Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie ma żadnego zwiÄ…zku. - Nie zabrzmiaÅ‚o to prze­
konujÄ…co. - Co zabiera jej tyle czasu?
- Każda kobieta chce wyglądać jak najlepiej, kiedy ma
rozdeptać robaka - odparła z progu Kat. Weszła do kuchni.
RS
Wysokie obcasy zastukaÅ‚y po podÅ‚odze. Daniela owio­
nął zapach wytwornych perfum. Przełknął ślinę. Różowy
sweterek z dekoltem był co najmniej o dwa numery za
mały. A jej piersi... wręcz wyrywały się z topu. Czarna
spódniczka nie zakrywała kolan.
Daniel skrzyżował ramiona na piersiach.
- Nie ma mowy. - Zazdrość mÄ…ciÅ‚a mu myÅ›li. Po­
patrzył na zegarek Siódma czterdzieści osiem. - Idz się
przebrać.
- Nie.
Elizabeth odchrząknęła. Spojrzeli na nią oboje,
- Pojedziesz za nimi, prawda?
- Tak, ale...
- %7ładnego  ale". Ona musi rozpraszać uwagę Chada,
kiedy bÄ™dzie wyciÄ…gaÅ‚a z niego informacje. - Starsza pa­
ni włożyła na nos okulary i zlustrowała Kat. - To ubranie
doskonale spełni swoją rolę.
Daniel i Kat popatrzyli na siebie. W tej chwili marzył
tylko o jednym. Zaciągnąć ją do sypialni i zedrzeć z niej
sweterek i spódniczkę. Ale też i biustonosz, i majteczki.
Chciał mieć ją nagą. Nie mógł znieść myśli, że Chad
będzie ją obmacywał wzrokiem przez cały wieczór. Miał
ochotę walnąć w coś pięścią.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
Ósma.
Kat zachwiała się na wysokich obcasach i lekko pobladła.
Daniel odsunął na bok emocje i przypomniał jej plan.
- BÄ™dÄ™ tuż za tobÄ… albo obok w restauracji. JeÅ›li stra­
cisz mnie z oczu, uciekaj od Filchera. Wracaj do domu.
- OdwróciÅ‚ siÄ™ do Elizabeth. - Ty zostaniesz przy tele­
fonie, w razie gdyby dzwoniła Kat. Ustawiłem pager na
wibracje. Buster zostaje z tobÄ…. Zamknijcie drzwi.
RS
Elizabeth stuknęła obcasami i zasalutowała.
- Tak jest.
- Dzielna dziewczyna. - Daniel uśmiechnął się
z wdzięcznością za przerwanie napiętej atmosfery.
- Nie zapominaj o tym, mÄ…dralo.
Dzwonek rozlegÅ‚ siÄ™ po raz drugi. Tym razem byÅ‚ bar­
dziej natarczywy.
Kat patrzyła przerażona.
- Nie dam rady, Daniel. Co mam robić, jeÅ›li bÄ™dzie pró­
bował mnie dotykać? - Złapała się za żołądek. - Mdli mnie.
Daniel popchnÄ…Å‚ jÄ… lekko w stronÄ™ drzwi frontowych.
Jeżeli teraz przerwą grę, Filcher może się spłoszyć. Choć
mu się to nie podobało, Kat miała szansę na zdobycie
informacji.
- Wypadniesz świetnie. Filcherowi na twój widok
opadnie szczęka i po chwili będzie ci jadł z ręki.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się. - A teraz znikaj.
Kat otworzyła drzwi, kiedy Daniel wślizgnął się do
ciemnego saloniku.
- Chad, wybacz,że kazałam ci czekać - powiedziała
niskim, uwodzicielskim głosem.
Chad nie mógÅ‚ siÄ™ na niÄ… napatrzyć. Daniel obserwo­
wał go przez szparę w drzwiach. Miał ochotę wyskoczyć
i rzucić siÄ™ na niego. Co we mnie wstÄ…piÅ‚o? Przecież do­
kładnie tak Chad miał zareagować na seksowny strój Kat.
Niestety.
- Nie szkodzi. - Chad poprawiÅ‚ krawat. - WyglÄ…­
dasz... o rany!
- Dzięki. Miałam nadzieję, że ci się spodoba. - Kat
podała mu płaszcz.
Chad zarzucił okrycie na jej ramiona. Daniel zacisnął
pięści.
RS
- Dokąd jedziemy? - spytała Kat.
Chad wziÄ…Å‚ jÄ… pod ramiÄ™.
- Do  Brass Bear". Słyszałem niezwykłe historie
o ich kucharzu.
- To w Bakersville? - zaakcentowała każdą sylabę.
Chad, zbyt podekscytowany, by coÅ› podejrzewać, ski­
nął głową.
Kiedy wyszli, Daniel i Elizabeth wysunęli się ze
swych kryjówek.
Elizabeth odezwała się pierwsza:
- Aadna z nich para.
- Chcesz wzbudzić we mnie zazdrość? - Daniel wÅ‚o­
żył marynarkę od garnituru.
- Na Boga, nie. Nic byÅ› nie wskóraÅ‚ bez mojej po­
mocy. A teraz ruszaj za mojÄ… dziewczynkÄ….
Tak też zrobił.
Kat skrzywiÅ‚a siÄ™ w ciemnoÅ›ciach samochodu. Zerk­
nęła wstecz. Wciąż nie widać świateł. Gdzie się podziewa
Daniel? Czemu droga do Bakersville jest taka odludna?
- Jest ci ciepło? - Chad ciągnął znów swoje gadki.
- Tak, w porzÄ…dku. - A! Nareszcie! W oddali bÅ‚ys­
nęły światła samochodu. Kat poczuła ulgę.
- Powiedz mi, jak to jest zarządzać tyloma ludzmi
i bankiem pełnym pieniędzy.
Chad napuszył się.
- Po co zaprzątać śliczną główkę nudnymi sprawami?
Pomówmy o czymś ciekawszym - na przykład o tobie.
- Pewnie i tak wiesz o mnie wszystko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript