Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

połowy twarz zdawała ciągle się uśmiechać. Holger znowu uderzył, i jeszcze raz. jednak głębokie
rany natychmiast się zamykały. Potknął się i zatoczył do tyłu. Ponad ramieniem trolla zobaczył
Alianorę. Uchyliła się przed grzmocącymi kopytami Papillona, chwyciła jego wodze i w jakiś
sposób zmusiła go do chwilowego przynajmniej spokoju. Potem przyklęknęła, żeby spróbować
rozewrzeć wczepione w nogę konia szczęki.
Gdy zbliżyła trzymaną w lewym ręku pochodnię, szczęki puściły. Zdziwiona wstała i cofnęła się
kilka kroków.
 Ho  o  o  powiedział troll. Odwrócił się od Holgera, podszedł do kości, podniósł je i
włożył dolną część twarzy. Zęby kłapały donośnie, gdy wracał, by znowu atakować Duńczyka.
Alianora krzyknęła. Uderzyła trolla pochodnią w plecy. Potwór zahuczał i opadł na cztery łapy.
Wypalona pręga na jego skórze nie goiła się.
Holger nagle przypomniał sobie.
 Ogień!  krzyknął.  Podłóżcie ogień! Spalcie go!
Alianora rzuciła pochodnię na stertę słomy, która chwilę pózniej stanęła w płomieniach. Dym
wiercił w nosie i wyciskał łzy z oczu& czysty dym, pomyślał Holger nieprzytomnie, czyste
płomienie, wypalą smród z tego grobu. Zebrał się w sobie i machnął mieczem.
Odcięta dłoń trolla przeleciała niemal pół jaskini. Alianora skoczyła za nią, podniosła. Dłoń
wykręcała się w jej rękach, palce zwijały się jak zielone robaki, próbując wyrwać się na wolność.
Alianora wrzuciła ją do ognia. Przez chwilę dłoń kręciła się w koło, nawet wypełzła z płomieni, ale
była już poczerniała, niemal spalona. W końcu znieruchomiała, a ogień sięgnął po nią i dokończył
swego dzieła.
Troll zawył płaczliwie. Machnął ramieniem jak maczugą. Uderzony miecz wyskoczył
Holgerowi z ręki. Duńczyk schylił się. żeby go podnieść. Troll przygniótł go swoim cielskiem. Przez
chwilę Holger leżał, przytłoczony ciężarem, nie mogąc się poruszyć, nawet oddychać. Potem potwór
uciekł, zaatakowany przez Papilłona.
Carahue wstał ciężko i natychmiast ruszył do walki. Papillon zdołał już przewrócić trolla.
Ostrze szabli spadło na nogę potwora, i jeszcze raz, i znowu, aż nie było już potrzeby. Ogień
przeniósł się już na drewno. Jego trzaskanie zmieniło się w ryk, w jaskini było zupełnie jasno.
Alianora musiała włożyć w to cała swą siłę, ale w końcu udało jej się wepchnąć wierzgającą nogę
między płonące radośnie polana.
Holger wrócił do walki. Dłoń zacisnęła się na jego kostce& dłoń drugiej ręki, odciętej przez
Carahue. Oderwał ją i rzucił w stronę ognia. W jakiś sposób wylądowała na bezpiecznym jeszcze
miejscu i odpełzła, szukając schronienia pod pniem drzewa. Hugi zanurkował za nią. Potoczyli się po
podłodze, krasnolud i ręka.
Głowa trolla była już odcięta. Kłapała zębami i śliniła się, gdy Holger nadziewał ją na sztych
miecza i wrzucał w płomienie. Potoczyła się, płonąc, w stronę Alianory. Holger znowu wbił w nią
miecz i tym razem, nie zważając na to, że może rozhartować ostrze, przytrzymał ją w ogniu tak długo,
aż całkowicie się zwęgliła.
Pozostał jeszcze tułów. To było najtrudniejsze zadanie. Walcząc z oplatającymi ich, śliskimi
wężami jelit Holger i Carahue potoczyli ciężki jak z ołowiu korpus w stronę buchającego żarem
serca jaskini. Pózniej Holger nie bardzo mógł sobie przypomnieć, jak to wszystko przebiegało. Ale
udało im się.
Zobaczył ostatnią scenę tej walki. Hugi, zaczerwieniony i obszarpany, wrzucił rękę trolla w
płomienie. Potem osunął się na ziemię i tak już został.
Alianora podbiegła do niego, uklękła obok.
 Jest ciężko ranny  krzyknęła. Holger ledwo słyszał jej głos poprzez huk pożaru. %7łar i dym
oszałamiały, niemal uniemożliwiały myślenie.  Hugi! Hugi!
 Lepiej zabierajmy się stąd, zanim to miejsce do końca zamieni się w piec  wysapał Carahue
prosto w ucho Holgera.  Widzisz jak dym ucieka tamtym tunelem? To musi być droga do wyjścia.
Niech Alianora niesie krasnoluda, ty mi pomóż przy tej mojej debilnej klaczy!
Wspólnymi siłami udało im się jakoś uspokoić przerażone zwierzę. Potem przedarli się przez
korytarz, w którym każdemu oddechowi towarzyszył ból i nie dający się opanować kaszel. W końcu
wyszli na otwartą przestrzeń.
23
Jesteśmy na górze, pomyślał Holger z tępym zdumieniem. Nie wiedział jak długo przebywali
pod ziemią, ale księżyc zbliżał się już do horyzontu na zachodzie.
Księżyc? Ach, tak. Tak, niebo się trochę przeczyściło, prawda? Wiatr rozegnał chmury. Wiatr,
który jęczał na porośniętej sztywną trawą równinie, szarpał wyschnięte krzewy, wyginał bezlistne
gałęzie sterczących tu i ówdzie, poskręcanych drzew. To wszystko było szare, obleczone w upiorny
blask księżyca i niemiłosiernie kłujących gwiazd. Holger nie mógł dostrzec dymu, wydobywającego
się z dziury, z której wyszli, zbyt szybko był rozwiewany. Na południu, blisko jak ręką sięgnąć,
płaskowyż kończył się, urywał na krawędzi przepaści, wypełnionej nieprzeniknioną ciemnością.
Holgerowi zdawało się, że na północy widzi wyrastające w niebo szczyty, ale nie był pewien. Chłód
przeniknął go do szpiku kości.
Carahue podszedł do niego, kulejąc. Holger zastanawiał ęię przez chwilę, czy on sam wygląda
równie zle jak Saracen  podrapany, umazany krwią, czarny od dymu, we wgniecionym hełmie i
podartym ubraniu; ze zniszczonym mieczem w dłoni. Niewyrazna w przyćmionym świetle,
zmaltretowana sylwetka. Chmura przesłoniła księżyc i Holger przestał już cokolwiek widzieć.
 Czy są wszyscy?  wychrypiał.
Carnhue odpowiedział tak cicho, że jego słowa niemal utonęły w niespokojnym szeleście trawy.
 Obawiam się. że Hugi wyszedł na tym naprawdę paskudnie.
 Nie  powiedział głos, w którym pobrzmiewało jeszcze basowe huczenie.  Dałem tyle, ilem
sam dostat.
Księżyc znowu wyłonił się zza chmur. Holger ukląkł obok Alianory, trzymającej głowę
krasoluda na kolanach. Strumień krwi, płynący obficie z jego boku stawał się słabszy z każdą chwilą.
 Hugi  szepnęła Alianora.  Ty nie możesz umrzeć. Nigdy w to nie uwierzę.
 Nie smuć się dziewczyno  wymamrotał.  Ten tam osiłek dobrze im za mnie odpłacił.
Holger nachylił się nad nim. W blasku księżyca, białym, odrealnionym, twarz krasnoluda
przypominała rzezbę ze starego, bardzo ciemnego drewna. Tylko targana wiatrem broda i kilka
pęcherzyków krwi na ustach jeszcze się poruszały. Rana w jego boku nie mogła zostać skutecznie
opatrzona. Była zbyt wielka jak na tak małe ciało.
Hugi podniósł rękę i poklepał dłoń Alianory.
 No, nie płacz  westchnął.  Z pięć dziesiątków kobiet mojej własnej rasy znajdzie powód, [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript