Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ulicy, w stosunku do adwokatów zachowywał się nieznośnie. Kiedy adwokat zaczynał mówić,
siadał do niego nieco bokiem i zmrużywszy oczy patrzył się w sufit, chcąc tym pokazać, że
adwokat tu wcale nie jest potrzebny i że on go nie akceptuje i nie chce słyszeć; kiedy
występował ubrany na szaro obrońca z urzędu, wyostrzał słuch i mierzył go ironicznym,
druzgocącym spojrzeniem: o, proszę, jacy są teraz adwokaci!  No i co pan w końcu chce
przez to powiedzieć?  przerywał. Jeżeli adwokat krasomówca używał jakiegoś obcego
słowa i, dla przykładu mówił zamiast  fikcyjny   fiksyjny , Piotr Dmitrycz nagle się
ożywiał i pytał:  Jak? Co takiego? Fiksyjny? A co to znaczy?  i potem pouczająco
zauważał:  Proszę nie używać słów, których pan nie rozumie . I adwokat, kończąc mowę,
odchodził na miejsce cały czerwony i spocony, a Piotr Dmitrycz, zadowolony z siebie,
uśmiechał się, świętując zwycięstwo, i odchylał się na oparcie krzesła. W swoim obchodzeniu
się z adwokatami naśladował trochę hrabiego Alekseja Pietrowicza, ale kiedy hrabia, na
przykład mówił:  Obrona, cisza!  wychodziło to u niego naturalnie i po ojcowsku
dobrodusznie, u Piotra Dmitrycza zaś arogancko i sztucznie.
II
Rozległy się brawa. Młody człowiek skończył grać. Olga Michajłowna przypomniała sobie
o gościach i pośpieszyła do bawialni.
 Zasłuchałam się w pana grę  powiedziała, podchodząc do fortepianu.  Zasłuchałam się.
Ma pan nadzwyczajne zdolności! Ale czy pan nie uważa, że nasz fortepian jest nieco
rozstrojony?
Tu akurat weszli do bawialni dwaj gimnazjaliści w towarzystwie studenta.
 Mój Boże, Mitia i Kola?  powiedziała przeciągle i radośnie, idąc im naprzeciw.  Jak
urośli! Nie do poznania! A gdzie wasza mama?
 Moje gratulacje dla solenizanta  zaczął bezceremonialnie student  i wszystkiego
najlepszego. Jekaterina Andriejewna prosiła przekazać życzenia i przeprosiny. Nie czuje się
dobrze.
74
 Ależ ona niedobra! Przez cały dzień na nią czekałam. Dawno był pan w Petersburgu? 
zapytała Olga Michajłowna studenta.  Jaka tam teraz pogoda?  Nie czekając na odpowiedz,
czule popatrzyła się na gimnazjalistów i powtórzyła:  Jacy duzi urośli! Jeszcze nie tak dawno
z guwernantką tu przyjeżdżali, a teraz gimnazjaliści! Stare się starzeje, a młode rośnie...
Jedliście obiad?
 Ach, proszę się nie fatygować!  powiedział student.
 Nie jedliście?
 Proszę się nie fatygować!
 Ale przecież chcecie jeść?  zapytała Olga Michajłowna z niecierpliwością i irytacją
szorstkim i nieprzyjemnym głosem  ale natychmiast zakaszlała, uśmiechnęła się i
zaczerwieniła.  Jacy duzi urośli!  powtórzyła miękko.
 Proszę się nie fatygować!  powiedział jeszcze raz student.
Student prosił nie fatygować się, dzieci milczały; pewnie wszyscy troje chcieli jeść. Olga
Michajłowna zaprowadziła ich do jadalni i kazała Wasylowi nakryć do stołu.
 Niedobra ta wasza mama!  mówiła sadzając ich przy stole.  Całkiem o mnie
zapomniała. Niedobra, niedobra, niedobra... Możecie jej to przekazać. Na jakim pan jest
wydziale?  zapytała studenta.
 Na lekarskim.
 A ja, proszę sobie wyobrazić, mam słabość do lekarzy. Bardzo żałuję, że mój mąż nie
jest lekarzem. Jaką odwagę trzeba mieć, żeby, na przykład operacje robić czy kroić trupy!
Koszmar! Nie boi się pan? Ja chyba ze strachu bym umarła. Napije się pan wódki?
 Proszę się nie fatygować.
 Po podróży trzeba, trzeba wypić. Jestem kobietą, a też nieraz wypiję. A Mitia i Kola
malagi spróbują. Proszę się nie obawiać, to słabiutkie wino. Zuchy z nich, naprawdę! Nawet
żenić już można.
Olga Michajłowna mówiła bez przerwy. Wiedziała z doświadczenia, że zabawiając gości o
wiele łatwiej i wygodniej mówić niż słuchać. Kiedy mówisz, nie trzeba natężać uwagi,
wymyślać odpowiedzi i zmieniać wyrazu twarzy. Ale przypadkowo zadała studentowi jakieś
poważne pytanie, student zaczął rozwlekle mówić i ona mimo woli musiała słuchać. Student
wiedział, że była kiedyś na kursach, więc zwracając się do niej, próbował robić wrażenie
poważnego człowieka.
 Na jakim pan jest wydziale?  zapytała zapomniawszy, że raz już zadawała to pytanie.
 Na lekarskim.
Olga Michajłowna przypomniała sobie, że dawno nie była u dam.
 Naprawdę? Więc będzie pan doktorem?  powiedziała wstając.  To dobrze. %7łałuję, że
nie poszłam na kursy medyczne. Zjedzcie, panowie, obiad i zapraszam do ogrodu.
Przedstawię panów panienkom.
Wyszła i spojrzała na zegarek: była za pięć szósta. Zdziwiła się, że czas tak się wlecze i
przestraszyła, że do północy, kiedy gości zaczną się rozjeżdżać, zostało jeszcze sześć godzin.
Jak zabić ten czas? Co mówić? Jak zachowywać się w stosunku do męża?
W bawialni i na werandzie nikogo nie było. Wszyscy rozeszli się po ogrodzie.
 Trzeba będzie zaproponować im przed herbatą spacer do brzeziny lub pływanie na
łódkach  myślała spiesząc w stronę pola do krokieta, skąd słychać było głosy i śmiech.  A
staruszków usadzić do winta...
Od strony pola do krokieta śpieszył do niej lokaj Grigorij z pustymi butelkami.
 Gdzie są panie?
 W maliniaku. I pan też.
75
 Ach, mój Boże!  z zacięciem krzyknął któryś z graczy.  Tysiące razy panu
powtarzałem to samo! %7łeby znać Bułgarów, trzeba ich zobaczyć! Nie można na podstawie
gazet wyciągać wniosków!
Od tego krzyku, a może od czego innego, poczuła nagle silną słabość w całym ciele,
zwłaszcza w nogach i w ramionach. Nie chciało jej się ani mówić, ani słuchać, ani się ruszać.
 Grigoriju  powiedziała melancholijnie i z wysiłkiem  kiedy będziecie podawać herbatę
czy jeszcze coś, proszę nie zwracać się do mnie, o nic nie pytać, nie mówić...Róbcie wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript