[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie dotknął. Jeden gest sprawił, że zareagował każdy nerw, że całe ciało napięło się w rozkosznej gotowości, uzbrojone w nową świadomość, którą zyskało, kiedy świtał dzisiejszy dzień. Nie jesteś pewny powtórzyła, uważnie kontrolując słowa. A zwykle, kiedy nie masz pewności, wolisz nic nie robić. Zwykle tak. Tym razem dłoń dotknęła jej policzka. Ale bywa inaczej. Na przykład w przypadku twoich pięknych schodów? ciągnęła, walcząc z wszechogarniającym drżeniem. Uhm... potwierdził takim tonem, jakby przyjemność obcowania z dziełami sztuki miała być tylko wstępem do innych, bardziej ulotnych chwil. Aby się przekonać, jak coś na mnie działa, muszę to mieć u siebie. I działa, prawda? zaryzykowała, licząc, że nie zawiedzie jej intuicja, która podpowiadała, o jaki to piękny przedmiot mu chodzi. Uhm... Chcesz zobaczyć, dokąd prowadzą moje artystyczne schody? Nie! powiedziała to szybko, w nagłym obronnym odruchu odpychając go rękami. Ale kiedy uwięził jej ręce w uścisku, już nie opierała się. Pozwoliła, by całował po kolei palce, a potem wnętrza dłoni i przeguby, gdzie tętnił przyspieszony puls. A gdy pocałował ją w usta, nie było już odwrotu. Rozdział 6 Paul unosił Taffy w ramionach, wstępując po spiralnych schodach. Czuła siłę i ciepło, emanujące z jego ciała; patrzyła, jak bose opalone stopy pewnie stąpają po lśniących stopniach. Nawet nie zauważyła, kiedy znalezli się w sypialni ciemnawej, chłodnej, pełnej wodnych refleksów. Nie było tu nic poza wielkim, podwójnym łożem z ciemnego drewna, królującym pośrodku pokoju jak skała. Zwieża pościel kusiła bielą. Paul postawił Taffy na ziemi i znów zaczął ją całować. Pożądliwe dłonie zabłądziły pod sukienkę, ciesząc się linią smukłych kobiecych bioder. Stanęli koło łoża. Jeszcze przed chwilą kusiło ją, lecz teraz zawahała się i poczuła, że musi koniecznie odwlec ten moment. Jakim cudem ono się tu znalazło? zapytała z autentyczną ciekawością. Zmontowano je na miejscu wyjaśnił, całując ją leciutko w kark. Nawet jeśli było w częściach, schody są zbyt wąskie i kręte, aby je wnieść bez uszkodzenia balustrady dociekała. Nie było jej wtedy. Zresztą balustrada też jest rozbierana, gdyż od czasu do czasu Joseph zabierają na swoje wystawy. I ty na to pozwalasz? Czułe palce muskały jej plecy, rozpraszając myśli. Musiałem przystać na jego warunki, gdyż inaczej nie przystąpiłby do pracy. A zależało mi na nim. Szczęściarz z tego Josepha! skomentowała. Oto przykład, jak należy dbać o własne interesy! Gdybyż zrobiła to samo, gdyby trzymała go na dystans, zamiast oddawać mu się bez namysłu i bez żadnych warunków, zyskałaby o wiele więcej. Ale czy na pewno? Paul potrzebował tego artysty, gdyż cenił jego niepowtarzalny talent. Ona zaś jest tylko kobietą, a żadna kobieta nie zdoła narzucić mu swojej woli. Nawet Annette Warren się to nie udało. A jednak nie mogła poddać się bez walki. Nie mogę uwierzyć, że Joseph tak po prostu przychodzi i zabiera część twoich schodów. Poczuła gorący oddech Paula. Muszą wyglądać wtedy bardzo kiepsko. Być może przyznał, sunąc ustami po jej ramionach, które niepostrzeżenie ogołocił z sukienki. Ale tak naprawdę, Joseph zabiera całość dzieła, razem ze schodami. Coo? Taffy przez moment myślała, że on żartuje, ale minę miał poważną. Jak w takim razie obywasz się bez schodów? Znów wykorzystał moment jej nieuwagi i sukienka z rozpiętym z tyłu suwakiem, wraz ze stanikiem, osunęły się na biodra. Teraz zrozumiała, czemu tak upodobał sobie jej plecy. W chwilę potem Paul dokończył dzieła i stanęła przed nim zupełnie naga. Nie! Wysunęła ręce, nie pozwalając, by przygarnął ją do siebie. Dopóki nie... Znów myśli przyszły szybciej niż słowa. Dopóki nie będzie ci zależało na mnie tak bardzo, jak na twoim artyście i dopóki nie zrozumiesz, że jestem jedyną kobietą, która może ci dać to, czego szukasz... Jak mogła cokolwiek mu wyjaśnić, kiedy wziął ją na ręce i utulił jak dziecko, aż złożyła mu głowę na ramieniu, pozwalając się nieść ku chłodnej, białej wyspie pościeli. Powiedz, co cię znów gryzie? zapytał, gdy położył ją na łóżku i przysiadł obok. Wiesz, o czym myślę, kiedy patrzę na ciebie? Nigdy nie widziałem pereł pod wodą, ale jestem pewien, że muszą tak właśnie wyglądać. Ujął z zachwytem jedną pierś dłonią. Dobrze już, dobrze uśmiechnął się, wyczuwając natychmiastowy meldunek o gotowości. Wszystko we właściwym czasie. Taffy leżała nieruchomo, obserwując, jak Paul, odwróciwszy się do niej plecami, zdejmuje ubranie. Kontrast między chłodnym dotykiem prześcieradeł a ogniem, spalającym ją od środka, był ekscytujący. Miał piękną, gładką skórę. Ruchome cienie i blaski rzucane przez rzekę przesuwały się po jego ciele, które mogło pozować greckiemu rzezbiarzowi. Taffy, zaabsorbowana tym widokiem, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, dlaczego on znów się od niej odwraca. Poczuła ukłucie żalu. Znów musiała coś powiedzieć. Teraz jestem doświadczoną kobietą, prawda? Sploty mięśni poruszyły się pod skórą, kiedy odwracał się ku niej. W ciemnych oczach iskrzyło się czułe rozbawienie. Czyżby? A nie? Na tyle doświadczoną, by wiedzieć, że nie możemy ryzykować. Znów nie powiedziała wszystkiego. Rozbudzona intuicja podszeptywała jej, że gdzieś głęboko, głębiej niż myśli i słowa, rodzi się pragnienie ryzyka, którego nie potrafiła jeszcze nazwać. Bez względu na wszystko jakaś kobieca, pierwotna cząstka jej duszy zamarzyła, aby nosić dziecko tego mężczyzny. Masz rację, nie możemy. Odpowiedz na ukryte pragnienia Taffy była krótka, choć nie mógł wiedzieć, co tak naprawdę lęgnie się w jej myślach. Nie musiał. Był panem swego ciała, a ona oddała mu się w impulsywnym odruchu. A nową, kiełkującą w niej świadomość musi zachować dla siebie jak tajemny skarb i chronić... Myszko, już dwa razy pytałem cię, co się stało, i nie otrzymałem odpowiedzi mówił z troską, idąc ku niej wśród cieni, ciemny i potężny jak sam bóg rzeki. Co? zamrugała, wracając do rzeczywistości. Na co nie odpowiedziałam? Dobrze, nieważne w głosie Paula wibrowały pożądanie i niecierpliwość. Wtulił głowę między jej piersi, a Taffy zanurzyła mu palce we włosy. Stamtąd rozpoczął wędrówkę w dół, lecz kiedy musnął wargami uda, porywczo odepchnęła gp od siebie. To nie fair, Paul, ja też muszę cię dotykać. Dotykaj... I dotykała, syciła się do woli jego ciałem dłońmi, wargami i językiem. W dół, w dół... Uważaj! Chwycił ją za przegub. Odrzuciła niesforne kosmyki z oczu i popatrzyła mu w twarz. Jasne, zawsze trzeba uważać pokiwała głową z udawaną powagą. O co znów chodzi? Twoje schody do nieba mruknęła. Jak się bez nich obejdziesz? Znajdę inną drogę. O, na przykład taką. Ach! Dobrze ci? zapytał, muskając wargami jej policzek. Cudownie... Przestała szukać słów, które mogłyby oddać błogostan i pełnię wzajemnego posiadania, jaką osiągnęli we dwoje. Paul stał się jej kochankiem. Czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|