Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

hol jest duży, więc można zrobić przejście.
Oprowadziła architekta po budynku, po czym wyszli na
zewnątrz i dalej, do ogródka.
- Hm - mruknął architekt, omiatając wzrokiem działkę na tyłach
przychodni. W miejscu, w którym Lucy planowała dodatkowe
pomieszczenie, piętrzyła się lita skała. - Tutaj chce pani postawić tę
przybudówkę?
- Nikt nie korzysta z tego ogródka - wyjaśniła. Architekt
zmarszczył czoło.
122
RS
- No, nie wiem... To może być bardzo kosztowne. Trzeba usunąć
tę skałę, a z żadnej strony nie ma podjazdu dla ciężkiego sprzętu.
Może gdzie indziej? Na przykład od frontu?
Skoncentrowała się.
- Nie. Musimy mieć duży parking, więc tego placu nie możemy
poświęcić. Z boku nie ma tyle miejsca.
- Szkoda. - Architekt przeniósł wzrok na budynek sąsiadujący z
przychodnią. - Co tam jest?
- Szkutnik. Naprawy, przechowalnia żagli i magazyn. Braliśmy
to pod uwagę. Współwłaścicielką jest nasza kierowniczka, ale nie
mamy szansy choćby na kawałek tej działki, nawet gdyby było nas na
to stać. Za dużo tam współwłaścicieli.
- Hm. A gdyby dobudować coś nad parkingiem? - zasugerował,
gdy wrócili przed przychodnię. - Też sporo by kosztowało, ale mniej
niż kupno sąsiedniej działki czy usuwanie skał. To nie będzie takie
proste... Muszę się zastanowić nad tym wariantem nad parkingiem i
ponownie się z wami spotkać. - Zerknął na zegarek. - Na mnie pora.
Wejdzmy do środka i poinformujmy resztę o naszych ustaleniach.
Spotkamy się, jak coś wymyślę. Wypożyczy mi pani plany? Skseruję
je i jutro wam odeślę.
- Nie ma sprawy - odparła. Wrócili na piętro.
- O, jesteście. Herbata? - zaproponowała Kate, ale
przedstawiciele funduszu podziękowali.
- Musimy już jechać. Możemy je zabrać? Zaczęli się zbierać do
wyjścia: zwinęli arkusze z planami, pochowali dokumenty do teczek.
Lucy spojrzała w stronę ojca. Rozmawiał z Kate i księgowym,
123
RS
ignorując Bena. Gdy odwróciła wzrok, zorientowała się, że Dragan
uważnie jej się przygląda.
Uniósł pytająco brwi, a ona tylko się uśmiechnęła. Uspokojony
popatrzył na zegarek, po czym wstał.
- Na mnie też pora. Mam w planie wizytę.
- Jak to? - zdziwiła się Lucy. - Wydawało mi się, że już masz
wolne.
- Nie mam dyżuru, to prawda, ale pewien pies nie może się
doczekać, kiedy się z nim pobawię. Być może zostanę zaproszony na
kolację, więc ominie mnie gotowanie. Nie mam nic w lodówce, więc
nie przepuszczę takiej okazji.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Rozumiem. Pozdrów ode mnie Melindę. - Zauważyła, że się
zaczerwienił. Biedny Dragan, ona tylko żartowała. Prawie zawsze był
skupiony i bardzo poważny, sprawiał wrażenie radosnego tylko
wtedy, gdy widziała go z Melindą.
- Nie omieszkam. - Przeniósł spojrzenie na Bena. - Opiekuj się
nią, dobra? Ona jest przemęczona. Za dużo pracuje.
Nie mów takich rzeczy przy moim ojcu, pomyślała z
przerażeniem, ale ojciec zajęty był rozmową, a Ben tylko się
uśmiechnął.
- Zajmę się nią - odparł półgłosem.
- Ktoś musi. - Dragan skłonił się pozostałym uczestnikom
narady i wyszedł. Za nim przedstawiciele funduszu, potem Marco.
%7łeby uniknąć konfrontacji z ojcem, Lucy pchnęła Bena w stronę
drzwi.
124
RS
- Chcesz się mnie pozbyć? - zapytał już na schodach.
- Absolutnie nie. Chcę was jak najszybciej rozdzielić, żebyście
się nie pozabijali. Ben, myślę, że on wie.
Stanął jak wryty.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Chodz, idziemy. Wieczorem o tym pogadamy. Za
chwilę otwieram przychodnię.
- Zmieniłam twój plan - odezwała się Hazel, która usłyszała jej
ostatnie zdanie. - Na polecenie Chloe. Twoich pacjentów przepisałam
do twojego ojca i do Marca. Jutro masz wolne.
Już chciała zaprotestować, ale się rozmyśliła. Było jej żal Marca,
ale ojciec na to zasłużył. Uśmiechnęła się do Hazel.
- Dzięki.
- Drobiazg. Aha, dzwoniła żona Charliego. Już jest po operacji,
na oddziale intensywnej opieki. Wylądował na stole w ostatniej
chwili. Miałaś nosa.
- Bardzo się z tego cieszę. - Ciszej dodała: - Przynajmniej jedna
rzecz, która mi się dzisiaj udała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript