Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Lindo... - Chociaż wiedziała, że jej westchnienie
brzmi jak jęk, Kate nie mogła się opanować. - Mam
zranioną nogę. Spędziłam w łóżku czterdzieści osiem
godzin bez przerwy. Jeśli nie wezmę prysznica i nie
odetchnę świeżym powietrzem, chyba zwariuję.
Linda starała się ukryć uśmiech, przygryzając dolną
wargÄ™.
- Jesteśmy trochę zrzędliwi, co?
- Mogę być bardziej niż trochę zrzędliwa. - Tym
razem westchnienie oznaczało wyłącznie irytację. -
Spójrz na mnie. Czuję się, jakbym właśnie wyczołgała
siÄ™ z jaskini.
- Już dobrze. PamiÄ™tam, jak siÄ™ czuÅ‚am po urodze­
niu Hope. Kiedy już jÄ… przytuliÅ‚am, tak bardzo chcia­
łam wziąć prysznic i umyć włosy, że byłam bliska łez.
- Postawiła tacę na stoliku przy łóżku. - Masz dziesięć
minut na prysznic, potem zjesz, a ja zmieniÄ™ ci
opatrunek. Ale Kay kazał mi przysiąc, że dopilnuję,
żebyś zjadła wszystko. - Położyła ręce na biodrach.
- Więc tak się umawiamy.
- On przesadza - zaczęła Kate. - To absurdalne.
Nie musi mnie traktować jak dziecko.
- Powiesz mi to, kiedy nie będziesz wyglądała jak
chuchro. A teraz pomogę ci się umyć.
- Daj spokój, sama to zrobię! - Nie zwracając
uwagi na ból w nodze, Kate wypadła z pokoju,
trzaskajÄ…c drzwiami. Linda przeÅ‚knęła Å›miech i usiad­
ła na łóżku.
Nora Roberts 167
Po piętnastu minutach, odświeżona i zawstydzona,
Kate wróciła do sypialni. Owinięta w szlafrok Kaya,
wycierała włosy ręcznikiem.
- Lindo...
- Nie przepraszaj. Gdybym byÅ‚a uziemiona w łóż­
ku przez dwa dni, zaatakowałabym pierwszą osobę,
która by mi się sprzeciwiła. Poza tym... - Linda
potrafiła rozegrać karty. - Jeśli jest ci naprawdę
przykro, zjedz całą zupę, żeby Kay na mnie nie
wrzeszczał.
- Dobra. - Zrezygnowana Kate usiadła na łóżku
z tacą na kolanach. Przełknęła pierwszą łyżkę zupy
i stłumiła swoje obiekcje, kiedy Linda zaczęła odwijać
jej bandaż.
- NaprawdÄ™ fantastyczna.
- Zupa z owoców morza to jedna z naszych spe­
cjalności. Och, kochanie. - Oczy Lindy pociemniały,
kiedy zdjęła bandaż. - To musi boleć jak diabli. Nic
dziwnego, że Kay tak szalał.
Zbierając się na odwagę, Kate pochyliła się, żeby
spojrzeć na ranÄ™. Nie byÅ‚a zaogniona, czego siÄ™ oba­
wiała, ani spuchnięta. Chociaż miała co najmniej
piętnaście centymetrów długości, była czysta. Kate
ścisnęło w żołądku.
- Nie jest tak zle - mruknęła. - Nie wdała się
infekcja.
- Wiesz, mnie też zaatakowała kiedyś ogończa, ale
maÅ‚a. Pewnie miaÅ‚am ranÄ™ na dwa centymetry, a ry­
czałam jak dziecko. Nie mów mi, że nie jest tak zle.
- W każdym razie najgorsze przespaÅ‚am. - Skrzy­
wiła się z bólu, po czym rozluzniła mięśnie.
168 ODNALEZIONY SKARB
Linda spojrzała w twarz Kate, mrużąc oczy.
- Kay mówił, że powinnaś wziąć tabletkę, jak
będzie cię bolało.
- Jeśli chcesz zrobić mi przysługę, wyrzuć ją do
śmieci. - Kate spokojnie przełknęła kolejną łyżkę
zupy. -Naprawdę nie lubię się z nim kłócić, ani z tobą,
ale nie wezmę więcej tych tabletek i nie zmarnuję
więcej czasu. Doceniam, że Kay się mną opiekuje. To
nadspodziewanie miłe, ale więcej już nie zniosę.
- Kay martwi siÄ™ o ciebie. Czuje siÄ™ odpowiedzial­
ny za to, co się stało.
- Za mojÄ… nieostrożność? - Kate pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚o­
wą. - To był wypadek, a jeśli można kogoś winić, to
tylko mnie. Byłam tak zaabsorbowana szukaniem
skarbu, że nie zachowałam ostrożności. W zasadzie
zderzyłam się z tą ogończą. Uderzyła mnie tym
biczowatym ogonem. - Z trudem opanowała dreszcze.
- Kay był szybszy ode mnie. Zaczął mnie natychmiast
odciągać na bok. Gdyby nie on, skończyłoby się
o wiele gorzej.
- On ciÄ™ kocha.
Palce Kate zacisnęły się na łyżce. Z przesadną
starannością odłożyła ją na tacę.
- Lindo, jest ogromna różnica miÄ™dzy troskÄ…, zain­
teresowaniem czy nawet sympatią a miłością.
Linda skinęła głową.
- Tak. A ja powiedziałam, że Kay cię kocha.
Kate zdołała się uśmiechnąć i sięgnąć po herbatę,
która stygła obok talerza z zupą.
- Ty tak powiedziałaś. Nie Kay.
- Marsh też nie wyznał mi miłości, dopóki nie
Nora Roberts 169
byÅ‚am gotowa go udusić, ale to mnie nie powstrzy­
mało.
- Nie jestem tobą. - Kate oparła plecy o poduszki,
wdziÄ™czna, że minęła jej już najwiÄ™ksza sÅ‚abość i zmÄ™­
czenie. - A Kay to nie Marsh.
Zniecierpliwiona Linda wstała i zakręciła się po
pokoju.
- Ludzie, którzy komplikujÄ… proste sprawy, do­
prowadzają mnie do szału.
Kate z uśmiechem popijała herbatę.
- A inni upraszczajÄ… to, co jest skomplikowane.
Linda odwróciła się do niej, prychając.
- Znam Kaya Silvera caÅ‚e życie. ByÅ‚am Å›wiad­
kiem, jak skakał z kwiatka na kwiatek, od jednej
ślicznotki do drugiej, aż stracił rachubę. Potem ty się
pojawiłaś. - Przystanęła, oparła się o wezgłowie
łóżka. - To było tak, jakby ktoś uderzył go w głowę
tępym narzędziem. Był jak ogłuszony, Kate, niemal od
pierwszej chwili. Zafascynowałaś go.
- Ogłuszony, zafascynowany. - Kate wzruszyła
ramionami, próbujÄ…c nie zwracać uwagi na ból ser­
ca. - To miłe słowa, jak sądzę, ale żadne z nich nie ma
nic wspólnego z miłością.
Linda ściągnęła brwi, obstając przy swoim.
- Nie wierzę, że miłość pojawia się w sekundę, ona
narasta. Gdybyś widziała Kaya cztery lata temu, kiedy
wyjechałaś...
- Nie mówmy o tym, co było cztery lata temu -
przerwała jej Kate. - To już przeszłość. Kay i ja
jesteÅ›my dzisiaj innymi ludzmi, mamy różne oczeki­
wania. Tym razem... - Nabrała głęboko powietrza.
170 ODNALEZIONY SKARB
- Tym razem, kiedy to się skończy, nie będę cierpiała,
ponieważ znam granice.
- Dopiero co zeszliście się z powrotem, a ty już
mówisz o końcu i granicach. - Przeczesując włosy
palcami, Linda usiadła na skraju łóżka. - Co się z tobą
dzieje? Niczego już nie pragniesz? Nie potrafisz
marzyć?
- Byłam bardzo dobra w jednym i w drugim... -
Zawahała się, chciała starannie dobrać słowa. - Nie
spodziewam się od Kaya więcej, niż on jest gotów mi
dać. Z końcem sierpnia każde z nas wróci do swojego
świata, a między tymi światami brakuje mostu. Może
był mi pisany ten powrót, żebyśmy wynagrodzili sobie
ból, jaki sprawiliśmy sobie poprzednio. Tym razem
chcę wyjechać stąd w przyjazni. Kay jest...-Zawahała
się znowu, ponieważ to stwierdzenie było jeszcze
ważniejsze. - On zawsze był bardzo ważną częścią
mojego życia.
Linda odczekała chwilę, po czym zmrużyła oczy.
- To chyba najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek
słyszałam.
Kate roześmiała się mimo woli.
Linda potrząsnęła głową i nie dopuściła Kate do
głosu.
- Nie, nie mogę o tym dłużej mówić. Za bardzo
mnie to wkurza, a mam siÄ™ tobÄ… opiekować. - Wes­
tchnęła ciężko, z urazą w głosie, zabierając tacę. - Nie
pojmuję, jak ktoś tak inteligentny może być tak głupi.
Ale im więcej o tym myślę, tym lepiej widzę, że
jesteście siebie warci.
- To brzmi raczej jak obraza niż komplement.
Nora Roberts
171
- Bo to nie jest komplement. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript