Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cokolwiek próbujesz mi powiedzieć, twój styl komunikacji mi nie odpowiada. Poza tym
zwinąłeś chodnik w hallu, o mało się nie przewróciłem! Mogłem skręcić sobie kark!
Koko zmrużył oczy i zrobił niewinną minę.
- Ty diable! - rzucił Qwilleran, zbierając kawałki gazety i zastanawiając się, dlaczego
Koko to zrobił.
Rozdział trzeci
Gdyby Qwilleran przeczytał w poniedziałek rano swój horoskop, zaoszczędziłby sobie
kilku rozmów telefonicznych. Większość przyjezdnych konsultowała się z gwiazdami w
 Morning Rampage", który przysyłano codziennie do Mooseville z Nizin. W poniedziałek
rano  Rampage" przekazywał czytelnikom spod znaku Blizniąt:  Słuchaj rad swoich
współpracowników. Nie upieraj się, by robić wszystko po swojemu".
Qwilleran jednak nigdy nie czytał horoskopów. Najpierw zadzwonił do
przedsiębiorstwa XYZ w Pickax i usłyszał od Dona Exbridge'a:
- Chciałbym ci pójść na rękę, ale mamy problemy z robotą, to będzie cud, jeśli
wywiążemy się z terminów. Grozi nam utrata ogromnych pieniędzy.
Potem zadzwonił do Moose County Construction, drugiej największej firmy
budowlanej w okolicy, i usłyszał zapewnienie, że chętnie wykonaliby zleconą pracę -
przyszłego lata. W końcu właściciel Kennebeck Building Industries oświadczył, że będzie dla
nich przywilejem i ogromną przyjemnością rozbudowa chaty Klingenschoena - po Dniu
Pracy.
Qwilleran pragnął mieć nowe skrzydło w lipcu, nie we wrześniu, a jego
niezadowolenie pogłębiły dwa inne wydarzenia. Najpierw na jego lewym pośladku pojawiła
się wysypka ukąszeń jakichś insektów; doprowadzała go do szału pomimo zastosowania
kosztownego preparatu, zalecanego przez farmaceutę z Mooseville. I to jeszcze nie wszystko:
zlew w kuchni znów przeciekał!
Wzburzony, zadzwonił kolejny raz do pani Glinko i wypadł jak burza z domu, nie
kryjąc irytacji i frustracji; miał nadzieję, że opustoszała połać piachu o długości pół mili
między jego chatą a wydmami, na których stały letnie domki, pomoże mu odzyskać właściwą
perspektywę.
Spacerując, zaczął sobie uświadamiać, że przez całe dorosłe życie zadowalał się
małymi pieniędzmi; teraz, kiedy miał do dyspozycji nieograniczone fundusze, zachowywał
się jak zepsute dziecko. Usiadł na kłodzie wyrzuconej na piasek przez niedawny sztorm,
sadowiąc się ostrożnie, by oszczędzać pokąsany pośladek. Jezioro marszczyło się łagodnie, a
woda obmywała brzeg z cichym i uspokajającym pluskiem. Po plaży krążyły tam i z
powrotem biegusy. W górze skrzeczały mewy.
Zauważył, że jest ich mnóstwo na niebie od wschodu; zataczały koła, nurkowały i
krzyczały. Coś niezwykłego działo się za skałami i wierzbami, za miejscem zwanym Mewim
Punktem. Ruszył powoli w stronę cypla, by nie psuć ptakom zabawy, i gdy dotarł do drzew,
zobaczył na plaży kobietę, bezbarwną postać w płowych spodniach i swetrze. Stała nad samą
wodą i wyciągała z kieszeni swetra jedzenie, które rzucała rozradowanym ptakom. Rozpoznał
ciemne krótkie włosy Russell i jej senne ruchy. Mewy ogarnęło szaleństwo, skrzeczały i
krzyczały, walcząc między sobą w powietrzu o skrawki, nurkowały nawet i wyrywały jej z
palców okruchy. Ona zaś mówiła do nich w języku, którego nie potrafił zrozumieć.
Obserwował ten spektakl, dopóki nie opróżniła kieszeni. Potem ruszyła powolnym krokiem
na wchód, w stronę domków.
Kiedy Qwilleran szedł niespiesznie z powrotem do chaty, jego irytację stłumił spokój
plaży i zachowanie mew. Wspinaczka po wydmie była trudnym zadaniem. Brnąc po suchym
drobnym piasku, robił dwa kroki pod górę i zsuwał się dwa w dół. Co chwila musiał walczyć
z lawinami upartych ziarenek. Inni mieszkańcy wybrzeża zainstalowali sobie schody przy
domkach, pokonując w ten sposób erozję. Naprawdę był mu potrzebny stolarz...
Na polanie stała znajoma furgonetka, w kuchni zaś przebywała Joanna, borykając się z
przeciekającym zlewem.
- Jak mogło to się stać tak szybko? Przecież to naprawiłaś - oświadczył nieco
oskarżycielskim tonem.
- Potrzebuje pan nowej rury. Ten staroć jest do niczego.
- Więc dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego nie założyłaś nowej rury?
- Właśnie to zrobiłam - odparła po prostu, leżąc na podłodze, wsparta na łokciu.
Głowę miała pod zlewem.
Kiedy Qwilleran zobaczył rachunek, żachnął się.
- Co to za rura? Wykładana złotem?
- Plastikowa - wyjaśniła na swój obojętny sposób. - Mogę się napić wody?
Podał jej szklankę.
- Proszę bardzo. Myślę, że wiesz, gdzie się nalewa.
- Zamierza pan siedzieć tu całe lato? - spytała. Znów miała na wargach szminkę -
czerwoną o purpurowym odcieniu.
- Taki mam zamiar - odparł z zamierzoną zwięzłością, podejrzewając, że być może
pragnie mu składać wizyty towarzyskie każdego dnia.
Rozejrzała się po chacie, zatrzymując wzrok na indiańskich chodnikach z ich
jaskrawoczerwonymi plamami.
- Aadne chodniki.
Z jej furgonetki dobiegał skrzekliwy głos.
- To chyba krótkofalówka w twoim wozie - powiedział.
Kiedy już odjechała do następnej roboty, Qwilleran zaczął żywić wątpliwości co do
metody stosowanej przez panią Glinko. Czy Joanna, naprawiając zlew po raz pierwszy, mogła
zostawić poluzowane złącze, żeby znów zaczęło kapać? Czy taką technikę stosowała pani
Glinko? Czy szkoliła swoich ludzi jak dickensowski Fagin?
Pełen podejrzeń, sfrustrowany i niezadowolony, potrzebował terapii pod postacią
godzinnego lunchu w klubie prasowym z kilkoma znajomymi dziennikarzami, ale nie było
żadnego klubu prasowego w promieniu czterystu mil od Moose County. Pomyślał jednak o
swoim starym przyjacielu Archu Rikerze i zadzwonił do redakcji w Pickax.
Moose County, przez wiele lat pozbawione przyzwoitej prasy, miało teraz
profesjonalną gazetę z prawdziwego zdarzenia, która ukazywała się dwa razy w tygodniu,
zaspokajając lokalne zapotrzebowanie na wiadomości i ogłoszenia. Była to  Moose County
coś tam", tytuł, który zrodził się z jakiegoś żartu i przetrwał. Wydawcą i redaktorem był
wieloletni przyjaciel Qwillerana z Nizin. Właśnie do niego teraz zadzwonił - do Archa Rikera.
- Masz wolną chwilę dziś wieczorem, Arch? Dawno się nie widzieliśmy.
- Fakt! - odparł Riker. Z powodu zbliżającego się ślubu i przygotowań do nowej
publikacji nie mógł sobie przez wiele tygodni pozwolić na kawalerskie kolacje. - Jestem
wolny i głodny. Co proponujesz?
- Przeprowadziłem się na lato do chaty. Przyjedz tutaj, wybierzemy się do hotelu
 Northern Lights". Podają spaghetti w poniedziałki... Jak tam twoja urocza narzeczona?
- Urocza, akurat! Zerwaliśmy ze sobą w miniony weekend - warknął Riker do
telefonu. - Będę u ciebie o szóstej... zaczekaj! Gdzie ta twoja chata? Nigdy tam nie byłem.
- Jedz szosą na północ aż do jeziora, potem skręć w lewo, jakieś trzy mile dalej
zobaczysz literę K na cedrowym słupie.
Krótko po szóstej na polanie pojawił się samochód redaktora i Qwilleran wyszedł, by
powitać swego brzuchatego i rumianego przyjaciela w średnim wieku.
- Człowieku, idealne miejsce na letnie wakacje! - zawołał Riker, podziwiając wiekowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript