Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wuje.
- To dla niego niezwykła i trudna sytuacja. Musisz go zro­
zumieć. Pamiętaj, że to przede wszystkim ze względu na mnie
postanowił ci pomóc. Jestem mu bardzo wdzięczna.
- Nie wiem, jak mu dziękować za to, co dla mnie zrobił. To
człowiek honoru. Zdaję sobie sprawę, że mógł bez wahania
oddać mnie w ręce Kirke'a. Musi cię bardzo kochać.
Catherine spłonęła rumieńcem i odwróciła głowę. Har­
ry delikatnie ujął ją pod brodę i zmusił, żeby znów na niego
spojrzała.
284
- Co się stało? Znamy się tak dobrze, że zawsze będę wie­
dział, kiedy cię coś trapi. O co chodzi? Nigdy nie wyznał ci
miłości? Dlatego jesteś smutna?
- Nie potrafię przewidzieć nastrojów Marcusa. Raz jest tak,
raz inaczej.
-I dlatego go kochasz? - W oczach Harry'ego pojawił się
cień bólu.
- Tak... Kocham go, Harry! Kocham całym sercem, cho­
ciaż mam wrażenie, że znów cię zdradziłam.
- Nie myśl o tym w ten sposób. To wcale niepotrzebne.
Znam twoje uczucia - odpowiedział łagodnie. - Nie zapo­
mnisz o nim, gdybyś nawet uciekła ze mną do Holandii. Nie
łudzę się nadzieją. Zwłaszcza teraz, kiedy poznałem Marcusa
trochę lepiej, jestem w stanie zrozumieć, co do niego czujesz.
Catherine położyła dłoń na jego dłoni.
- Och, Harry... Dziękuję za to, co teraz powiedziałeś. Za­
wsze byłeś dla mnie najlepszym przyjacielem - szepnęła ury­
wanym głosem. - Tak też będę cię kochać... jako przyjaciela.
Dziękuję za wszystko, co było w przeszłości, i za to, że jesteś.
Resztę życia chcę spędzić z Marcusem. To wspaniały człowiek,
bez względu na to, co nam kiedyś zrobił.
- Wiem. Dumny i wspaniały. Kłopot w tym, że jeszcze nie
jest całkiem pewny twojego uczucia. Moim zdaniem, podej­
rzewa, że nadal mnie kochasz. Zapewniłaś go szczerze o swo­
jej miłości?
Catherine smutno potrząsnęła głową.
- Kilka razy mówiłam, że go chyba kocham... Ale to były
tylko słowa.
285
W tej samej chwili Marcus wyłonił się z gospody. Harry
natychmiast wstał. Zanim odszedł, powiedział cicho do Ca­
therine:
- Nie czekaj, aż on to powie.
Odwróciła się. W głębi serca wiedziała, że Harry ma rację.
Wjechali do Londynu. Catherine obojętnie spoglądała
przez okno na długi ciąg budynków. Latem widok prowin­
cji cieszył oko podróżnych. Stolica wyglądała zupełnie ina­
czej. Dokoła rozbrzmiewały piskliwe okrzyki przekupniów,
zachwalających najróżniejsze dobra. Zgiełk, kurz i nie zawsze
najprzyjemniejsze wonie wdzierały się do powozu. Catherine
nigdy nie lubiła miasta. Tęskniła za zielenią, słońcem oraz
wiatrem. W Londynie nie czuła się swobodnie.
Powóz zajechał przed miejską rezydencję Rogera, w mod­
nej dzielnicy na północ od St James Palace, przy trakcie wio­
dącym do wsi Knightsbridge. Elizabeth właśnie schodziła po
schodach. Uśmiechała się lekko, witając przyjezdnych.
- Ho, ho - powiedziała na widok Catherine. Serdecznie
wzięła ją w ramiona. - Wyglądasz zupełnie inaczej. Jakbyś...
odmłodniała. Co to za tajemnica?
Catherine zaczerwieniła się jak piwonia. Alice nieraz jej
powtarzała, że ciąża powoli staje się widoczna. Elizabeth od
razu wyczuła pewną zmianę. Dlaczego Marcus do tej pory nic
nie zauważył?
- Dziwię się, że to mówisz, bo podróż była ciężka i każ­
dy z nas na pewno jest bardzo zmęczony. Mam nadzieję, że
wreszcie choć trochę wypocznę.
286
- Na pewno. Przygotowałam już dla ciebie pokój, tuż obok
dawnej sypialni Marcusa. Macie wewnętrzne drzwi, na wszel­
ki wypadek.
- Bardzo ci dziękuję - odpowiedziała Catherine, spoglądając
na męża. W jej oczach zamigotały figlarne iskierki. - Na pew­
no się przydadzą. Lubimy być blisko.
Zauważyła, że Marcus jakby poweselał. Kąciki jego ust za­
drgały w uśmiechu. Catherine instynktownie przyłożyła rękę
do łona. Wszystko się ułoży, pomyślała z nadzieją. Będziemy
szczęśliwi...
- Wiem! - zawołała uradowana Elizabeth, zupełnie nie po­
dejrzewając, że coś mogło popsuć się pomiędzy jej bratem
a jego młodą żoną. - Ogromnie się cieszę, że wreszcie posta­
nowiliście przyjechać do Londynu. Możecie zostać u nas, jak
długo zechcecie. W domu dzisiaj jest cisza, przynajmniej na
razie. Dzieci poszły z nianią do parku. Niech tam się wyszu-
mią. Niestety, niedługo wrócą, skorzystajmy więc z chwili spo­
koju. Zapraszam do salonu. Poczęstunek czeka. Chcę wiedzieć
o wszystkim, co się dzieje w Taunton.
- Zapewne tęsknisz za Rogerem - zauważył Marcus, podą­
żając za siostrą. Naprawdę się cieszył, że już po podróży. Hu­
mor mu się poprawił.
- To prawda, ale nie chcę odciągać go od pracy. Dobrze
wiesz, ile ma zawsze roboty. To jego pasja. Ostatnio brakuje
mu dobrych pomocników. Podejrzewam, że w Taunton jest
prawdziwe piekło.
- W całym Somerset, Elizabeth. Choćby właśnie dlatego po­
stanowiliśmy trochę posiedzieć w Londynie. Nie zamierzamy
287
nadużywać twojej gościnności. Jutro sprawdzę, co słychać
w Westminster - obiecał Marcus.
- Pamiętam, że planowałeś sprzedać tamtą rezydencję - za­
uważyła Elizabeth, siadając obok Catherine na miękkiej ka­
napie.
- To prawda, chociaż nie podjąłem jeszcze ostatecznej de­
cyzji. Zbyt wiele wspomnień wiąże się z tym miejscem. Ostat­
nie są najgorsze. Wezmę ze sobą Catherine. Zobaczymy, co
na to powie.
- Po dwóch latach dom nadaje się do remontu. Nie wystar­
czą wiosenne porządki.
- Pewnie masz rację. Początkowo myślałem, że zajrzę tam
już dzisiaj, ale przedtem muszę coś załatwić.
Catherine zerknęła podejrzliwie na Marcusa. Domyśliła
się, że na pewno chodzi o Harry'ego. Ona też chciała jak naj­
szybciej rozwiązać ten problem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript