[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obłoków i bez piorunów pojechali dalej. — Gdzie Chwalibóg? — spytał Samuel Zborowski jednego ze swych dworzan, rozglądając się w tłumie. — Był przed chwilą — odparł tenże. — Coś chyba ciekawego dojrzał, bo widziałem, jak parł koniem ku ratuszowi. Tymczasem uwagę wszystkich, a nawet i Zamoyskiego, zajął widok przewspaniały: oto rozpoczynał się pochód tryumfalny, przedstawiający zwycięstwo króla nad Moskwą. Była to wieża, którą toczono na kołach przed miłościwego pana, a na niej złotymi, olbrzymimi literami wypisane zaniki i miasta zdobyte przez Batorego. Powyżej wiersz łaciński, głoszący chwałę zwycięzcy. Za wieżą szedł oddział konny i wojsko piesze, dalej wozy ze zdobytą bronią i przywiązani do wozów słudzy i czeladź pańska, przebrani z moskiewska, jako jeńcy wojenni spod Połocka, Wielkich Łuków i Pskowa. Samuel Zborowski wmieszał się między rycerstwo i przedefilował bezczelnie z kilku dworzanami przed królem. Szczęściem dla niego, Batory nie przypuszczając nawet podobnego zuchwalstwa, mniej przypatrywał się wojsku niż pięknie umajonym wozom z trofeami; szlachta zaś, choć go prawie każdy poznał, nie śmiała go zaczepiać, by nie wywołać burdy albo i czegoś jeszcze gorszego. — A taż białogłowa na trzecim wozie co ma oznaczać? — spytał król Zamoyskiego. — Pancerzem okryta, u jej stóp skrępowany Moskwicin. — To ziemia inflancka oswobodzona orężem waszej królewskiej miłości. — A ci, co teraz nadjeżdżają? Orzeł biały na przedzie, cztery konie białe. — Na wozie stoją książęta Słuccy, przebrani za hetmanów — tłumaczył Zamoyski. — Z tyłu trzy kopie związane łańcuchem, do łańcucha przykuci słudzy książęcy, niby to bojarowie i starszyzna moskiewska. — Powiedz im wszystkim, wasza miłość, koniecznie, ino nikogo nie pomiń… że mię okrutnie ucieszyli tymi widowiskami; ani mi w myśli postało, że tyle wspaniałości oglądał będę. * * * S a t u r n — w mitologii rzymskiej bóg rolnictwa. J o w i s z — wg mitologii rzymskiej ojciec bogów i ludzi, władca nieba, światła, piorunów. M i n e r w a — w mitologii rzymskiej bogini mądrości, opiekunka rzemiosł i sztuki wojennej, ukochana córka Jowisza. — Pojrzyjcie, miłościwy mężu — wmieszała się królowa Anna do rozmowy — wojenne obrazy skończone zda się, a zbliża się na dwukołowym rydwanie Kupido* z łukiem w ręku i kołczanem na ramieniu. Król powstał z krzesła, oparł się rękoma o kamienną balustradę i patrzył rozbawiony w Rynek. — A tuż za synem Wenus* podąża, patrzcie, wasze miłoście, jaki specjalny ma wozik, na podobieństwo muszli morskiej. Ino… jak na niewiastę… bary za silne i kark jak u tura… cha, cha, cha! toż to Piotr Myszkowski! Daj go katu z taką Wenerą! A tenże skrępowany u jej stóp? — To starszy brat, Jan Myszkowski, przedstawuje Parysa* zwyciężonego przez piękność. — Ho, ho, i muzykę mają, i wonność rozpryskują dokoła, i dwór okazały… cóż za deputacja ku nam podąża? Trzech jeźdźców strojnych zatrzymało się przed gankiem, jeden z nich podał hetmanowi wbite na ostrze włóczni złocone jabłko z napisem łacińskim „dla najpiękniejszej”. Zamoyski podziękował i złożył ten dar pochlebny w ręce swej żony. — Teraz, teraz, miłościwy panie i mężu — zawołała królowa Anna z wielkim ożywieniem — raczcie zwrócić uwagę, zbliża się właśnie owa urodziwa Diana, o której wam już wczoraj wspominałam. Nikt by nie odgadł, że to rycerz, a nie panna! — Zaprawdę, cale nadobnie wygląda — zdumiewał się król. — Maskę ma arcypięknie udaną. Rydwan bogini Diany, ciągniony przez sześć chartów, toczył się z wolna i zatrzymał się przed gankiem domu Spiglera. Smukła postać w zielonej greckiej szacie i wieńcu na płowych włosach zwróciła twarz zamaskowaną ku najmiłościwszej pani, przycisnęła rękę do piersi i pochyliła głowę. Ukłoń ten przyjęto hucznymi oklaskami; król jegomość wychylił się z ganku i bił w. dłonie, jak tylko mógł najgłośniej. Diana przystanęła trochę na uboczu, a zaraz ukazał się wóz drabiniasty, ciągniony przez cztery węgierskie woły o zakrzywionych jak olbrzymie widły rogach. Drabki oplecione były gęsto pękami polnych kwiatów, a na snopach żyta i pszenicy siedziała boska opiekunka żniw, hoża Ceres ze swą córką, Prozerpiną. Pani miecznikowa, rosła, przystojna blondynka, dobrała strój licujący z odgrywaną przez nią rolą. Zwinęła wysoko na głowie swe bujne, jasne włosy, a maleńki złoty sierp o rękojeści z drogich kamieni tworzył na nich rodzaj diademu. Szata z brokatu koloru słomy skrzyła się od brylantowych kropel rosy. Bogini Ceres była prześliczna. Obok niej Prozerpina, szczupła, śniada, z puszczonymi wolno kosami, wieńcem ognistych maków nad czołem, w szacie pąsowej ze złotem. Przy dorodnej żniw przodownicy wyglądała jak prawdziwe nadziemskie zjawisko. Uśmiechnięte usteczka szły z makami w zawody, z przecudnych oczu płynął czar. W orszaku rycerzy, co po skończonym pochodzie zwycięskim zostali na Rynku jako widzowie, znajdował się pan Samuel Zborowski z kilkunastu dworzanami. Był tam i Andrzej Chwalibóg. Od chwili pojawienia się wozu Cerery zapomniał, gdzie jest, z kim jest, zapomniał, że to Kraków, że to zabawa na cześć króla i państwa młodych, nie widział nic prócz Krysi… zmysły mu się mieszały. Kierował nieznacznie koniem, wymijał pieszych i jezdnych, byle iść tuż za nią, byle jej z oczu nie stracić. * * * K u p i d o — w mitologii rzymskiej bożek miłości. W e n u s albo W e n e r a — w mitologii rzymskiej. bogini wdzięku i piękności. P a r y s — jeden z bohaterów „Iliady” Homera, syn króla Troi. Wg legendy uczestniczył w sporze trzech bogiń: Palłas Ateny (Minerwy), Afrodyty (Wenery) i Hery (Junony), której z nich należy się złote jabłko z napisem „dla najpiękniejszej”; Parys przyznał je Wenerze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|