Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ostro zwrócił do podpułkownika Burlajewa.
- No, a gdzie wasz Mylnikow? W nim nasza ostatnia nadzieja.
Atut jest martwy, Gwidon też. Nieznany jegomość, znaleziony za
płotem cerkwi na uliczce Somowskiej, także jest martwy, ale jeśli go
zidentyfikujemy, może pojawi się nowy ślad.
- Jewstratij Pawłowicz postawił na nogi wszystkich cyrkułowych
- odrzekł basem Burlajew - a jego wywiadowcy porównują fotografię
nieboszczyka ze wszystkimi zdjęciami z naszych kartotek. Jeśli jest z
Moskwy, na pewno go zidentyfikujemy.
- I znowu zwracam pańską uwagę, Eraście Pietrowiczu, jakby w
kontynuacji naszego dyskursu. - Pożarski spojrzał na radcę stanu. -
Nieznany został jedynie ranny w szyję, to nie była rana śmiertelna.
Jednak wspólnicy go ze sobą nie zabrali, dobili strzałem w skroń. Oto
jakie mają obyczaje!
- A może ranny z-zastrzelił się sam, żeby nie być ciężarem dla
towarzyszy? - z powątpiewaniem rzucił Fandorin.
Na wzmiankę o takiej szlachetności Gleb Gieorgijewicz tylko
przewrócił oczyma, a pułkownik Swierczyński wstał i z gotowością
zaproponował:
- Rozkaże pan, panie wicedyrektorze, powierzyć mnie osobiście
identyfikację? Zbiorę wszystkich moskiewskich dozorców, na
baczność w szereg ustawię. W takiej sprawie sam Mylnikow i jego
szpicle to za mało.
Już kolejny raz tego wieczoru Stanisław Filipowicz próbował się
wykazać pożyteczną inicjatywą, choć książę uparcie nie zwracał na
niego uwagi. Teraz jednak, niespodziewanie, Pożarski jakby nie
wytrzymał.
- Pan by lepiej milczał! - krzyknął gromko. - To pański resort
odpowiada za porządek w mieście! Aadny mi porządek! Czym pan się
zamierza zająć? Dworcami? No, to niech pan jedzie, kontroluje!
Bandyci z pewnością spróbują wywiezć łup, i to najprawdopodobniej
do Petersburga, żeby ponownie napełnić kasę partyjną. I niech pan
uważa, Swierczyński, jeśli i to pan spartoli, to wypomnę panu
wszystko za jednym zamachem! Idzcie!
Zmiertelnie pobladły pułkownik zmierzył Pożarskiego
przeciągłym spojrzeniem i w milczeniu skierował się do wyjścia. Za
nim w pośpiechu pobiegł oficer przyboczny, porucznik Smoljaninow.
Wtem drzwi sekretariatu się otworzyły i do gabinetu wpadł
szczęśliwy Mylnikow.
- Jest! - krzyknął od progu. - Rozpoznany! W zeszłym roku był
zamieszany w jedną sprawę! Jest w kartotece! Arsen Nikołajewicz
Zimin, syn adwokata! Mieszka na Miasnickiej, we własnym domu!
Nastąpiła taka cisza, że słychać było przerywany oddech nic
nierozumiejącego Jewstratija Pawłowicza.
Fandorin odwrócił się od księcia w obawie, że ten wyczyta w
jego wzroku sarkastyczną satysfakcję. Może nie było to złośliwe
rozradowanie, tylko niewielka, nieżyczliwa przyjemność, ale radca
stanu ją odczuł i od razu się zawstydził.
- No cóż - miarowym, bezbarwnym głosem rzekł Pożarski. -
Wygląda na to, że i ten trop zaprowadził nas w ślepą uliczkę. Możemy
sobie pogratulować, panowie. Zostaliśmy na lodzie.
Po powrocie do domu Erast Pietrowicz ledwie zdążył zmienić
surdut na frak i biały krawat, gdy nadszedł czas jechać po Esfirę na
Triochswiacką, do powszechnie znanego w Moskwie domu
Litwinowa.
To pompatyczne marmurowe palazzo, zbudowane przed kilku
laty, jakby przeniosło się na cichą, stateczną uliczkę wprost z Wenecji,
od razu odsuwając na dalszy plan wiekowe szlacheckie wille z
obłupanymi kolumnami i jednakowymi trójkątnymi dachami. Także i
teraz, o tej przedpółnocnej porze, sąsiednie budynki tonęły w
ciemności, a dom piękniś cały błyszczał i migotał, podobny do
bajkowego lodowego pałacu: arcyszykowny fronton podświetlono - na
najnowszą amerykańską modłę - lampami elektrycznymi.
Radca stanu wiele słyszał o bogactwie bankiera Litwinowa,
jednego z najbardziej szczodrych filantropów, mecenasa rosyjskich
artystów i żarliwego darczyńcy na rzecz Cerkwi, który swój niedawny
judaizm z naddatkiem odkupywał gorliwą pobożnością. Mimo to w
moskiewskich wyższych sferach do milionera odnoszono się z
lekceważącą ironią. Opowiadano anegdotę, że kiedy bogacz otrzymał
- za pomoc sierotom - gwiazdę nadającą mu godność czwartej klasy,
zaczął jakoby mówić do znajomych:  Zmiłujcie się, jak wy teraz
będziecie sobie język łamać, zwracając się do mnie per Awiessałomie
Efraimowiczu! Mówcie po prostu wasza ekscelencjo .
Litwinowa przyjmowano w najlepszych moskiewskich domach,
ale przy tym zdarzało się, że szeptano do innych gości, jakby się
usprawiedliwiając:  %7łyd ochrzczony to jak złodziej uwolniony .
Kiedy Erast Pietrowicz wszedł do obszernego holu, wyłożonego
marmurem z Carrary, ozdobionego kryształowymi żyrandolami,
niewiarygodnie wielkimi zwierciadłami i monumentalnymi płótnami
ze scenami z historii Rosji, pomyślał: Jeśli finanse Awiessałoma [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript