Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dnia, w którym w dzieciństwie widziała sceny, jakich żadne
dziecko nie powinno widzieć, nie było ani odrobiny szczę­
ścia. Jeśli chcesz wiedzieć, co stało się z twoją córką po jej
przyjeździe do Anglii, to usiądź i posłuchaj. Masz rację, jako
ojciec powinieneś wiedzieć wszystko o swoim dziecku.
I cichym, beznamiętnym głosem opowiedział dzieje Soni.
Wiktor chciwie łowił każde słowo, aż wreszcie, gdy dotarł
do niego sens całej historii, furia wykrzywiła mu twarz. Zbli­
żył się do Aleksa z zaciśniętymi pięściami.
- A ty zostawiłeś tego sukinsyna przy życiu... po tym, co
zrobił mojej córce?! Aleksieju Iwanowiczu, żądam nazwiska
człowieka, który skrzywdził moją córkę tak bardzo, że targ­
nęła się na życie.
Alex bez zmrużenia powiek wytrzymał jego spojrzenie.
- Nie. Ta sprawa jest zamknięta - stwierdził twardo. -
Co się stało, to się nie odstanie. Nie mam zamiaru dać się
powiesić za... - Urwał, zanim padło imię człowieka, którym
gardził najbardziej na świecie. - To w niczym Soni nie po­
może. - Wypisał czek na pięć tysięcy funtów. - Zabieraj pie­
niądze i odejdź. Rezygnuję z moich warunków, ale proszę,
żebyś więcej nie przychodził tu żebrać.
- Nie żebrzę - syknął Wiktor.
- Więcej nie dostaniesz. A co do Soni... Zastanowię się,
co mogę zrobić. Mieszka w klasztorze pod dobrą opieką.
Gdzie się zatrzymałeś?
- W East Endzie... W Whitechapel.
Alex zerknął na niego kpiąco.
- Zważywszy na to, jak bardzo starałeś się odciąć od ży­
dowskich przodków, zważywszy na to, że uciekłeś z żydow­
skiej strefy osiedlenia, dziwię się, że zatrzymałeś się w East
Endzie, gdzie mieszka trzecia część brytyjskich Żydów.
- Przyjechałem do Londynu tak jak stoję. Nie miałem do­
kąd pójść. Teraz, skoro mam już środki, na pewno się stamtąd
wyprowadzę.
- Daj mi znać dokąd.
Wiktor popatrzył na czek.
- Wolałbym gotówkę.
- Rozumiem, ale nie trzymam takich sum w domu. Za­
nieś to do mojego oddziału w banku i tam otwórz rachunek.
Gdyby stawiano ci jakieś przeszkody, powiedz dyrektorowi,
żeby się ze mną skontaktował. - Znowu przeszedł na rosyj­
ski. - Idź już. Dostałeś, po co przyszedłeś.
Wiktor schował czek do kieszeni i bez słowa opuścił dom
pasierba.
Urodzony w kupieckiej rodzinie, z nakazu władz miesz­
kającej w wyznaczonym rejonie na zachodzie Rosji, Wiktor
Mielinkow jako Żyd zawsze czuł się gorszy. Rosyjscy Żydzi
nie mieli lekkiego życia, odebrano im niemal wszystkie oby­
watelskie prawa. Aby uwolnić się od tego piętna, Wiktor
uciekł ze strefy i osiedlił się w podmoskiewskiej wsi, gdzie
ciężko pracował, aby upodobnić się do gojów i nie obawiać
się pogromów ani prześladowań. Jego nazwisko nie budziło
żadnych złych skojarzeń, nie wyglądał też na Żyda. Matce
Aleksa jego pochodzenie w niczym nie przeszkadzało, ale
źle dobrane małżeństwo okazało się kosztowną pomyłką,
której gorzko żałowała.
Gdy nadeszła rewolucja, anarchistyczne ideały Wiktora
znalazły odpowiednią pożywkę, uznał więc, że trafia mu się
życiowa szansa. Został Rosjaninem, zrzucił jarzmo narzuco­
ne mu przez carską Rosję, i pracował nad stworzeniem
komunistycznego raju.
Alex miał przeczucie, że nie było to jego ostatnie spotka­
nie z Wiktorem Mielinkowem. Wprawdzie wziął pieniądze,
ale wiadomo było, że gdy tylko je wyda, na pewno wróci.
Rodzina Ormsbych trzymała się razem, a wzajemna życz­
liwość była dla Anny czymś zupełnie nowym. Okazywano
jej mnóstwo przyjaźni, co niekiedy trochę nawet ją męczyło,
przede wszystkim jednak cieszyła się, że przyjęto ją do kręgu
ludzi odnoszących się do siebie ciepło i familiarnie.
Lord Quentin Ormsby był uroczym człowiekiem, któremu
nie przeszkadzało, że żyje w cieniu żony, natomiast lady
Irenę Ormsby, atrakcyjna kobieta, która czyniła wiele starań,
by mimo upływu czasu zachować smukłą sylwetkę i elegan­
cki wygląd, była i bystra, i bardzo pomysłowa, z czego zre­
sztą często korzystała, by nadawać sprawom korzystny dla
siebie bieg. Sposób, w jaki mówiła, zdradzał, że wywodzi się
ze starego arystokratycznego rodu. Lordostwo mieli czworo
dzieci. Najstarszy, Michael, miał intratne zajęcie w City,
a bliźniacy, Edward i Charles, hałaśliwi czternastolatkowie,
uczyli się w Eton. Potem mieli studiować w Oksfordzie, jak
wszyscy mężczyźni z tej rodziny.
Tamsin była o rok młodsza od Anny. Zaprzyjaźniły się
niemal od pierwszej chwili, co było dość dziwne, bo miały
z sobą niewiele wspólnego.
Dwukondygnacyjna, bielona willa z zielonymi okiennica­
mi, stojąca w zacisznym miejscu na wzgórzach z widokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript