Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

metę, byłem już w końcu bliski zeskoczenia z komody. Widzę was wszystkich przed sobą tak dokładnie,
jak gdybyście naprawdę byli tutaj. Pewnego niedzielnego poranka, pamiętasz, stałyście, wszystkie dzieci,
przy stole i śpiewałyście psalm, który co rano śpiewacie; stałyście skupione ze złożonymi rękami, ojciec i
matka byli również w uroczystym nastroju; wtem otworzyły się drzwi i wbiegła mała siostrzyczka
Marynia, która jeszcze nie ma dwóch lat i zawsze tańczy, kiedy słyszy dzwięki muzyki lub śpiewu (nie
powinna była zresztą tam wchodzić); zaczęła tańczyć, ale nie mogła pochwycić właściwego taktu, gdyż
melodia była zbyt poważna, stała więc najpierw na jednej nóżce, z przechylona główka, potem na
drugiej, ale nie udawało jej się. Wy wszyscy zachowywaliście sie poważnie, chociaż to było trochę
trudne, ale ja śmiałem się w duchu i dlatego spadłem ze stołu, i nabiłem sobie guza, którego mam
jeszcze teraz; nie było to z mojej strony ładnie, że się śmiałem. Wszystko, co dawniej przeżyłem,
powraca do mnie znowu i to są właśnie te dawne myśli wraz ze wszystkim, co im towarzyszy. Powiedz,
czy jeszcze śpiewacie w niedziele? Opowiedz mi cos o malej Maryni. I jak się powodzi mojemu koledze,
drugiemu ołowianemu żołnierzowi? Tak, ten jest szczęśliwy. Nie mogę tu dłużej wytrzymać!
- Podarowałem cię - powiedział chłopczyk - musisz tu zostać. Czy nie możesz tego zrozumieć?
Przyszedł stary pan i przyniósł skrzynkę, w której było dużo do oglądania: pudełko z kredkami, słoik z
balsamem i stare karty, takie duże o złoconych brzegach, jakich się teraz wcale nie widzi. Stary pan
wyciągnął duże szuflady i otworzył nawet fortepian; w środku na pokrywie namalowany był krajobraz;
kiedy stary pan zaczął grac, a potem zanucił jakąś melodie, fortepian był zachrypnięty.
- Tak, to ona śpiewała! - powiedział stary pan, pokazując na obraz kupiony u handlarza starzyzna, i oczy
zaświeciły mu przy tym jasno.
- Ja chce na wojnę! Ja chce na wojnę! - zawołał ołowiany żołnierz najgłośniej, jak mógł, i rzucił się na
podłogę. Gdzież mógł się podziać? Stary pan szukał i chłopczyk szukał, ale nie mogli go znalezć, nigdzie
go nie było. - Znajdę go potem! - powiedział stary pan, ale nie znalazł go już nigdy. Podłoga była
podziurawiona i popękana, ołowiany żołnierz wpadł przez szparę i teraz leżał jak w otwartym grobie.
55
I ten dzień się również skończył, i chłopczyk wrócił do domu; minął tydzień, a potem wiele tygodni. Okna
zupełnie zamarzły, chłopczyk musiał chuchać w szyby, aby zrobić dziurkę i patrzeć na stary dom; wiatr
zawiał wszystkie szczeliny, zasypał napisy i pokrył cale schody tak, jakby nikogo nie było w domu; i
naprawdę nikogo nie było w domu, bo stary pan umarł. Wieczorem zatrzymał się przed brama wóz,
postawiono na nim trumnę, w której leżał stary pan, miał być pochowany na wsi w grobie rodzinnym.
Powieziono go tam, ale nikt mu nie towarzyszył, bo wszyscy jego przyjaciele już umarli. Chłopczyk
przesłał ręką całusa przejeżdżającej trumnie. Po paru dniach odbyła się w starym domu licytacja i
chłopczyk widział ze swojego okna, jak wynoszono rzeczy: starych rycerzy, stare damy, doniczki o
długich uszach, stare krzesła i stare szafy, jedne rzeczy zabierano tu, inne tam,
portret młodej pani kupiony u handlarza powędrował znowu do sklepu i tam wisiał już zawsze, bo już
nikt jej nie znal i nikt nie troszczył się o stary obraz.
A na wiosnę zburzono cały dom, gdyż była to rudera, jak mówili ludzie. Z ulicy można było zajrzeć
wprost do pokoju, obitego świńska skóra, którą zerwano i podarto, zieleń balkonu zwisała zupełnie dziko
pomiędzy rozwalonymi belkami. A potem wszystko wyprzątnięto.
- Nareszcie! - rzekły sąsiednie domy.
Zbudowano na tym miejscu wspaniały dom o wielkich oknach, białych gładkich ścianach, a przed nowym
domem, w tym miejscu, gdzie przedtem stal stary dom, założono mały ogródek, dzikie wino oplątało
mur sąsiedniego domu; przed ogródkiem zrobiono żelazne sztachety i żelazną bramę wyglądało to
wspaniale, ludzie zatrzymywali się, nic nie mówiąc, i zaglądali do ogrodu. Wróble siadały całymi tuzinami
na pnącym się winie i ćwierkały, jak mogły najgłośniej; ale nie wspominały starego domu, bo go nie
pamiętały; przeszło już tyle lat, mały chłopczyk wyrósł na dorosłego mężczyznę, na dzielnego człowieka,
który był chluba swych rodziców. Ożenił się właśnie i wprowadził wraz z młodą żoną do domu otoczonego
ogródkiem; stal oto obok żony, gdy sadziła w ziemi polny kwiatek, który jej się tak podobał. Wetknęła go
drobna raczka i ubijała ziemie palcami. Ach, cóż to jest? Ukłuła się. Z miękkiej ziemi wystawało cos
ostrego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript