Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kawę. - Wystarczy mu nadać kierunek.
Sara poczuła mdłości.
Wie, kim jestem. Sara wie, kim jestem. Adrian nie mógł zapomnieć jej opisu człowieka, którego
znała z opowiadań wuja jako Wilka. Te słowa nadal dzwięczały mu w uszach:  Zdradziecki zabójca;
gdy wchodził do pokoju, temperatura spadała o dwadzieścia stopni . Widział wyraz jej oczu, kiedy
go spostrzegła w korytarzu.
Koniec. Wracał do domu z poczuciem katastrofy. Może nawet już jej nie zastanie. I co wtedy?
Kiedy na podjezdzie zobaczył znajomą, zieloną toyotę, odczuł pewną ulgę. Wrócił Lowell, więc Sara
pewno wciąż tu jest. To, że stał jej samochód, niczego nie oznaczało, skoro wcześniej go popsuł.
To miło, że Kincaid wrócił cały i zdrowy, pomyślał Adrian. Obecność przyjaciela ułatwi spotkanie z
Sarą. Ciągle nie wiedział, co ma jej powiedzieć i, co gorsza, nie był pewien, czy kiedykolwiek
będzie to wiedział. Przypuszczalnie Sara w ogóle nie zechce z nim rozmawiać. Nie zechce
przebywać w towarzystwie Wilka.
Powoli wchodził po schodach. Zapadła ciemność i okna domu jaśniały ciepłym blaskiem. Jednakże
Adrian nie był głupcem i wiedział, że ciepło jest iluzją. Bez Sary jego życie stanie się puste.
Usiłował przygotować sobie jakieś grzeczne słowa, coś, co mógłby powiedzieć w tej sytuacji, ale
nic nie przychodziło mu do głowy. Chciał ją mieć dla siebie i ostatnio uwierzył nawet, że mu się to
uda. A teraz musi pozwolić jej odejść.
Wiele rzeczy na tym świecie mężczyzna mógł sobie po prostu wziąć, ale miłość do nich nie należała.
Teraz, po kilku dniach spędzonych z Sarą, nie potrafi z niej zrezygnować. Tymczasem Sara
nienawidziła i bała się Wilka.
Drzwi otworzyły się przed nim na oścież.
- Wreszcie! - krzyknęła Sara, rzucając mu się w ramiona. - Gdzieś ty się podziewał?
- Sara?
- Powiedziałeś, że wrócisz promem o piątej pięćdziesiąt pięć - szepnęła. - Wiedziałam, że wrócisz o
tej porze. I wiedziałam, że jeśli przywiozę tu Vaughna, to się wszystkim zajmiesz.
Przycisnął ją mocno do siebie, grzejąc się jej ciepłem.
- Tak - przytaknął, gładząc ją z zachwytem po głowie. - Dostałem sygnał alarmowy, gdy tylko
zjechałem z promu. - Gwałtownie zacisnął palce na włosach Sary. - Nigdy w życiu tak się nie bałem.
- Cześć, Adrianie, przykro mi, że tak wypadło. Wszystko w porządku?
Adrian spojrzał na przyjaciela nad głową Sary.
- Wszystko w porządku. - Poczuł, że Sara zadrżała w jego objęciach.
- Tak przypuszczałem - mruknął Kincaid.
- Będziesz jednak musiał jutro rano odpowiedzieć na parę pytań swoim kumplom z agencji.
W oczach Kincaida pojawił się błysk zainteresowania.
- Dlaczego?
- Zostawiłem Vaughna związanego jak prosiaka kilka metrów od autostrady. Potem zadzwoniłem do
biura agencji na zachodnim wybrzeżu i zostawiłem wiadomość, gdzie go można znalezć. Kiedy facet,
który odebrał telefon, chciał się dowiedzieć, kto mówi&
- Podałeś moje nazwisko - dokończył za niego Kincaid. - Dziękuję, przyjacielu. Cóż, nie mogę
narzekać. Sam sobie na to zasłużyłem. Mam u ciebie dług wdzięczności za opiekę nad Sarą. Być
może Gilkirk i jego drużyna tak się ucieszą z Vaughna, że nie będą zadawać zbyt wielu pytań.
Sara podniosła głowę i objęła rękami twarz Adriana.
- Nie zabiłeś go, prawda?
- Nie.
- No pewnie. Kolacja gotowa. Idz i wez prysznic. Naleję ci wina. - Sara wysunęła się z jego objęć i
weszła do domu.
Adrian spoglądał za nią, wciąż dręczyła go niepewność. Niepewność sprawiała mu przykrość, ale
była lepsza niż zimna, śmiertelna pewność, że utracił Sarę. Czuł się teraz jak skazaniec, którego
egzekucję nagle wstrzymano. Niepewność niosła ze sobą nadzieję. Wszedł za Lowellem do środka i
ruszył do łazienki, zdejmując po drodze mokrą kurtkę.
Adrian przyglądał się Sarze, odkąd wyszedł z łazienki, starając się zgadnąć, o czym myśli.
Przygotowując sałatkę, mówiła o złocie i żartowała z pomysłów Lowella na prezenty ślubne. Nalała
obu mężczyznom po kieliszku wina i włożyła do piecyka bułki na zakwasie, rozmawiając o pobycie
Lowella na Hawajach i dobrodusznie wyśmiewając się z nowej, hawajskiej koszuli wuja.
Lowell także miał dobry humor i z wyrozumieniem traktował żarty Sary.
- Cieszę się, że ci się podoba - powiedział. - W walizce mam jeszcze trzy inne. Kupiłem je dziś rano
na lotnisku, kiedy czekałem na samolot. - Spojrzał na siebie z widocznym zadowoleniem.
Adrian czuł się wyłączony z rozmowy, nie bardzo jednak wiedział, jak mógłby się do nich
przyłączyć. Sara i Lowell omówili wszystkie tematy, jakie tylko przyszły im do głowy, ani słowem
nie wspominając o mężczyznie nazywanym Wilkiem. Przypuszczalnie dlatego, że o obecnych
siedzących z ponurą miną nad kieliszkiem wina, się nie mówi, pomyślał Adrian.
W trakcie kolacji Sara przypuściła wreszcie atak na wuja, domagając się odpowiedzi na nękające ją
pytania. Adrian uważnie przypatrywał się jej oczom, szukając w nich reakcji na informacje Lowella.
Skoro wierzyła we wszystkie te straszne opowieści o Wilku, nie mogła się teraz zachowywać tak
beztrosko i nonszalancko.
Adrian, ku własnemu zdumieniu, zmiął gwałtownie w dłoniach papierową serwetkę.
- Dobra, wuju, a teraz do rzeczy - zażądała Sara pod koniec kolacji, rozsiadając się wygodnie i
spoglądając na Kincaida błyszczącymi oczyma.
- Byłem aż w trzech sklepach, nim znalazłem to, czego szukałem - powiedział z uśmiechem Lowell. -
Kiedy zobaczyłem tę koszulę z ananasem, wiedziałem&
- Nie chodzi mi o hawajskie koszule i dobrze o tym wiesz. Chcę poznać prawdę o złocie.
- O złocie - powtórzył cicho. - Przypuszczalnie dostaniesz je na dwudziestą piątą rocznicę ślubu albo
wnuki odziedziczą tylko mapę z zaznaczonym miejscem ukrycia skarbu, ale tak czy owak jest to
interesujący prezent, nie sądzisz? Nawet jeśli go nigdy nie zobaczysz na własne oczy, będziesz miała
o czym mówić. Już sobie wyobrażam te historie, którymi uraczysz swoje dzieci.
- Chyba za bardzo wybiegamy w przyszłość - rzekła stanowczo Sara. - Nie interesuje mnie to, co
będę opowiadać dzieciom, zwłaszcza że ich nie mam.
- Jeszcze - wtrącił Lowell. Sara uniosła w górę brwi, ale nie spojrzała nawet w stronę Adriana.
- W tej chwili bardziej mnie interesuje przeszłość. Czy to prawda, że ukradłeś złoto CIA i schowałeś [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript