[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie kryła sarkazmu. Pomagał jej zachować spokój i kontrolować sytuację. Nie była naiwną egzaltowaną nastolatką, jaką zapamiętał ze szkoły. - Po drugie - kontynuował, ignorując jej chwilowy triumf - nie spodziewałem się przyjazdu Judy, a tym bardziej że zjawi się w moim mieszkaniu. - Przeniknęła przez mur? - O ile mi wiadomo, wpuścił ją administrator domu. - Ach, tak. - Molly skinęła głową, ale nie wydawała się do końca przekonana. - To nie było tak, jak myślisz. - Nie trzeba dużo myśleć. Widziałam ją. - Chciałaby, żebyśmy znowu byli razem - przyznał Des. Molly z zaskoczeniem zauważyła, jak bardzo zabolało ją to stwierdzenie. Widocznie jeden tydzień jej nie wystarczy, by dojść do siebie i przestać o nim myśleć. - Więc czego ode mnie chcesz? Wracaj do niej. - Uwierzyłaś jej, że jesteśmy zaręczeni. - Dlaczego miałabym nie wierzyć? 72 S R - Bo kłamie. Tak, jak ci powiedziałem, sama zerwała i zwróciła mi pierścionek. Przyznaję, że początkowo byłem wkurzony. - Ach, tak. Złość. Jedyne uczucie, na które stać mężczyznę. Chcesz powiedzieć, że nie czułeś się odrzucony i zraniony przez kobietę, którą kochałeś? - Właśnie. - Des przeczesał palcami włosy. - Powinienem czuć żal, a nie czułem. Szybko zrozumiałem, że zrywając zaręczyny, zrobiła mi wielką przysługę. - Czy ona zdaje sobie z tego sprawę? - spytała sceptycznym tonem. - Nie do końca. Powiedziała, że zostanie w miasteczku jeszcze przez kilka dni. Liczy, że zmienię zdanie. - Coś kręcisz. - Absolutnie nic - powiedział, kładąc jej dłonie na ramionach. - Prawda jest taka, że między nami zaiskrzyło. - Nie zauważyłam. Des spuścił głowę i czule musnął jej wargi. Serce zaczęło jej bić mocno w piersi, a krew pulsowała w skroniach. Kiedy przestali się całować, oboje przez dłuższą chwilę nie mogli złapać tchu. - Teraz powiedz, że nic nie czułaś. Bądz szczera wobec siebie i wobec mnie. Oczekujesz uczciwości od innych, więc i sama tak się zachowuj. - Ty masz czelność uczyć mnie uczciwości? - Przyznaję, że w przeszłości nie zawsze bywałem wobec ciebie szczery. Ale teraz otwórzmy wspólnie nowy rozdział naszej historii. - Co masz na myśli? - Nie zaprzeczajmy, że coś do siebie czujemy. Jest między nami jakaś chemia, wzajemne przyciąganie. Już dawno sama to odczuwała, ale miała wrażenie, że było to jednostronne. Badała wzrokiem jego twarz; prosty nos, mocno zarysowana szczęka, namiętne wargi, błękitne oczy, których spojrzenie przyprawiało każdą dziewczynę o drżenie serca. Wydawał się absolutnie szczery. Ale Molly nie podejrzewała żadnego podstępu i w szkole średniej. Podczas spotkania absolwentów zaczęła mu znowu ufać, a zaraz potem zastała w jego mieszkaniu dawną narzeczoną. Bała się uwierzyć mu kolejny raz. - Des, zapomnijmy o tym. Dlaczego nalegasz? - Bo chcę się przekonać, dokąd to nas zaprowadzi. Myślę, że i ty tego chcesz. - Eksperyment naukowy? 73 S R - Nie. - Des wybuchł głośnym śmiechem, takim, że i Molly miała ochotę się uśmiechnąć. - Jedno mogę ci powiedzieć. Charity City to moje miejsce na ziemi. Nie- zależnie od tego, co będzie z nami, zostanę tutaj. Będziesz miała ze mną do czynienia, czy ci się to podoba, czy nie. Skinął głową i odszedł do swojego samochodu, po czym zatrzasnął drzwi i odjechał, zanim dotarł do niej sens jego słów. Targały nią emocje, których nie była jeszcze gotowa analizować. Wśród nich nie brakowało nadziei, a i kiełkowało coś znacznie bardziej niebezpiecznego, określanego słowem zaczynającym się na literę M. Trey był ostatnim dzieckiem, które zostało jeszcze w przedszkolu. Jak tylko przyjdzie po niego mama, Molly będzie mogła spokojnie pójść do domu. Istniała szansa, że spotka Desa. Na samą myśl o tym czuła przyspieszone bicie serca. Dwa dni temu całowali się. Od tego czasu nie próbowała nawet walczyć z nadzieją, która praktycznie żyła własnym życiem i nie dawała się zdławić rozsądnymi argumentami. Spojrzała na chłopca spokojnie bawiącego się samochodzikami w kącie sali. Jego matka trochę się spózniała, a Trey zwykle bardzo się denerwował się w takich sytu- acjach. Zaniepokojona Molly kolejny raz wyjrzała przez okno. Nie dowierzała własnym oczom. Tego siwowłosego mężczyznę rozpoznałaby nawet na końcu świata. Wydawało się, że z uwagą lustrował wzrokiem plac budowy nowego skrzydła. Co on tu właściwie robi, zastanawiała się Molly. Nigdy do tej pory nie odwiedzał jej w pracy. Kiedy dostrzegł ją w oknie, pomachał ręką i ruszył do wejścia. Molly pozostała w miejscu. - Cześć, tato - odezwała się na powitanie. - Molly! - zawołał, rozglądając się po sali z wyraznym rozczarowaniem. - To tu pracujesz. - Tak. Pokiwał głową i westchnął. - Mogłaś zajść znacznie dalej. Wiedziała, że nie spełniła nadziei, jakie pokładał w niej ojciec. Kiedyś ta świadomość bardzo ją bolała. Teraz ze zdziwieniem zauważyła, że reaguje zupełnie obojętnie. To dzięki Desowi. 74 S R Szczera rozmowa o wydarzeniach z przeszłości pomogła jej uporządkować je i zrozumieć. Podczas zjazdu absolwentów Des podtrzymywał ją na duchu i dodawał od- wagi, tak że była w stanie stanąć oko w oko z tymi, którzy sprawili, że szkołę średnią wspominała jak piekło. Pretekstu dostarczył im jej własny ojciec. Nigdy z nim o tym nie rozmawiała. Byłoby to zbyt bolesne i upokarzające. Konfrontacja z dawnymi koleżankami nie złamała jej; wprost przeciwnie, uczyniła mocniejszą. Może dzięki Desowi uda się jej zapomnieć o krzywdzie, jaką wyrządził jej ojciec. - Kocham swoją pracę, tato. - Każdy mógłby to robić. - Ty nie - odparowała. Wydawał się zaskoczony jej ripostą. Marszcząc czoło, przyglądał się, jak Trey odkłada na miejsce zabawki. - Wycieranie zasmarkanych nosów i opieka nad cudzymi dziećmi to dla mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|