
Wzruszył w milczeniu ramionami.
- Powinieneś rozwijać swój talent - ciągnęła.
- Rozwijam przy bydle.
- Możesz zmienić miejsce zamieszkania.
- Niczego nie chcę zmieniać. Chcę być tutaj, jak moja
rodzina, przyjaciele.
Tak, orzekła w duchu Brooke, ten człowiek popadł
w rutynę. Jeśli kiedykolwiek ktokolwiek potrzebował jej
pomocy, to właśnie Caleb.
- Samozadowolenie nie przynosi sukcesu - stwier�
dziła.
- Jakiego sukcesu? Na jaką miarę?
Westchnęła ciężko. %7ładne jej słowa na nic się tu nie
zdadzą, ale gniewało ją, że on tak się od wszystkiego
odcina. Nie chce wykorzystać swoich możliwości.
- Jesteś świetny - powiedziała. - Pomogę ci udosko�
nalić twoje oratorskie zdolności.
- To samo, choć prostszymi słowy, mówiła moja była
żona. A wkrótce potem kazała mi wybierać: ona albo
Crooked Creek.
No oczywiście, pomyślała Brooke, i wybrał ranczo.
- Boisz się sukcesu? - zapytała.
- Co takiego? - Spojrzał na nią tak, jakby plotła
bzdury.
- Są ludzie - zaczęła - którzy negują przyszłość, bo
boją się nadziei i związanych z nią rozczarowań.
Burknął coś pod nosem.
- Niech pani doktor nie dokonuje na mnie psycho�
analizy - rzekł. - To ty poplątałaś sobie życie, nie ja. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript