Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy się odwróciła w kierunku doliny, zamarła nagle. Stanęła
w miejscu i nie mogła się ruszyć.
Zcieżką pod górę, w stronę posiadłości, jechali ludzie na
koniach. Wyraznie widziała ich sylwetki na tle zielonych
drzew. Krzyknęła z przerażenia, a kiedy odzyskała władzę w
nogach, pobiegła z powrotem do strumienia, gdzie przed
chwilą rozmawiała z Rudolfem. Nim dotarła do niego, Rudolf
się zorientował po wyrazie jej twarzy, że wydarzyło się coś
niedobrego.
- Co się stało, kochanie? - zapytał zaskoczony.
- Znalezli nas... znalezli... Och, Rudolfie, oni... odnalezli
nas tutaj! Gdzie się teraz ukryjemy? Musimy uciekać!
Rudolf spojrzał tam, skąd przybiegła jego żona. Wąską,
krętą ścieżką wiodącą do ich kryjówki jechało co najmniej
sześciu jezdzców. Pobiegł do chaty, ciągnąc za sobą Zorinę.
Wpadł do sypialni, wyjął krawat z szuflady, gdzie go
uprzednio włożyła Zorina, zawiązał go na szyi i poprawił
koszulę. Wyglądał znów bardzo elegancko.
Zorina zrozumiała, że Rudolf ma zamiar przyjąć
nieproszonych gości i stara się wyglądać godnie. Podbiegła
więc do szafy, wyjęła z niej frak Rudolfa i podała mu go
pospiesznie. Następnie podeszła do lustra i poprawiła fryzurę,
która, niestety, nie była teraz tak misterna jak wtedy, kiedy
wyjeżdżała z pałacu. Włosy miała grube i długie, więc
wystarczyło, że zwinęła je w kok i upięła spinkami, które przy
sprzątaniu udało jej się w końcu znalezć. Rudolf pomógł jej
przygładzić suknię i objął ją mocno, a potem pocałował i
powiedział cicho:
- Nie bój się, kochanie. Wszystko będzie dobrze.
- Nie zabiorą cię? Nie pozwolisz im, żeby mi ciebie
zabrali? - zapytała wyraznie przerażona niespodziewanym
najazdem.
- Jesteś moją żoną. Cokolwiek planowali, przyjeżdżając
tutaj, tego faktu nie mogą już zmienić.
- Jesteś pewien? Jesteś całkowicie pewien? - wypytywała
ze strachem.
Aamiący się głos ukochanej żony i przerażenie w jej
oczach bolały Rudolfa.
- Musisz mi zaufać, kochanie - powiedział tylko.
Pocałował ją bardzo delikatnie; czuł, jak drży cała ze strachu o
siebie i o niego.
Nic już nie mówiła i nie musiała na głos wypowiadać
swoich wątpliwości, bo Rudolf wiedział doskonale, o czym
myśli jego ukochana. Wiedział, że jeśli ich rozdzielą, ona
umrze. Sam zaś czuł, że kiedy jej zabraknie, on również nie
będzie miał po co żyć. Oboje nie potrafili już istnieć bez
siebie. Rudolf wyprostował się nagle, poprawił krawat i
trzymając Zorinę za rękę, wyszedł z sypialni do salonu.
Wyglądał jak prawdziwy książę, którym przecież był.
Promienie słońca wdzierały się przez okna do niewielkiego
pomieszczenia, a mimo to Zorinie wydawało się, że wszystko
nagle zupełnie pociemniało. Czuła, jak życie znosi ją z
cudownych wysokich ośnieżonych szczytów szczęścia do
ciemnej doliny rozpaczy i tęsknoty. Usłyszeli tętent kopyt, a
potem kroki ludzi zsiadających i podchodzących do chaty. Na
podwórzu musiało się zrobić tłoczno.
Rudolf się nie poruszył. Stali tak razem obok siebie, tyłem
do kominka, i czekali, co się stanie. Na zewnątrz rozległy się
głosy i kroki, ktoś wydał głośno kilka rozkazów, aż w końcu
drzwi się otworzyły i do środka wszedł lord szambelan.
Rudolf zacisnął mocno palce na dłoni Zoriny. Serce jej biło
tak gwałtownie, że nie mogła powstrzymać drżenia. Strach był
nie do pokonania. Pomyślała, że jeśli Rudolf może trzymać się
dzielnie, to ona też powinna. Nie wolno jej pokazać strachu.
Starała się więc wyglądać dumnie i wyniośle i tylko w jej
oczach widać było przerażenie spowodowane niespodziewaną
wizytą łudzi króla.
Lord szambelan stał przez chwilę naprzeciw nich i
przyglądał im się, a potem uśmiechnął się zupełnie
niespodziewanie i skłonił uniżenie.
- Witam, panie - powiedział. - Cieszę się, że nie
pomyliłem się, sądząc, iż tu znajdę Waszą Wysokość.
Podszedł bliżej i ku zaskoczeniu nowożeńców ukląkł
przed Rudolfem.
- Król nie żyje - powiedział oficjalnym tonem. - Niech
żyje król!
Rudolf jakby zamienił się w kamień, nie poruszył się
wcale i nic nie powiedział. Zorina nie rozumiała, co się dzieje.
Lord szambelan wstał.
- Przynoszę ci, panie, smutne wieści o wczorajszych
wydarzeniach. - Przerwał, czekając, aż Rudolf skinie. - Jego
Królewska Mość w towarzystwie następcy tronu jechali
otwartym powozem do budynku parlamentu z oficjalną
wizytą. Wtedy anarchista wrzucił bombę do powozu i
wszystko wybuchło. - Ponownie przerwał, ale ani Rudolf, ani
Zorina nie mogli wykrztusić nawet słowa, więc lord
szambelan ciągnął swą opowieść: - Zamachowca zastrzelili
żołnierze króla, lecz było już za pózno, aby uratować Jego
Królewską Mość lub księcia Karla. Dlatego właśnie
przybywam, panie, by prosić cię o powrót do pałacu i objęcie
tronu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript