Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przed paroma minutami wichura zerwała daszek z kotłowni, lało jak z cebra...
- Aha - wtrąciłam, \eby nie pomyślał, \e nie zrozumiałam.
35
rhocia\ nie zrozumiałam. Ale w tej chwili nie zrozumiałabym wiasnego imienia. I
dodałam: - A ja Dominika - gdy\ przypomniało mi się, \e nie tak dawno pytał o to.
Po czym widząc, ze składa swoje szczotki i pasty, zapytałam w nieustającym
oszołomieniu. - Ile ci płacę?
- Pięć złotych - powtórzył bez zdziwienia. Przynajmniej za
to byłam mu wdzięczna.
A kiedy ślamazarnie grzebałam w portmonetce, ni stąd, m zowąd zadał pytanie, z
powodu którego jeszcze dziś rano skoczyłabym z radości.
- Co robisz wieczorem?
Dziś w południe to pytanie sparali\owało mnie.
- Jestem zajęta - odpowiedziałam w popłochu, wrzucając pięciozłotówkę do jego
blaszanego pudełka. Jak\e ona straszliwie zabrzęczała! - Bardzo zajęta. Dziś
wieczorem jestem najbardziej zajęta w \yciu.
-Zatem niech ci się uda ten najwa\niejszy wieczór. -Uśmiechnął się do mnie
sympatycznie i wetknął nos w gazetę.
Wróciłam do domu, usiadłam z bezsilnie opuszczonymi rękami naprzeciw równie
bezradnego Johna R. Melga i popadłam w letarg, jaki zdarza się jaszczurkom, a
nie ludziom. Jedno wiedziałam na pewno: jeśli chcę zachować dla siebie odrobinę
szacunku, muszę w sobie zabić to, co tam kiełkuje. Zabić bez litości i bez
namysłu. Dla zdrowia. Dla lepszej przyszłości. Dla moich dzieci i wnuków.
Poniewa\ to wcale nie jest miłość. Ja, była mę\atka, kobieta po przejściach,
chyba wiem, co to jest miłość, prawda? To nie jest miłość. Nazwij to, jak chcesz,
czyści-bucie. Nazwij to, jak chcesz, Johnie R. Melgu. Nazwijcie to, jak chcecie,
wy wszyscy. Aleja wiem swoje.
Przez resztę dnia widziałam jego ręce, smukłe palce bez obrączki i śladu po niej.
Wieczorem zadzwoniłam do Gośki, \eby od czegoś zacząć planowane zabijanie.
Opowiedziałam jej o szkole, a ona opowiedziała mi o wizycie u kosmetyczki. Ja
powiedziałam jej, \e w przyszłym tygodniu mam zamiar zrobić to elektryczne
złuszczanie skóry, po którym jest się gładkim niczym pupa noworodka, i \eby
powiedziała mi, jak to się nazywa. Ona powiedziała mi, \e w przyszłym tygodniu
ma zamiar zapisać się na kurs
36
hiszpańskiego. Akurat hiszpańskiego, choć nigdy wcześniej o tym nie wspominała.
Więc przerwałam na chwilę zabijanie.
- Powiedz mi, Gośka - zapytałam - co to znaczy, je\eli kogoś nazywają Pedro?
- śe tak mu dali na chrzcie.
- Nie na chrzcie. Tak tylko. śe niby co? śe ma hiszpański temperament czy co?
- Bo ja wiem? - zastanowiła się Gośka. - Pamiętasz tego gościa z Juraty, o
którym ci mówiłam dwa lata temu? Miał temperament jak trzech Hiszpanów, a
nazywał się Niuniek.
- To musi być co innego. Rusz głową!
- Coś ty, Do, masz mnie za wró\kę? A po co ci to? Znałam w \yciu rozmaitych
facetów, ale Pedra nigdy. Z wyjątkiem tajemniczego don Pedra Carramba, pamiętasz?
Chryste, oczywiście, \e tak! Z dobranocki! Tajemniczy don Pedro z Krainy
Deszczowców! A tamten przyszedł do przytułku, kiedy była burza i lało jak z
cebra!
- To on, Gośka! - wrzasnęłam. - Mam go!
- Jaki on?
- Ten, który zawrócił mi w głowie! Tajemniczy don Pedro z Krainy Deszczowców.
- Więc czyścibut ju\ nieaktualny?
- Czyścibut jest z Krainy Deszczowców! Tylko czemu nazywają go tajemniczy?
W słuchawce zapadła cisza, potem Gośka cmoknęła z zadumą.
- Wiesz, Do, pytałaś mnie, czy ci nie odbiło. Zdaje się, \e dzisiaj mogę ci ju\
odpowiedzieć.
- Nie, Gośka - zaprzeczyłam. - Dzisiaj to ja o nic cię nie pytam. Dzisiaj sama
znam odpowiedz.
W ramach zabijania
W środę zadzwonił Sebek, \e ma dwa bilety na  Carmen" o dwudziestej. Dlaczego na
środę, a nie na sobotę, dlaczego na
37
 Carmen", a nie na  Raport mniejszości" z Cruise'em, dlaczego Sebek, a nie kto
inny? Wszystko nie tak. Kiedy indziej odmówiłabym od ręki, ale skoro ju\ miałam
w sobie zabijać to, co wiecie, zgodziłam się. Uprzedziłam tylko Sebka, \eby ta
 Carmen" nie była za długa, bo w czwartek mam lekcje od ósmej rano.
Sebek po całych dniach komputeryzuje, co się da, więc kiedy raz na pół roku uzna,
\e czas się ukulturalnić, wali z grubej rury. Opera, pantomima, chór
starocerkiewny. Wszystko przyjezdne, poniewa\ u nas nie ma pantomimy ani opery,
tylko dom kultury. Wło\yłam czarną mini, czarne rajstopy, czarny golf i srebrny
łańcuch na wierzch. Do tego przewiązałam głowę czerwoną apaszką. Gdyby nie
Carmen, byłabym najoryginal-niej odstrzelona na całej sali. Nie co dzień zabija
się miłość swojego \ycia.
- Pięknie wyglądasz - powiedział Sebek.
- Drobiazg - odpowiedziałam, a pomyślałam: I co z tego? Oceny Sebka nie są
miarodajne. Dwa miesiące temu zastał mnie w czasie wieszania zasłon na oknie.
Otworzyłam mu z trzema metrami lnianego płótna przerzuconego przez ramię, a on
ucałował mnie szarmancko w policzek i powiedział:  Jeszcze cię w tym nie
widziałem. Pięknie wyglądasz!".
Na operze nie mogłam się skupić, poniewa\ wcią\ śpiewali. Naturalnie nie jestem
ćwierćinteligentką i wiem, \e w operze się śpiewa. Po to jest opera. Ale tym
razem czułam nabitą głowę i nie miałabym nic przeciwko temu, \eby dali sobie
spokój. Trochę ciszy. Tym bardziej \e zachowanie pozostałych widzów świadczyło, [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript