[ Pobierz całość w formacie PDF ]
metrów od niej. Spojrzał na nią z taką złością, że się przestraszyła. - Przeze mnie? - zdziwiła się. - Mama kazała mi cię szukać. Meg chciała odpowiedzieć coś bratu, ale zanim się zorientowała, zawrócił i odjechał. Kiedy weszła do domu, siedział na kanapie przed telewizorem, jakby w ogóle z niej nie wstawał. - Martwiłam się o ciebie - odezwała się matka, wyglądając z kuchni. - Przecież wiesz, że w soboty czasami dłużej jeżdżę na rowerze. - Meg nawet mamie nie opowiedziała o Dolinie Dzikich Astrów. - Tak, ale zawsze wracasz na obiad. - Trochę straciłam poczucie czasu. - No dobrze, ważne, że jesteś cała i zdrowa. Za to właśnie Meg ją kochała najbardziej; nie była gderliwa jak inne matki. Słyszała opowieści koleżanek i wyobrażała sobie, jak na takie spóznienie zareagowałaby, na przykład, mama Melisy. Pomyślała nagle, że ojciec pewnie nie potrafił tego docenić. Za to Ralf doceniał i z pewnością było to dla niego ważniejsze niż te parę kilogramów nadwagi. - Przepraszam - powiedziała i pocałowała ją w policzek. Mama uśmiechnęła się. - Obiad dla ciebie jest w lodówce, włóż tylko do mikrofalówki - powiedziała, wychodząc z kuchni. - Jadę z Ralfem do babci - dodała. - Wybierzesz się z nami? Dziewczyna wahała się przez chwilę. Babcia zawsze na niedzielę piekła swój tort bananowy, który co roku zdobywał pierwszą nagrodę w okręgowym konkursie wypieków, i nikt nie miał wątpliwości, że jest to wyróżnienie jak najbardziej zasłużone. Meg pociekła ślinka, ale na myśl o tym, że miałaby jeszcze wychodzić z domu, znów rozbolały ją nogi. - Nie, jedzcie beze mnie, jestem trochę zmęczona. - Jak chcesz. - Ale przywieziesz mi kawałek tortu? - spytała Meg błagalnym tonem. Mama uśmiechnęła się przekornie. - Zastanowię się - rzuciła i już odchodziła, kiedy nagle coś sobie przypomniała. - Aha, telefonował Tim, i to dwa razy. Prosił, żebyś koniecznie do niego zadzwoniła. Meg na dzwięk jego imienia poczuła w sercu bolesne ukłucie. - Wypytywał się, gdzie jesteś - ciągnęła matka. Dziewczyna, próbując ukryć, co czuje, wzruszyła ramionami, ale mama nie dała się zwieść. - Co się stało, pokłóciliście się? - Nie - odparła Meg i zaczęła się zastanawiać, czy to, co wydarzyło się między nią a Timem, można było nazwać kłótnią. - Chyba nie - odpowiedziała, bardziej sobie niż mamie. Teraz matka pocałowała ją w policzek. - Nie martw się, na pewno się pogodzicie. Kłócić też się czasem trzeba. Najważniejsze jest, żeby potem umieć się dogadać i pogodzić. %7łeby to wszystko było takie proste, pomyślała smutno Meg, kiedy mama odeszła. Ale głód nie pozwolił jej kontynuować tych filozoficznych rozważań. Weszła do kuchni, wyjęła pojemnik z solidnym kawałkiem pieczeni z dzikiego indyka i piure ze słodkich ziemniaków, i nawet przez chwilę nie zastanawiała się, czy tracić czas na podgrzewanie tego w mikrofalówce albo przekładanie na talerz. Dosłownie rzuciła się na jedzenie i pięć minut pózniej pojemnik był pusty. Już nie głodna, ale wciąż zmęczona, powlokła się do swojego pokoju. Czuła się brudna i przepocona i wiedziała, że pierwsza rzecz, którą powinna zrobić, to wziąć porządny prysznic. Ale zdołała zaledwie zdjąć buty, zanim w ubraniu położyła się na łóżku, mówiąc sobie, że to tylko na chwilę, na pięć minut. Obudziła się po trzech godzinach z nieprzyjemnym uczuciem, że o czymś zapomniała. Przez chwilę, trochę nieprzytomna, siedziała na łóżku, próbując się skupić. W końcu uznała, że prysznic na pewno przywróci jej jasność myślenia, i poszła do łazienki. Wyszła stamtąd kwadrans pózniej, czując się zdecydowanie lepiej, ale dopiero kiedy zobaczyła telefon, przypomniała sobie, że miała zadzwonić do Tima. Podniosła słuchawkę, szybko wcisnęła guziki z pierwszymi czterema cyframi jego numeru, z kolejnymi szło jej już znacznie wolniej, a przy ostatnim zawahała się. Przez chwilę trzymała nad nim palec, w końcu odłożyła słuchawkę. Tim przez cały dzień przewijał się przez jej myśli. Chwilami była na niego zła, chwilami odczuwała tylko smutek. Po wczorajszym dniu coś się między nimi zmieniło; tego była pewna. Teraz będzie już inaczej, nie miała jednak pojęcia, czy to inaczej" oznacza koniec spotykania się z Timem, czy coś innego. Wolała z nim nie rozmawiać, dopóki nie odpowie sobie na to pytanie. Wkrótce przyjechała mama z Ralfem i Meg pobiegła do kuchni. Kiedy pytała matkę, czy przywiezie jej tort, robiła to tylko z uprzejmości, wiedziała bowiem, że babcia nie wypuściłaby jej, nie zapakowawszy uprzednio kawałka dla swojej ulubionej wnuczki. Wróciła do pokoju z ogromną porcją. Gdy wcześniej brała prysznic, zastanawiała się, co robić w sprawie zatrucia rzeki. Czuła, że przydałaby jej się czyjaś rada, lecz nie przychodził jej do głowy nikt, do kogo mogłaby się po nią zwrócić. Najwyrazniej pyszny tort babci pobudził jej umysł do działania, bo po zjedzeniu pierwszego kawałka wpadła na pomysł wejścia na forum dyskusyjne w Internecie dotyczące zanieczyszczenia środowiska. Kierując się intuicją, zdecydowała się na jedną z licznych stron związanych z ekologią, zalogowała się, opisała krótko to, co już odkryła, i zapytała, do jakich władz ma się zwrócić. Już po kilku minutach nadeszły pierwsze wiadomości, ale nawet pomijając te, których autorami byli jacyś żałośni żartownisie, były dosyć ogólne i nie dawały konkretnych odpowiedzi na jej pytanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|