[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że on znów wypytuje ludzi? Nic na to nie poradzę. Ale możesz cierpieć. Tak jak ja cierpię. %7łeby po tylu latach nie było cię stać na odrobinę lojalności! Naprawdę serce mnie boli. Teatralnym gestem położył dłoń na białej koszuli, jak kiepski aktor udający zawał. W mgnieniu oka straciła całe współczucie dla niego. Przecież on nie ma serca. W każdym razie nigdy jej nie okazał serca. Ani łzami, ani prośbami nie zdołała go wzruszyć. Gdyby miał serce, nie groziłby jej odebraniem dziecka. Maddox chyba rzeczywiście zalazł ci za skórę, skoro znów do mnie z tym przychodzisz powiedziała, pod- nosząc do góry głowę. On nic na mnie nie ma! Twarz Roba gwałtownie poczerwieniała. Głupi gliniarz! A ty jesteś tylko jego głupią dziwką! Byłoby lepiej dla ciebie, gdybyś zmąd- rzała. Posłuchaj mnie i dobrze zrozum. Stał nad nią wielki, potężny i przerażający, syczał słowa prosto w jej twarz. Jeśli ty pójdziesz do sądu, to ja też. Przekonasz 186 Virginia Kantra się, kto bardziej ucierpi, kiedy mnie sąd przyzna prawo do opieki nad Mitchellem. Zawsze będę chciała, żebyś był ze mną tłumaczy- ła Mitchellowi Ann. Zabrzmiało to jak najświętsza przy- sięga. To nieprawda, że chcę się ciebie pozbyć. Nic takiego nigdy się nie stanie. Siedzieli obok siebie na łóżku Mitchella, oparci plecami o ścianę, z wygodnie wyciągniętymi nogami. Tak samo siadywali, kiedy Ann czytała mu książki. Teraz Mitchell miał nogi prawie tej samej długości co nogi Ann, a stopy nawet większe od jej stóp, ale przecież nadal był jej maleńkim synkiem. Patrzył na swoje kościste kolana. Na lewym była czerwona blizna z czasów, kiedy uczył się jezdzić na rowerze. Miał wtedy sześć lat. Tata powiedział, że masz teraz narzeczonego i dla- tego już mnie nie potrzebujesz. Ann była wściekła. Tak bardzo, że ręce jej się trzęsły ze złości. Splotła je mocno, położyła na podołku, żeby Mitchell nie zauważył. To nieprawda powiedziała cicho, ale stanowczo. Twój tata... się pomylił. Właściwie powinna nazwać rzecz po imieniu, powin- na powiedzieć, że to zwykłe kłamstwo, ale Mitchell był za mały, żeby go wprowadzać w sprawy dorosłych. Poza tym Rob wciąż miał prawo się z nim spotykać. On chyba nie bardzo lubi pana Palmera stwierdził Mitchell. Raczej nie. A ty? Lubiła Maddoxa Palmera. Lubiła w nim to, że Odszukać szczęście 187 wiedział, jak się obchodzić z dziećmi, z samochodami, z nią i w ogóle ze wszystkim. Lubiła dołek w jego brodzie i lubiła jego dobre oczy. Lubiła jego dłonie: duże i delikatne. Nie mogła tego wszystkiego powiedzieć dziecku. Zwiat Mitchella i tak już runął. Tylko ona mogła go ustawić z powrotem na mocnym fundamencie. Jest w porządku powiedziała. A ja go lubię. Mitchell odrobinę się rozluznił. Umie tyle różnych rzeczy. I nie wrzeszczy. Dobrze jest, jeśli ktoś nie wrzeszczy. No. Znów spojrzał na nią spode łba. Ty nie wrzeszczysz. Rob wrzeszczał. Oboje doskonale o tym wiedzieli. Mamy nie powinny wrzeszczeć. Ann zmusiła się, żeby się uśmiechnąć. Chyba że... Chyba że wybieg- niesz na ulicę albo coś w tym rodzaju. Tata mówi, że kiedy chłopcy dorastają, to bardziej potrzebują swoich ojców. Zwłaszcza jeśli mama pracuje i nie może się nimi zająć. Ja mogę się tobą zajmować zapewniła go Ann. Chcę się tobą opiekować. Milczenie trwało długą chwilę, a potem Mitchell położył dłoń na splecionych dłoniach matki. Ja też chcę się tobą opiekować, mamo. Zobaczyłem światło w oknie powiedział Maddox tytułem usprawiedliwienia. Czy mogę wejść? Ann stała w progu. Blada, spięta i tak pociągająca, że Maddoxowi serce omal nie wyskoczyło z piersi. Spojrzała szybko na schody wiodące na piętro, a po- tem odsunęła się, robiąc mu miejsce. 188 Virginia Kantra Oczywiście, ale zachowuj się cicho. Niecałą godzi- nę temu położyłam Mitchella spać. Maddox się nachmurzył. Ann miała wypisane na twarzy, że ma za sobą bardzo zły dzień. A on zamierzał jeszcze bardziej go sknocić. Wszystko w porządku? spytał, idąc za nią do pokoju. Skinęła głową, ale minę miała nietęgą. Maddox podejrzewał, że Rob znów ją nachodził. Gotów był zdjąć odznakę, odłożyć broń i raz na zawsze załatwić ten problem gołymi rękami. Jednak zanim zdążył o cokolwiek spytać, Ann od- wróciła się i przytuliła do niego. Był zaskoczony. Od- ruchowo otoczył ją ramionami i tylko przycisnął jej głowę do swojej piersi. Annie, kochanie, co... Płakała. Maddox się przeraził. Chciał jej wytłumaczyć, że nie jest odpowiednim człowiekiem, że nie może być dla nikogo opoką ani nawet zacisznym portem na sztormową pogodę, że jest twardy i szorstki, zabija ludzi i że nigdy dobrze sobie nie radził z płaczącymi kobietami. Była taka mała i leciutka, jakby prawie nic nie ważyła. Naprawdę nie potrafił jej od siebie odsunąć. Nie chciał! Idealnie do niego pasowała. Jakby została zrobiona na jego miarę. Nie mógł jej odepchnąć. Zresztą, gdyby nawet ją od siebie odsunął, to co dalej? Przecież nie miała się na kim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|