[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypomniał sobie, co mówiła Beth o transfuzji, ale wiedział, że chłopiec nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, co go czeka. - Prześpij się trochę - powiedział. - Musisz być w dobrej formie, gdy przyjdzie mama. - Ale przecież ty jesteś - słabo zaprotestował Tony. -I przyniosłeś komiksy... - Będą tu, kiedy się obudzisz, i ja też - obiecał. - A teraz zamknij oczy i spróbuj się zdrzemnąć. Tony walczył z opadającymi powiekami. - Mack... - zaczął. - Co, kolego? - Mógłbyś przy mnie posiedzieć? - Pewnie. - Mack ostrożnie przysiadł na brzegu łóżka. Zauważył, że każdy ruch wywołuje na twarzy chłopca grymas bólu. To kolejny znak, że jego stan się pogarsza. Zaledwie usiadł, poczuł chłopięcą dłoń wsuwającą się w jego rękę. Azy stanęły mu w oczach. - W porządku - rzekł uspokajająco. - Możesz spać, a ja posiedzę przy tobie. - Mogę ci coś powiedzieć? - spytał chłopiec. - Oczywiście. - Ale nie powiesz mamie ani doktor Beth? - Nie - obiecał Mack. - Czasami boję się zamknąć oczy - wyszeptał Tony. -Boję się, że już się nie obudzę. Mack z trudem powstrzymał łzy. - Nie powinieneś się tym martwić - uspokoił go. - Nic ci się nie stanie, kiedy ja tu jestem. Tony otworzył oczy i popatrzył na niego poważnie. - Może się stać, Mack - powiedział. - A jeśli się naprawdę stanie, powiesz mamie, że ją kocham? Mack z najwyższym trudem nad sobą panował. - Myślę, że twoja mama o tym wie - powiedział - ale i tak jej powiem. Tony westchnął i zasnął, mocno trzymając rękę przyjaciela. ROZDZIAA 6 Kiedy Beth opuściła wreszcie oddział intensywnej terapii, czuła się wykończona. Stan młodego pacjenta, którego przy- wieziono z ciężką reakcją na chemioterapię, został w końcu ustabilizowany, tak że można było zawiezć dziecko do sali chorych. Beth marzyła o tym, żeby być już w domu, wejść do wanny, potem wsunąć się pod kołdrę i spać przez miesiąc. Musiała jednak odegnać od siebie tę wizję. Odetchnęła głęboko, uspokoiła się nieco i poszła do pokoju Tony'ego, żeby przygotować go na jutrzejszą transfuzję. Obawiała się spotkania z matką chłopca, która usłyszała ostatnio tyle złych wiadomości, że ta mogła okazać się już ponad jej siły. W kącie korytarza obok pokoju Tony'ego stał ze zwieszonymi ramionami i przymkniętymi oczami Mack. Opierał się o ścianę i wyglądał na równie zmęczonego jak ona sama. - Nic ci nie jest? - spytała. Potrząsnął głową, wracając do szpitalnej rzeczywistości, i uśmiechnął się smutno. - Jak ty to wytrzymujesz dzień w dzień? - spytał ze szczerym podziwem. Odruchowo zerknęła na drzwi pokoju Tony'ego. - Trudna sytuacja? - domyśliła się. Skinął głową. - Można to tak określić. Tony poprosił mnie, żebym, jeśli umrze w czasie snu, powiedział jego mamie, że ją kocha. - O Boże - szepnęła Beth. - Tak mi przykro, Mack. - Nie musi ci być przykro z mojego powodu - żachnął się. - Niech ci będzie przykro z powodu Tony'ego. %7ładne dziecko zresztą nie powinno nigdy znalezć się w takiej sytuacji. Nie powinno dzwigać takiego ciężaru. Mój Boże, jak on to znosi? Beth położyła dłoń na ramieniu Macka. Poczuła, że jego mięśnie pod skórą się naprężają. - Jestem jak najdalsza od tego, by nie przyznać ci racji, ale przecież życie nie jest ani sprawiedliwe, ani godziwe. Jeśli nie możesz przyjąć tego do wiadomości, lepiej nie wybieraj zawodu lekarza. - A ty godzisz się z tym? - spytał z powątpiewaniem. - Muszę - odparła. - Nie jest to łatwe, ale cóż mi pozostaje? Skupiam całą uwagę na naszych zwycięstwach, a nie na przegranych bitwach. - Nie zazdroszczę ci. W porównaniu z twoimi przeżyciami zawodowymi kontuzje, których doznawałem podczas nie- dzielnych meczów, to kaszka z mlekiem. Beth zmusiła się do uśmiechu. - Może i ja powinnam kiedyś spróbować gry w piłkę? - Myślę, że bardzo by ci w tym pomogły twoje zręczne ruchy. Masz silne ręce? - Jak u dziewczynki. - No tak, wyobrażam sobie. - Popatrzył jej w oczy. -Wiesz, co jeszcze chodziło dziś Tony'emu po głowie? - Co? - spytała z lękiem. - Uważa, że powinienem się z tobą umówić. Mack z niedowierzaniem potrząsnął głową. - Ten dzieciak jest tak chory, a chce mu się bawić w swaty. - To tylko jeszcze jeden dowód, że życie toczy się dalej. - Beth uśmiechnęła się smutno. - Nawet takie dziecko jak Tony to widzi. - Obserwowała napiętą twarz Macka i doszła do wniosku, że zaangażował się w sprawę chłopca znacznie bardziej, niż można było się spodziewać. - Wiesz co? Złamię ślubowanie i zaproszę cię na randkę. - Zlubowałaś, że mnie nie zaprosisz? - Patrzył na nią ze zdumieniem. - Zlubowałam, że nigdy nie zaproszę żadnego mężczyzny - poprawiła. - Miałaś szczególny powód? - To daje mężczyznie złudzenie, że zdobył przewagę - wyjaśniła. - A ty wolisz panować nad sytuacją? - Raczej tak. - Ale jesteś skłonna zrobić dla mnie wyjątek? - upewniał się. - No tak i nie każ mi tego żałować, co na pewno nastąpi, jeśli zareagujesz tak, jak można by się spodziewać, znając ciebie. To tylko kolacja, Mack. Nic więcej. Niech cię nie rozpiera męska duma. - Myślę, że potrafię ją opanować. Podobnie jak własne hormony, jeśli do czegoś dojdzie. Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem. - Widzę, że jesteś zdecydowany przekroczyć granicę. Uważaj, bo mogę cofnąć zaproszenie. - Nic podobnego. %7łal ci mnie, a poza tym nie zamierzam przekraczać żadnych granic, rozważałem rzecz czysto teoretycznie - odrzekł. - Zwłaszcza że na samą wzmiankę o tym na twoje policzki wróciły rumieńce. Beth zmarszczyła brwi. Mack starał się wyglądać na skru- szonego. Prawdopodobnie tylko udawał, ale zbagatelizowała to. - No dobrze. Zaczekasz, aż porozmawiam z panią Vitale? A potem zabiorę cię gdzieś na kolację. Popatrzył na nią pełen nadziei. - Do domu? Właśnie tam chciałbym spędzić dzisiejszy wieczór. W twoim, moim, bez znaczenia. Nie mam nastroju na przebywanie wśród ludzi. Doskonale go rozumiała. Ciągłe bycie w centrum zain- teresowania jest z pewnością uciążliwe nawet wówczas, gdy wszystko w życiu układa się bez zarzutu. Ale znajdować się pod obstrzałem wtedy, kiedy jest się przygnębionym, tak jak Mack dzisiejszego wieczoru, musi być nie do zniesienia. Usiłowała sobie przypomnieć, czy ma w domu coś do zjedzenia, bo zakupy spożywcze nie były jej najmocniejszą stroną, po czym skinęła głową. - Znajdzie się coś, co wrzucę do garnka bez obawy, że się otrujemy. - To mi odpowiada. - Zaczekaj kilka minut - poprosiła Beth. - Nie spiesz się. - Uśmiechnął się. - Jeśli chcesz zrobić przyjemność Tony'emu, powiedz mu, że zapraszasz mnie do siebie. - Obawiam się, że za bardzo by go to zachęciło do dalszego swatania! - Roześmiała się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|