Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie na tyle, żebym chciał poświęcić swoją wolność -
odparł.
- To znaczy, że nie - podsumowała Dominika. - Jestem
pewna, że jeśli naprawdę się kogoś kocha, to nie ma takiej
rzeczy, której by się dla niego nie poświęciło.
- Chyba naczytałaś się sporo romansów - powiedział lord.
- Ojciec nie pozwalał nam na czytanie powieści. Ale ja
wiem, że prawdziwa miłość jest tak silnym uczuciem, iż nie
można się jej oprzeć.
Czuła, że nie powinna rozmawiać o miłości z lordem
Hawkstonem w taki sposób, bo przecież to on namówił ją,
żeby poślubiła jego siostrzeńca nie żywiąc do niego żadnych
uczuć, nie wiedząc nawet, czy go polubi. Jednakże otaczające
ją piękno samo nasuwało myśli o miłości.
Lord Hawkston spróbował zmienić temat i opowiedział
Dominice o tym, jak Kandyjczycy dzielnie walczyli i jak
długo opierali się nacierającym Brytyjczykom. Mówił też o
najbardziej widowiskowej uroczystości w całej Azji, która
odbywała się w Kandy corocznie już od dwóch tysięcy lat.
- Spodoba ci się - powiedział. - To najwspanialsze
widowisko, jakie kiedykolwiek widziałem. Biorą w nim udział
zabawnie przystrojone słonie, dobosze i tancerze, wodzowie w
bogatych strojach. Są też ognie sztuczne.
- Często zastanawiałam się, jak i w ogóle dlaczego Cejlon
wszedł w posiadanie zęba Buddy - powiedziała Dominika.
Mówiąc to spoglądała na ubrane w piękne sari cejlońskie
kobiety wchodzące do świątyni. W dłoniach trzymały kwiaty
champee, by złożyć je przy relikwiarzu.
- Legenda mówi, że tę relikwię przywiozła ukrytą w
swych ciemnych włosach księżniczka, która w czasie wojny
uciekła z Indii - odpowiedział lord Hawkston. Po chwili dodał
z uśmiechem: - Pewnie miała tak długie i wspaniałe włosy jak
twoje.
Dominika zarumieniła się.
- Skąd pan wie... że mam takie włosy?
- Domyśliłem się, bo trudno jest ci je ułożyć.
Na twarzy Dominiki odmalowało się zaniepokojenie.
- Może gdybym je trochę obcięła, wyglądałabym bardziej
elegancko.
- Nie wolno ci tego zrobić - zaprotestował zdecydowanie.
- Kobieta powinna mieć długie włosy. Dodają jej kobiecości, a
twoje są największą twoją ozdobą.
Dominika znów się zarumieniła. Wyczuła podziw w jego
głosie. Był to prawdziwy komplement.
Chciała zapytać jeszcze o tyle różnych rzeczy, ale czas
biegł nieubłaganie i wkrótce ponownie siedzieli w pociągu
jadącym na północ.
- Teraz jest zupełnie inaczej - powiedział Hawkston. -
Kiedy kupowałem tę plantację, do Kandy prowadziła zwykła
dróżka, po której jezdziły wozy z kawą. Jechało się konno w
tumanach kurzu. - Uśmiechnął się i dodał: - Obecnie trudno
nam wyobrazić sobie, że gubernator objeżdżał wyspę z wielką
karawaną. Było tam stu sześćdziesięciu ludzi niosących
palankiny i czterystu kulisów.
- Mieszkańcy musieli się niezle nagłowić, jak zapewnić
lokum tylu ludziom - zauważyła Dominika.
Starała się być naturalna, ale z każdym przebytym
kilometrem rosło jej zdenerwowanie i niepokój. Doskonale
wiedziała, że lord Hawkston spodziewa się po niej
opanowania i spokoju. W końcu właśnie z tego powodu
wybrał ją na żonę dla swego siostrzeńca. Jeśli zacznie
histeryzować, to lord pewnie nią wzgardzi. Tak więc starała
się mówić naturalnym tonem. Rozumiała też, że lord
Hawkston dokłada wysiłków, by czuła się swobodnie i by cała
sytuacja wydawała się zupełnie normalna.
- W liście prosiłem Geralda, żeby nie wyjeżdżał po nas do
Kandy - powiedział. - Pomyślałem, że trudno byłoby wam
rozmawiać po raz pierwszy w hałaśliwym pociągu. Spotkacie
się w domu, który sam wybudowałem i z którego jestem
naprawdę dumny.
- Czy to było bardzo trudne?
- Przede wszystkim sprawiło mi ogromną przyjemność.
Początkowo dom był niewielki, a prace nad nim zahamował
krach kawowy. Potem, kiedy herbata zaczęła przynosić zyski,
podjąłem budowę na nowo. Ostatecznie dom i ogród zostały
wykończone na rok przed moim wyjazdem do Anglii.
Ton jego głosu powiedział Dominice, że był to jeden z
powodów, dla których niechętnie opuszczał Cejlon.
- Jako kobieta znajdziesz pewnie sporo niedociągnięć -
powiedział z uśmiechem - ale mnie wydaje się on niemal
doskonały. Uważam też, że na całej wyspie nie znajdzie się
piękniejszego otoczenia jak to wokół mojego domu.
- Jestem pewna, że bardzo mi się spodoba - powiedziała
cicho Dominika.
Miała nadzieję, że równie mocno się jej spodoba jego
obecny mieszkaniec. A może utrata tamtej dziewczyny
złamała Geraldowi serce i nie wyobraża sobie, żeby jakaś inna
kobieta mogła zająć jej miejsce?  Muszę być niezwykle
taktowna i wyrozumiała" - doszła do wniosku.
Przyzwyczaiła się okazywać delikatność i współczucie. Po
śmierci matki ojciec nalegał, by towarzyszyła mu podczas
wizyt w domach rodzin, którymi się opiekował. Spotykała tam
ludzi starych, chorych i umierających, kaleki i chore dzieci.
Jakby czytając w jej myślach, lord Hawkston zapytał:
- Jaka była twoja rola podczas wizyt, które pastor składał
ubogim?
- Ojciec wciąż próbuje nawracać Cejlończyków na
chrześcijaństwo. Mama mawiała, że powinien był zostać
misjonarzem. Zdołał ochrzcić sporo rodzin i pilnuje, żeby żyły
po chrześcijańsku. - Uśmiechnęła się. - Czasem wydaje mi się,
że po prostu zmusza ich do tego bez względu na to, czy oni
chcą, czy nie. I zawsze bardzo ostro wypomina im
opuszczenie niedzielnej mszy, chyba że mają ku temu jakiś
naprawdę ważny powód.
Lord Hawkston pomyślał, że jako naród wyrozumiały i
przyjazny Cejlończycy łatwo ulegali naciskom pastora, i
głośno rzekł:
- Ale nie powiedziałaś mi, co ty robiłaś?
- Kiedy ojciec prawił kazania rodzicom, ja zabawiałam
dzieci, doglądałam staruszków i chorych. Myślę, że sprawiała
im przyjemność sama moja obecność, bo mieli się do kogo
odezwać.
- - Rozumiem.
Dominika wyjrzała przez okno. Zcieżką biegnącą wzdłuż
torów szedł jakiś buddyjski duchowny, ubrany w jaskrawy
szafranowożółty strój, który świadczył o jego powołaniu.
- Nigdy nie zrozumiem - myślała głośno - dlaczego
jakikolwiek buddysta miałby z własnej woli przejść na
chrześcijaństwo. Przecież buddyzm to taka pogodna, dająca
szczęście religia.
- Czytałaś coś na ten temat? - zapytał Hawkston.
- Tak. I rozmawiałam z wieloma wyznawcami buddyzmu.
- Zaraz też szybko dodała: - Ojcu nie podobałoby się to, ale
interesowały mnie ich wierzenia. Czasem myślę, że
wolałabym być buddystką.
- Może nią byłaś w poprzednim wcieleniu? Uśmiechnęła
się.
- Czy pan także wierzy w reinkarnację?
- Powiedzmy, że uważam to za możliwe.
W oczach Dominiki błyszczało zainteresowanie.
- Wydaje mi się, że to jedyne... jedyne słuszne
wyjaśnienie wszystkich krzywd i niesprawiedliwości tego
świata - powiedziała. - Ich duchowni są tak pełni poświęcenia,
a jednocześnie cisi i nie naprzykrzający się. Nigdy nie
narzucają innym swych przekonań.
Lord Hawkston wiedział, że w myśli porównuje ich teraz
ze swym ojcem, który zachowywał się dokładnie odwrotnie.
W ostatnich dniach zaczął sobie uświadamiać, że Dominika
jest niezwykle inteligentna i myśli znacznie poważniej niż
inne dziewczęta w jej wieku. Przypuszczał, że w pewnym
stopniu zawdzięcza to niecodziennemu sposobowi
wychowania. Coś mu też mówiło, że chociaż jest nieobyta, to
jednak jej umysł wciąż pragnie wiedzy i dziewczyna może
osiągnąć wyżyny niedostępne dla innych.
- Powiem ci coś, co cię ucieszy - rzucił nieoczekiwanie.
- Co takiego?
- Napisałem do księgarni w Kandy i poleciłem, by
przesłali na plantację wszystkie książki, które się ostatnio
ukazały.
Twarz Dominiki rozjaśniła się radością, toteż Hawkston
nie miał wątpliwości, że się ucieszyła, choć nie zdążyła
jeszcze wyrazić tego słowami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript