Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chcieli przypieczętować mój los.
Wydarzenie to mocno nadszarpnęło odwagę króla.
 Któ\ jest w stanie stawić czoła sztyletowi w dłoni skrytobójcy, wę\owi, ukrytemu pod
łó\kiem albo truciznie dolanej do wina? No, jest jeszcze ten barbarzyńca, Conan ale& nie,
teraz, kiedy odmówił wykonania rozkazu, nawet jemu nie mogę ju\ ufać& Gotarza, wpuść
majordomusa.
Kiedy oficer wypełnił polecenie, król zapytał:
 Jakie wieści, Bardiya?
 Co się stało, panie? To&
 Niewa\ne, co ze mną. Po twoich oczach widzę, \e masz jakieś wieści. Co się stało?
 Kozacy wyruszyli z miasta na północ pod wodzą Conana, który powiedział stra\nikowi
przy Północnej Bramie, \e zgodnie z twoim rozkazem jadą pojmać Balasha.
 Dobrze. Mo\e barbarzyńca wreszcie zmądrzał& Co jeszcze?
 Donosiciel Hakhamani zastawił pułapkę na Conana, ale ten zabił jednego z jego ludzi i
uciekł.
 No i dobrze. Odwołaj Hakhamaniego, przynajmniej dopóki nie dowiemy się, co Conan
rzeczywiście zamierza. Coś więcej?
Strona 47
Howard Robert E - Conan obie\yświat
 Jedna z waszych kobiet, panie, Nanaja, córka Kujala, uciekła z pałacu. Znalezliśmy
linę, której u\yła, aby tego dokonać.
Kobad Szach zawył.
 Musiała uciec z Conanem! To nie mógł być tylko zbieg okoliczności! A on musi mieć
jakiś związek z Ukrytymi. W przeciwnym razie, dlaczego mieliby mnie atakować tu\ po tym,
jak doszło między nami do nieporozumienia? Po wyjściu z komnaty Conan musiał udać się
wprost do kryjówki owego Yezmity i nakazać mu, aby mnie zabił. Gotarzo, odwołaj stra\e.
Ruszaj w ślad za kozakami i przynieś mi głowę Conana albo sam spotkasz się z katem. Wez
przynajmniej pięciuset ludzi, bo barbarzyńca jest dziki, sprytny i nale\y z nim postępować
wyjątkowo ostro\nie.
Kiedy Gotarza \wawym krokiem wyszedł z komnaty, król jęknął.
 A teraz, Bardiya, przystaw mi pijawki. Moje \yły płoną. Gotarza miał rację. Sztylet
musiał być zatruty.
Trzy dni po swym pospiesznym wyjezdzie z Anshanu Conan siedział ze skrzy\owanymi
nogami na skale górskiego zbocza, opadającego w dół do Kushaf.
 Stanąłbym między tobą a śmiercią  powiedział do mę\czyzny siedzącego naprzeciw.
 Tak jak ty zrobiłbyś w moim przypadku, gdyby twoje górskie wilki chciały nas
zmasakrować.
Mę\czyzna w zamyśleniu skubał brodę. Był barczysty i silny. Włosy miał przyprószone
siwizną, a za szerokim pasem, jaki nosił, skrzyły się drogimi kamieniami rękojeści no\y i
sztyletów.
Był to Balash  wódz plemienia Kushafijczyków, władca Kushaf i okolicznych wiosek.
Ale powiedział skromnie:
 Niechaj ci bogowie sprzyjają! Który\ jednak człek jest w stanie oszukać śmierć?
 Człowiek mo\e albo walczyć, albo uciekać, nie nale\y wszak\e siedzieć na skale i
czekać, niby jabłko na gałęzi, domagające się, by je zerwać. Je\eli liczysz na zerwanie ugody
z królem, powinieneś wrócić do Anshanu.
 Zbyt wielu mam wrogów na dworze. Powiesiliby mnie przy pierwszej lepszej okazji.
Nie. Nie pojadę!
 A zatem wez swoich ludzi i znajdzcie sobie inną kryjówkę. W tych górach są pewne
miejsca, w które nawet król nie ma odwagi się zapuszczać.
Balash spojrzał w dół stromego zbocza, na skupisko wie\ z mułu i kamieni, które wznosiły
się ponad otaczającymi je murami warownymi. Jego nozdrza rozszerzyły się, a w oczach
pojawiły się mroczne ogniki, jak u orła wypatrującego zdobyczy.
 Nie, na Azurę! Mój klan władał Kushaf od czasów Bahrama. Niech król rządzi w
Ashan. Ten teren nale\y do mnie!
 Król będzie rządził równie\ w Kushaf  mruknął Tubal, wraz z Hattusasem z Zamory
siedzący obok Conana.
Balash spojrzał w drugą stronę, na wschód, gdzie skalna ście\ka znikała pomiędzy
urwistymi turniami. Na skałach widniały drobne, białawe sylwetki łuczników, którzy dzień i
noc strzegli przełęczy.
 Niech tu przybędzie  rzekł Balash.  Kontrolujemy przełęcze.
 Sprowadzi dziesięć tysięcy ludzi, cię\kozbrojnych, z katapultami i całą masą innego
sprzętu  rzekł Conan.  Spali Kushaf, a twoją głowę zabierze ze sobą, do Ashan.
 Co będzie, to będzie  stwierdził lakonicznie Balash.
Conan z trudem zwalczył narastającą w nim wściekłość wobec fatalizmu tych ludzi. Jego
instynkt i zaciętość, którą miał we krwi, sprzeciwiały się tej filozofii bezczynności. Jednak w
tym przypadku powstrzymał się od komentarza i siedział w bezruchu, patrząc na łańcuch skał
na zachodzie, gdzie na błękitnym, czystym niebie wisiała tarcza ognistoczerwonego słońca.
Balash machnął ręką, przechodząc nad sprawą do porządku dziennego i powiedział:
 Chciałbym ci coś pokazać, Conanie. Tam na dole, poza murami miasta znajduje się
chata, w której spoczywają zwłoki pewnego przybysza. Nigdy dotąd nie widziałem w Kushaf
takiego człowieka. Nawet po śmierci jest dziwny i zły. Myślę, \e to nie człowiek, a demon.
Chodz!
Schodząc w dół zbocza, do starej rudery, wyjaśnił:
 Moi wojownicy natknęli się na niego le\ącego u podnó\a skały. Widać spadł albo został
zrzucony ze szczytu. Kazałem im, aby go tu przynieśli, lecz umarł po drodze, mamrocząc coś
w jakimś dziwnym języku. Nazwali go demonem i chyba mieli po temu słuszne powody. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript