[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wnętrzną skorupę i jak gdyby ukryte przyczyny leżały przed nią obnażone, jasne jak słońce. Pan Halvor zdawał się nie słyszeć jej uwagi. I gdy dojrzałem w tym palec Opatrzności, nietrudno mi już było odzyskać zaufanie do ludzi. Pani Berg zbudziła się". Więc pan wierzy w Opatrzność? spytała. Tak, wierzę odrzekł pan Halvor z jasnym uśmiechem. Bywały okresy, kiedy rządziło mną jałowe zwątpienie. Ale już obecnie, gdy spoglądam wstecz na swoje życie, mogę w nim rozpoznać kierowniczą rękę Boga. Jeżeli tak wiele talentów, mego pokolenia, samych przez się wybitnych, nie wyszło jeszcze z chorób dzieciństwa, lecz dalej brodzi w zwątpieniu i przeczeniu, to według mnie powodu szukać należy w tym, że życie jeszcze ich dostatecz- nie nie schwyciło za kark. U niektórych, może dlatego, że sami są zbyt powierzchowni. Brak powagi jest w ogóle chorobą naszego wieku. Ale pan nie chodzi przecież do kościoła zaoponowała Helga. 72 Kościół, panno Helgo, obliczony jest na masy, na najszersze warstwy, którym potrzebna jest podpora i kierunek. Intelektualista uznaje znaczenie kościoła dla ludu, sam jednak woli chwalić Boga w ukryciu. Zaczynało już dnieć, kiedy podnieśli się, ażeby udać się na spoczynek. Spójrz tylko, jak jest jasno rzekła Helga, gdy zgasiła lampę. Tak, on jest czarodziejem odpowiedziała pani Berg ale jak bardzo musiał cierpieć! 73 XX. Pani Berg stała przy furtce i kiwała głową Halvorowi i Heldze, którzy, trzymając się pod ręce odchodzili gościńcem. On ubrany był w ładny, jasny letni garnitur, zaś Helga była cała w bieli. Czasami podskakiwała z nadmiaru młodzieńczej wesołości, opierając się ufnie na jego ramieniu i uśmiechając się do niego; od czasu do czasu, odwracała szybko głowę, jak gdyby coś jej się nagle przypominało, i odpowiadała matce skinieniem. Skinęli jej raz jeszcze oboje i zniknęli za zakrętem drogi. Pani Berg z westchnieniem zamknęła furtkę i weszła do ogrodu. Twarz jej nie była tak ożywiona jak zwykle widziało się to zwłaszcza po wyrazie oczu i chód jej nie był tak elastyczny. W ostatnich czasach, skarżyła się na ból w plecach i męczyło ją trzymanie się prosto. Kiedy, jak w tej chwili, bywała sama, poddawała się zmęczeniu i tro- chę się opuszczała. Wiedziała, że nie sprawia to dobrego wrażenia, ale przy tym tak się wy- godnie wypoczywało. Upały w tym roku były również przytłaczające, człowiekowi tak szybko robiło się gorąco i brakło mu tchu. Zeszłego lata doskonale znosiła długie spacery przy najsilniejszym słońcu. A przy tym, Adelona mówi, że w tym roku nawet w przybliżeniu nie jest tak gorąco, jak było w zeszłym! I wszystko jest takie nudne; gościniec, zarośla, chaty wyrobników i pola, takie wyschnięte słoneczną spiekotą i takie zakurzone! Z pewnością człowiekowi potrzebna była zmiana, po- winien na pewien czas otrząsnąć się z wiejskiego powietrza. A gdyby tak podróż do Kopen- hagi! Usiadła pod krzakiem bzu i obserwowała ludzi, zajętych zwożeniem jęczmienia. Zeszłego lata żniwa były takie wesołe, ona i Helga były codziennie poza domem, to we wsi, to na górze u Karen Petersen, której pani Berg pomagała przy wiązaniu i zwożeniu snopów. Ale w tym roku nic się z tego nie zrobiło a teraz lato już prawie minęło. Te zwariowane zaręczyny wszystkim pokrzyżowały plany. Czasami zaręczyny nastrajały ją żałośnie. Nie, żeby nie cieszyła się z tego związku nie mogła oddać córki w lepsze ręce. Pomimo jego lekkomyślności w drobnostkach oraz braku energii i zmysłu praktycznego, można by długo szukać człowieka wytworniejszego. Ale czuła się tak, jak gdyby od jednego razu posunęła się o wiele szczebli na drabinie lat. Wymówiła sobie, ażeby nie nazywał jej teściową. Halvor na pewno miał słuszność, mó- wiąc, że chociaż była matką długie lata, ale córka jej nigdy przedtem nie nasunęła myśli, że się starzeje. Wprost przeciwnie, w towarzystwie dziecinnej Helgi czuła się zawsze na pierw- szym szczeblu dojrzewającej młodości. Ale teraz, Helga starała się wszelkimi siłami nie być więcej dzieckiem. Halvor ją wycho- wywał, i śmiesznie aż było patrzeć, jak gorliwie stosowała się do jego wskazówek. Jako córka stała się inna, poważniejsza i więcej pełna szacunku, przez co podkreślała prawdziwy stosu- nek. Trochę niedorzeczny ale zabawny język, jakim się posługiwały, prawie jak dwie przyja- ciółki, został poniechany, i pani Berg czuła, że bezpowrotnie. Helga była o wiele za młoda, wcale nie robiła wrażenia dziewczyny zaręczonej. Według zdania pani Berg, nie było żadnego pośpiechu, ale wobec tego, że młoda para doszła do poro- zumienia, nie było powodu, trzymania światła pod korcem. Dlatego odrzuciła propozycję obojga, ażeby fakt ten z początku trzymać w tajemnicy. Więc czego chcesz, właściwie?" spytała Helga, kiedy matka wspominała o zbyt wczesnych zaręczynach. Tak, czego chciała? Właściwie niczego. Uważała jedynie, że mogli byli trochę zaczekać z zakochaniem się w so- bie przynajmniej do końca lata. 74 Ach, człowiek się starzeje mówiła do siebie, w komicznej rozpaczy, kiedy coraz bar- dziej zagłębiała się w smutku nad zmienionymi stosunkami starzeje się i staje się zbytecz- nym. Istotnie, wyobrażała sobie, że w swym własnym domu jest zbyteczna, aczkolwiek nie za- chodził najdrobniejszy fakt, który mógłby podtrzymywać to przypuszczenie. Wychodziła z tego założenia, jak gdyby to było samo przez się zrozumiałe i zachowywała się, jak gdyby to był fakt, z którym musiała się godzić. Pytała się, czy nie przeszkadza, lub w milczeniu usu- wała się, broniła się przed braniem udziału w spacerach itd. czyniąc to zresztą w sposób bardzo miły. Mimo to, jednak inni odczuwali to boleśnie. W upartym przeświadczeniu, że jest piątym kołem u wozu, dzisiaj również odprowadziła młodą parę tylko do furtki. Pomimo wszelkich przekonywań i gorących zapewnień, że bez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|