[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hide and seek. Jego nie muszę otwierać na świat na zewnątrz jest niemal tak samo piękny jak w środku. Ale mogę pomóc mu przejrzeć na oczy. Jeśli się co do niego nie mylę, jest dość niezwykłym człowiekiem. Nie przerazi się, tylko doceni. Wiem, że będzie to dla niego bolesne. Na początku. Ale potem sam mi podziękuje. Kto wie, może z czasem zostanie moim towarzyszem? Zdaje mi się, że wyczuwam w nim bratnią duszę. I nie tylko w nim. Jego służący, Japończyk, jest synem narodu, który rozumie prawdziwe Piękno. Najwyższym wtajemniczeniem dla mieszkańców owych dalekich wysp jest ukazanie światu Piękna swego brzucha. Tych, którzy umierają w tak szlachetny sposób, Japończycy czczą jak bohaterów. Widok dymiących wnętrzności nikogo tam nie przeraża. Tak, będzie nas trzech, czuję to. Jakże zbrzydła mi już samotność! Jakie to niewypowiedziane szczęście: rozdzielić brzemię odpowiedzialności na dwóch czy nawet trzech ludzi. Przecież nie jestem bogiem; jestem tylko człowiekiem. Niech pan mnie zrozumie, panie Fandorin. Niech mi pan pomoże. Ale najpierw muszę otworzyć panu oczy Paskudny koniec paskudnej historii 9 kwietnia, Niedziela Wielkanocna, noc Kłap kłap kłap, stukają wesoło po bruku podkute kopyta, miękko szumią gumowe opony, stalowe resory płynnie się kołyszą. Przez świąteczną Moskwę mknie Dekorator, wśród radosnego bicia cerkiewnych dzwonów, wśród salutów armatnich. Na Twerskiej iluminacja, płoną różnokolorowe lampiony, a po lewej, tam gdzie Kreml, niebo mieni się wszystkimi barwami tęczy to wielkanocne fajerwerki. Na bulwarze tłumy Okrzyki, śmiech, ognie bengalskie. Moskwianie pozdrawiają znajomych, całują się, gdzieś nawet strzelił korek od szampana. Skręca w Małą Nikicką. Ciemno i pusto, ani żywej duszy. Stój, kochany, jesteśmy na miejscu mówi Dekorator. Dorożkarz zeskakuje z kozła, otwiera drzwi przystrojonej papierowymi girlandami dorożki. Zdejmuje czapkę i wypowiada święte pozdrowienie: Chrystus zmartwychwstał. Zaprawdę zmartwychwstał odpowiada z uczuciem Dekorator, unosi woalkę i całuje prawosławnego w kolący policzek. Wręcza całego rubla napiwku. Radosny czas świąt. Bóg zapłać, panienko. Dorożkarz kłania się wzruszony, nie tyle rublem, ile pocałunkiem. Dusza Dekoratora jest jasna i spokojna. Nieomylne, wyrazne przeczucie mówi mu, że oto nadeszła wielka noc: wszystkie strapienia i drobne potknięcia już za nim. Przed nim, na wyciągnięcie ręki, jest szczęście. Wszystko będzie dobrze, będzie bardzo dobrze. Ach, co za tour de force*! Pan Fandorin jako profesjonalista musi to docenić. Najpierw będzie rozpaczał i płakał wszyscy jesteśmy ludzmi a potem przemyśli sprawę i zrozumie, na pewno zrozumie. To mądry człowiek i zdaje się umie dostrzec Piękno. Nadzieja nowego życia, szczerej rozmowy i zrozumienia cieszy głupie, naiwne serce Dekoratora. Trudno nieść samemu ciężki krzyż takiej misji. Nawet Chrystusowi pomógł Szymon Cyrenejczyk. Fandorin i Japończyk mkną teraz co koń wyskoczy na wał Rogożski. Znajdą pokój 52, będą czekać. A jeśli nawet urzędnik do specjalnych poruczeń zacznie coś podejrzewać, nie znajdzie w peryferyjnym Cargradzie telefonu. Czasu wystarczy. Można się nie spieszyć. Kobieta, którą kocha radca kolegialny, jest bardzo pobożna. Nabożeństwo w pobliskiej cerkwi Wniebowstąpienia niedługo się skończy i przed pierwszą w nocy kobieta wróci do domu, żeby nakryć do świątecznego stołu i czekać na swojego mężczyznę. Kuta brama z koroną, za nią podwórze, ciemne okna oficyny. To tutaj. Dekorator podnosi woalkę, rozgląda się i daje nura w żelazną furtkę. * Wyczyn (franc). Drzwi oficyny nie poddają się łatwo, ale zręczne, wprawne palce doskonale wiedzą, co robić. Szczęka zamek, skrzypią zawiasy i Dekorator wślizguje się do ciemnego przedpokoju. Nie musi czekać, aż wzrok przywyknie do mroku; przywykł już dawno. Dekorator szybko przemierza ciemne pokoje. W jadalni chwila grozy: ogłuszająco bije wielki zegar w kształcie londyńskiego Big Bena. Już tak pózno? Zaniepokojony Dekorator spogląda na swój damski zegarek nie, to Big Ben się spieszy. Jeszcze kwadrans. Trzeba wybrać miejsce świętej ceremonii. Dekorator działa w najwyższym natchnieniu. A gdyby tak tutaj, w jadalni, na tym dużym stole? Będzie tak: pan Fandorin wejdzie z tamtej strony, z przedpokoju, włączy światło elektryczne i ujrzy wszystko w pełnej krasie. Postanowione. Gdzie oni mogą trzymać obrusy? Dekorator przeszukuje komodę i wybiera śnieżnobiały, koronkowy. Nakrywa wielki, połyskujący matową politurą stół. Tak, będzie pięknie. O, w kredensie stoi miśnieński serwis. Można rozstawić porcelanowe talerze na brzegu stołu, w koło, i poukładać na nich wszystkie pozyskane skarby. To będzie kompozycja najlepsza ze wszystkich. W porządku, dekoracja ustalona. Dekorator idzie do przedpokoju, staje przy oknie i czeka. Jego duszę przepełniają radosny przedsmak i nabożny zachwyt. Nagle na podwórzu robi się jasno wyjrzał księżyc. Znak, wyrazny znak! Tyle tygodni było ciemno, pochmurnie, a teraz jakby ktoś zdarł zasłonę ze świata. Jakie jasne niebo, jakie rozgwieżdżone! Prawdziwa Wielka Noc. Dekorator żegna się trzykrotnie. Przyszła! Kilka szybkich mrugnięć, żeby strząsnąć łzy wzruszenia. Przyszła. Do bramy niespiesznie wchodzi niewysoka postać w szerokiej salopce, w kapelusiku. Kiedy zbliża się do drzwi, na kapelusiku widać czarną, żałobną woalkę. A tak, to po tym chłopcu, Anisiju Tulipanowie. Nie rozpaczaj, kochana, i on, i jego bliscy są już w niebie. Dobrze im tam. Tobie też niedługo będzie dobrze, jeszcze trochę cierpliwości. Drzwi otwierają się i kobieta wchodzi. Chrystus zmartwychwstał wita ją Dekorator cichym, radosnym głosem. Nie bój się, moja miła. Przyszłam, żeby cię uradować. Kobieta nie jest chyba przestraszona. Nie krzyczy, nie próbuje uciekać. Wręcz przeciwnie, robi krok do przodu. Księżyc opromienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|