Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

małżeństwem.
- Ale on się teraz w niej zakochał. Popatrz tylko...
Widzisz czy jesteś ślepa?
Magda spojrzała na Ramonę, potem na Kamilę i Artura.
- Widzę! Przestań się na nich gapić.
- Jakie to piękne!
Magda wzniosła oczy ku niebu, pokręciła głową. Zerknęła
na Marka, zgarniającego ze stołu telefon i papierosy.
- Marek...
- Miałaś rację, to nie był dobry moment.
Grzegorz, wycierając ręce w papierowy ręcznik, wracał od
samochodu. Nie patrząc na Marka, zapytał:
- Zabiera się pan z nami do Warszawy? Ramona stuknęła
łokciem Magdę w bok.
- Jestem swoim autem. Ale dziękuję - odparł Marek,
schodząc z werandy.
Grzegorz odruchowo zerknął na mercedesa stojącego za
płotem.
- To pana? - I do Ramony: - Bogatego sobie znalazłaś
chłopca, Ramona. Gdzie znajdę łazienkę?
- Tymi drzwiami przez salon i w prawo - wyrzuciła
jednym tchem Ramona.
Gdy Grzegorz zniknął w domu, Marek delikatnym
muśnięciem dłonią po ramieniu pożegnał Magdę i odszedł do
samochodu. Kiedy wyjechał za bramę, Ramona odetchnęła z
ulgą.
-  Zabiera się pan z nami do Warszawy?"... Magda, twój
Grześ chyba nie dał się nabrać. To co powiedział...
- Gdyby tego nie powiedział - przerwała jej Magda -
nasze małżeństwo byłoby skończone.
Ramona, chwytając się za głowę, powiedziała, że idzie się
przejść nad rzekę, bo dla niej te ich małżeńskie sprawy to
chyba za wiele.
*
Tuż przed wieczorem przyjechał Leski z dwoma ludzmi,
co siedzące na werandzie Kamila z Magdą skomentowały:
Chmura się jakaś oberwała czy co? Przez kilkadziesiąt minut
kręcili się po krzakach, skąd prawdopodobnie padł strzał, po
werandzie i ogródku z kwiatami, który cały rozgrzebali,
szukając pocisku.
- Dlaczego tego nie zrobili wcześniej? - mruknęła Kamila
do Magdy.
- Bo - podjął się wyjaśnienia kręcący się pod werandą
Leski - pocisk miał być w cie... w ramieniu waszej koleżanki.
- Nie było go tam? - zainteresowała się Magda.
- Przynajmniej ja o tym nic nie wiem.
- Skąd pewność, że jest tu? - dopytywała się dalej. Leski
spojrzał na nią z niesmakiem.
- Musi gdzieś być.
- Skąd pewność - podjęła Kamila - że właśnie w ogródku?
Dopiero co go podlałam.
- Zauważyłem - mruknął Leski, po czym wskazał ręką na
fragment stylizowanego muru za ogródkiem. - Stąd, moje
panie, że odbił się rykoszetem od muru... jest wyrazny ślad... i
upadł - skierował rękę w dół - gdzieś tu! Jeśli pozwolicie,
daruję sobie tłumaczenie, dlaczego i skąd o tym wiem. Kamila
z Magdą łaskawie skinęły głowami.
- Nie wiem tylko, po co podlewałam ten ogródek -
powiedziała Kamila i mrużąc oczy przed zachodzącym
słońcem, śledziła wzrokiem wracającą groblą Ramonę. - Co
ona, u diabła, tam niesie?
Ramona kroczyła groblą, trzymając coś w dwóch palcach.
Leski odruchowo spojrzał w tamtą stronę i znieruchomiał.
Kiedy weszła furtką na podwórko, zobaczyły, że trzyma w
dwóch palcach skierowany lufą w dół rewolwer.
- Patrzcie, co znalazłam! - zawołała. - Na spacerze! Leski
chwycił się za głowę i zaklął.
- Po jakiego... Po co pani to ruszała! Proszę mi to oddać!
Wyjął z torby, leżącej na schodach werandy, foliowe
opakowanie i podsunął je pod rewolwer. Ramona od razu, z
nagłym strachem, go tam wrzuciła.
- Załatwiła sobie pani w ten sposób - dodał mściwie - po
wieczne czasy obecność swoich odcisków palców w naszej
kartotece.
- Już mam! - zawołała Ramona beztrosko. Leski zerknął
na nią z niedowierzeniem.
- Ma! - potwierdziła Magda. - Nie musi pan...
- Prosiłbym panie bardzo - przerwał jej Leski z
hamowaną złością - żeby sobie gdzieś siadły i pozwoliły mi
pracować. Bo się ściemnia! - Wlepił wzrok w Ramonę. -
Gdzie to leżało?
- Nie leżało. Było wsunięte... Między stare gazety...
Zaczęłam je przeglądać...
- Gdzie?! - ryknął jej w twarz Leski.
- W domku letnim - wyrzuciła z siebie Ramona.
Leski myślał, że już go tego popołudnia nic nie zaskoczy.
Patrzył głupawo to na Ramonę, to na Kamilę i Magdę. Magda
z Kamilą jak na komendę wzruszyły ramionami.
- Był tu dzisiaj pan Berg? - spytał Leski z niesamowitym
spokojem.
- Pojechał gdzieś... - Do Kamili w jednej chwili dotarł
sens znaleziska. - Chyba nie myśli pan, że Borys...
- To niemożliwe! - poparła ją gwałtownie Magda.
Ramona bezwładnie oparła się o poręcz werandy. Na twarzy
Leskiego pojawił się krzywy uśmiech.
- Szukaliśmy pocisku, znalezliśmy broń...
- Ja znalazłam - nieśmiało wtrąciła Ramona. Leski ją
zignorował.
- Znajdziemy pocisk, dopasujemy jedno do drugiego...
Chłopaki, przyłóżcie się! - krzyknął w stronę policjantów. - To
musi tam gdzieś być!
Ale tego tam nie było. Znalazły się stare, zardzewiałe
grabki, kilka gwozdzi i jedna moneta. Nic więcej.
Kiedy Borys wrócił i wszedł na podwórko, Leski
zamachał mu przed oczyma torebką z umieszczonym w niej
rewolwerem.
- Czy to pana broń, panie Berg? Borys tylko zerknął.
- Nie. To broń Julii.
- Pani Dunin? Od jak dawna ją ma? Borys wzruszył
ramionami.
- Dokładnie nie wiem. Piotr, jej mąż, nalegał... Kilka lat...
Pięć, sześć.
- Miał pan do niej dostęp, panie Berg?
- W każdej chwili.
Szczerość odpowiedzi Borysa nieco zdumiała Leskiego.
- Czy ktoś strzelał ostatnio z tej broni?
Borys kiwnął głową.
- Kiedy? - dopytywał Leski.
- W sobotę.
- W ostatnią sobotę?
- Zgadza się.
- Wie pan może kto?
- Wiem.
- Kto?
- Ja.
Magda potem powiedziała, że zawsze pociągała ją w
Borysie ta jego niewzruszona, niezachwiana niczym
konkretność. Borys nie nadużywał słów ani gestów,
ograniczając jedno i drugie do maksymalnego minimum. Ale
przynajmniej zawsze odnosiło się wrażenie, że to, co mówi i
robi, jest pewne.
Jak teraz.
Zwiat stanął na głowie i nic nie było już pewne. Jeden
strzał, jedna chwila i cały ciąg zachowań, który zmienił
wszystko. Dawno wróciłyby do domu, do życia, jakie było, i
trwałyby w nim jak dotąd do jakiegoś krytycznego momentu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript